[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-I nie aresztujesz go? Pozwalasz chodzić mu na wolności?- Bo wiem, że nie ucieknie.Nie mogę go jednak areszto-wać, bo jeszcze nie potrafię dowieść mu przestępstwa.- Bardzo jest to dla mnie dziwne.Uważaj, żebyś niewpadł.- Nie bój się, sytuacja rozwija się zgodnie z moimi prze-widywaniami.- Powiedz, kto to jest? Helski? Ligman? Ten strażnik?Inni dyrektorzy? Wozni? Urzędnicy z buchalterii?- Masz rację.Jeden z wymienionych przez ciebie. - Niech cię diabli! - porucznik był naprawdę zły.- Niedogadam się z tobą.Powtarzam jednak, że natychmiastbym zamknął tego byłego kasiarza.- A ja nie.Wierzę, że ludzie, którzy hodują złote rybkii dla ich życia są gotowi poświęcić swoją wolność, nie mo-gą być zli.ROZDZIAA XIGdy parę minut po ósmej kapitan Piotr Jarkowskiwchodził do gmachu Powszechnego Banku Rzemiosła,stary wozny Franciszek powitał go w szatni ukłonem.Poraz pierwszy ten ukłon nie był mieszaniną bezczelnościi lekceważenia, lecz wyrazem szacunku.Informując ofice-ra milicji, że  pan prezes jeszcze nie przyszedł, ale tylko gopatrzeć", Franciszek zauważył konfidencjonalnie:- Pan kapitan zwolnił Zaczewskiego?- Nie mogłem go zwolnić, bo wcale go nie aresztowałem.W tej sprawie zaaresztuję jednego człowieka - złodzieja.150151- Porządny człowiek z pana kapitana.I pan wie, co robi.- A pan, panie Franciszku, nie ma mi nic do powiedzenia?- Co ja tam wiem? Zwykły wozny jestem.- Nadal uważa pan, że niepotrzebnie nas tu wezwano?- Nie moje rządy.Pan prezes kazał i załatwione.Aleprezes Potulicki na pewno nie wzywałby milicji.- Bo jej wówczas jeszcze nie było.- Nie wiem, nic nie wiem.Niech pan kapitan poczekana prezesa na górce.Widząc, że ze starym uparciuchem nie poradzi, kapitanposzedł na pierwsze piętro.Tu na zwykłym miejscu dyżu-rował strażnik Zaczewski, który nisko ukłonił się oficero-wi milicji.- Jak tam rybki?- Całą noc pracowałem.Musiałem wyczyścić wszystkieakwaria.Trzy ładne okazy usnęły.Na nikim teraz niemożna polegać, nawet na najbliższych.Człowiek wyjechałna kilka dni i już taka strata.Zapomnieli kiedyś włączyćpompkę.Kapitan usiadł w fotelu, wyjął gazetę i zaczął ją prze-glądać.Nie zdążył jednak tytułów przeczytać, gdy nad-szedł naczelny dyrektor banku Marian Chudziński i po-prosił oficera do swojego gabinetu.Była to długa narada.Trwała przeszło półtorej godzi-ny.Jej rezultatem było rozporządzenie prezesa, że naza-jutrz o godzinie jedenastej mają się stawić w jego gabine- cie: cały wydział księgowości, dyrektor Helski, wozny Na-wrocki, czterech strażników i obydwie sprzątaczki.Ra-zem 14 osób.Bardzo dziwne było to zebranie.Uprzednio woznyFranciszek przyniósł do gabinetu większą ilość krzesełi postawił je naokoło pod ścianami.Wszyscy zaproszenispotkali się na galeryjce pierwszego piętra.Dyrektor Hel-ski pierwszy zapukał i wszedł do pokoju naczelnego dy-rektora.Za nim - reszta.Prezes Chudziński poprosił przybyłych o zajęcie miejsc,po czym przeprosił zebranych, że zostawi ich na chwilę sa-mych, lecz jego nieobecność potrwa bardzo krótko.Uczestnicy tego dziwnego zgromadzenia znali się do-skonale.Wiedzieli, że to właśnie oni są posądzeni o kra-dzież 10 milionów złotych z zamkniętego skarbca banku.Jedni patrzyli podejrzliwie na innych, drudzy unikaliwzroku sąsiadów.Nikt też nie odezwał się ani słowem.NawetJaworek, urzędnik księgowości, słynący jako najdowcipniej-szy człowiek w całym banku tym razem stracił cały swój kon-cept i milczał.Prawie z radością powitano więc powrót preze-sa, który wszedł razem z dwoma oficerami milicji.KapitanJarkowski trzymał w ręku pękatą, dobrze wypchaną teczkę.- Proszę panów, a właściwie proszę państwa, bo mamytu i trzy panie - zagaił prezes.- Zaprosiłem was do siebiena prośbę przedstawicieli milicji.Domyślacie się zapewne,że chodzi o smutne wydarzenie, jakie miało miejsce w na-szym banku przed kilkunastu dniami.Oddaję głos kapi-tanowi Jarkowskiemu.- Przede wszystkim dziękuję panu prezesowi za zebra-nie państwa tutaj.Możemy w tym gabinecie spokojnieostatni raz porozmawiać.Zledztwo w sprawie kradzieżyzostało właściwie zakończone.Pracownicy z zaciekawieniem spoglądali na oficera mi-licji, on zaś ciągnął dalej.- Gdy rozpoczynaliśmy dochodzenie, bez trudu ustali-liśmy, że kradzieży mógł dokonać tylko ktoś z wewnątrz -pracownik banku.Taką możliwość miały jedynie te osoby,które przebywały w gmachu banku między godziną trze-cią, to jest wtedy, kiedy kończy się urzędowanie, a ósmąrano następnego dnia - godziną rozpoczęcia pracy w ban-ku.Nie było też trudno ustalić, że potencjalne możliwościdokonania kradzieży miało 14 osób.Właśnie wszyscy tuobecni, oczywiście z wyjątkiem pana prezesa i nas dwóch,przedstawicieli milicji.Dyrektor Helski nerwowo wyciągnął z kieszeni papiero- śnicę, wyjął papierosa i zapaliwszy go, głęboko się zaciągnął.Gdyby nawet nikt nie zauważył, że drżały mu przy tym ręce,i tak można było się zorientować, w jakim stopniu jest zde-nerwowany.Prezes Chudziński nie palił i nie znosił, abyw jego gabinecie ktoś sięgnął chociażby po zapałki.152153- Ustaliliśmy również, że kradzieży dokonał jeden czło-wiek.Posłużył się kompletem kluczy, które zostały doro-bione.Człowiek ten w nie znany dotychczas sposób zdo-był odciski woskowe oryginalnych angielskich kluczy doskarbca i następnie dorobił duplikaty tak dobrze, że dzię-ki nim zdołał otworzyć wszystkie zamki pancernych drzwi.Mając w swoich rękach klucze, przestępca czekał na do-godny moment dostania się do trezora.Mógł wielokrotniedobrać się do kasy banku, ale wówczas stosunkowo łatwobyłoby ustalić tożsamość złodzieja.Cierpliwie czekał oka-zji, gdy liczba podejrzanych będzie jak największa.Wre-szcie nadarzyła się taka sposobność.Cały wydział księgo-wości został po południu w banku, a po szczęśliwym za-mknięciu bilansu zorganizował na miejscu małą uroczy-stość.Nie nazwałbym tego popijawą, bo wódki było nie-wiele [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl