[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie poznajesz? To Władca Ognia i Podziemi  objaśnił Diament, którystał blisko niej. O, a tam dalej Sztormowy Pan! Ale ślicznotki!Z zaciekawieniem wyciągnęli szyje.Pojazd władcy mórz i oceanów był oka-zalszy, a ciągnące go woły tym razem białe.Na zwojach błękitnej tkaniny wy-obrażających fale wylegiwały się dziewczęta, odziane nader skromnie w skrawkisrebrzystej siatki.Dwie z nich rzucały w tłum jakieś drobne, białe przedmioty.Róża wyjaśniła zaciekawionej Jagodzie, że są to  muszelki szczęścia.Szczęściebędzie miał ten, kto je złapie i nie da sobie odebrać, rzecz jasna.Muskularny czło-wiek wyobrażający Sztormowego Pana  pomalowany na niebiesko, z zielonymijak wodorosty włosami i odzieniem składającym się w całości z sieci okręconejwokół lędzwi  dął w wielki róg, a od czasu do czasu czerpał wodę ze stojącegoobok ogromnego dzbana i  ku ogólnej uciesze  chlustał nią na widzów.Zaraz potem nadciągnął roztrzepotany korowód tancerek z olbrzymimi wa-chlarzami.Chłopcy obserwowali je z zapartym tchem i wytrzeszczonymi oczami,a Gryf omal nie wypadł za barierkę. One są.!  zachichotała jagoda..gole  dokończyła Róża rzeczowo.Co najmniej trzydzieści dziewcząt paradowało na oczach tłumu bez cieniawstydu.Może dlatego, że doskonałą anonimowość zapewniały im maski i peru-ki z kolorowych piór.Tancerki miały na sobie jedynie pozłacane sandałki i wą-ziutkie przepaski zakrywające łono.Ich ciała w całości pokrywały namalowaneornamenty.Ogromne wachlarze z pawich piór wirowały wokół nich podczas za-chwycającego tańca.Trochę przypominały cudowne ptaki, a trochę gigantycznemotyle.Towarzyszyła im muzyka dzwoneczków, bębenków i podwójnych fletów. Służki Władcy Skrzydlatych.Przepiękne, prawda?  powiedziała Różatuż przy uchu Jagody. Ja też kiedyś tak tańczyłam  dodała nie bez dumy.Zaskoczona dziewczyna oderwała na chwilę oczy od widowiska, by spojrzećna sąsiadkę.Na twarzy Róży nie było jednak widać śladu zawstydzenia.Jedynie94 rozmarzenie. Przed paru laty zrezygnowałam.Trochę utyłam, no i trzeba przecież zrobićmiejsce młodszym.Tymczasem na dole przesuwały się coraz to nowe postacie z licznego gronabóstw i bóstewek podległych Matce Zwiata.Była tam Księżycowa Bogini, KrólSłońce calusieńki jednolicie złocisty i błyszczący łącznie z tronem oraz wozem,który ciągnęły konie o pozłacanych grzywach, ogonach i kopytach.NadjechałPodniebny Woznica, niechętnie dzielący swą władzę z Wiatromistrzami, Leśnyokryty wilczą skórą, a także Pani Lawin, bardzo poważana przez górali, razem zeZrodzonym z Kamienia, który co prawda cieszył się największą czcią w North-landzie, ale i w Lengorchii miał kilka świątyń; oraz parę pomniejszych postaciz boskiego panteonu.Jak zwykle najbardziej życzliwie przyjmowane były Bo-skie Bliznięta  opiekuńcze duchy małych dzieci.Niewielki wózek ozdobionykwiatami i zaprzężony w pstrokate kozy został przywitany wesołym śmiechemi okrzykami.Chłopczyk w słonecznie żółtej tunice powoził, machając do tłumuzieloną gałązką.Roześmiana dziewuszka, bardzo podobna do brata, klęczała nawózku, rozrzucając garściami karmelki.Dzieciarnia przeciskała się między noga-mi dorosłych i z piskiem zbierała słodycze. W naszej rodzinie też są blizniaki  oświadczyła Jagoda. Też mogłybytak wystąpić. Zawsze biorą dzieci z zamożnych rodzin  powiedziała Róża. Takie tojuż jest życie. My też nie jesteśmy biedni  odparła dziewczyna.Za blizniętami znów sunął szereg żołnierzy.Błękitne tym razem pióra wskazy-wały, że należą do oddziału zamkowego.Za nimi pojawiły się zwierzęta ofiarne.Dwa byki  czarny i biały  prowadzone przez kapłanów na sznurach uwiąza-nych do rogów.Szły wyjątkowo spokojnie, zapewne zawczasu oszołomione nar-kotykiem.Czekała je rytualna śmierć przed świątynią Matki  krew, zebranąw misy, dostanie Bogini, a mięso zwyczajowo będzie podzielone między najbied-niejszych. Ach, więc jednak. mruknęła nagle Róża, a wśród obserwatorów pod-niósł się podniecony szmer.Za zwierzętami ofiarnymi kroczyła samotnie kobietaw długiej sukni o barwach Bogini  zielonym i czerwonym.Długie czerwonewstęgi wlokły się za nią po kamieniach.Posypały się pytania. Co ona tam robi!?  krzyknął przestraszony Winograd. Tylko mi niemówcie, że ją zabiją razem z tymi bykami! Głupiś!  prychnęła Róża z irytacją. To już nie te czasy! Historii cięnie uczyli, czy co? Słyszałam, że senatorowi ciężko zachorowało jedyne dzieckoi matka chce złożyć ofiarę Matce Zwiata z prośbą o zdrowie dla córki. A co na to Stworzyciele?  zainteresował się Stalowy. Nawet najlepszy podobno nie mógł pomóc.Dziewczynka jest umierająca.95 Jeśli Bogini nie przyjmie ofiary, to nie ma już żadnej nadziei. Ofiara krwi? Plotkarze miejscy twierdzą, że ona chce obciąć sobie palce.Słuchaczy zatkało. W-wszszystkie.?  zająknął się Myszka ze zgrozą. Oba najmniejsze.Bez przesady.Choć pewnie dałaby odrąbać sobie ręce,gdyby wiedziała, że to pomoże  wyjaśniła Róża.Patrzyli za oddalającą się statecznym krokiem kobietą.Szła wyprostowana,a jej postawa świadczyła o cichej determinacji. Boi się  rzekł Koniec półgłosem. Oby ją Matka wysłuchała. O ile w ogóle istnieje  mruknęła do siebie Jagoda, nieodrodna córkaniedowiarka Słonego.Usłyszana wieść zwarzyła jej dobry humor.Podsunęła sko-jarzenie z kobietą, która dała Jagodzie życie i.nic więcej.Księżycowy Kwiatbardziej była matką dla małej Jagody niż ta rodzona.Tamta, której rysy dawno jużzatarły się w pamięci dziewczyny, pewnie nigdy nie zdobyłaby się na taką ofiarędla swojego dziecka.Tymczasem w finale parady nadciągnął najbardziej okazały zaprzęg.Bestia-rowie prowadzili przed nim na smyczach płowe lwy górskie, brązowo-rude ty-grysy i czarne hajgońskie pantery.Wóz Bogini wyglądał jak ruchomy pagórekcałkowicie pokryty kępami trawy i trzciny, liśćmi i kwiatami.Były nawet na nimumieszczone małe drzewka.Kobieta, którą spotkał zaszczyt odgrywania samejMatki Zwiata, wydawała się nadnaturalnie wysoka.Kamykowi przyszło na myśl,że musi stać na jakimś cokole, okrytym fałdami długiej, soczyście zielonej sukni.Bogini ściskała w ręku wysoką laskę, zakończoną głową węża.U jej stóp warowałduży pręgowany kot.Chwilami spoglądał z dezaprobatą na małe kozlę pobekującez drugiej strony i unosił łapę, jakby chciał je skarcić za nieprzystojne zachowa-nie.Mijając dom Kowala, Bogini poruszyła nieznacznie głową, rozglądając się.Miała pełną, macierzyńską twarz i usta o łagodnym zarysie.Na ułamek chwili jejwzrok spotkał się ze wzrokiem Kamyka, który odniósł wrażenie, że dostrzegła goi zapamiętała.W dziwny sposób wydało mu się, że owo spojrzenie przylgnęło dojego twarzy, dotknęło jej.W dobrotliwym obliczu Matki Zwiata osadzone byłyoczy niepokojące, głębokie jak dziury wycięte w masce.Chłopak poruszył głowąi ramionami, próbując otrząsnąć się z osobliwego uczucia.Wybujała fantazja, otco.Za pojazdem Bogini ciągnął pochód kapłanów i kapłanek, dalej zaś zwartakolumna pielgrzymów i gapiów.W miarę jak wóz jechał naprzód, tłum falował,jakby wiatr pchał przez wodę głęboką zmarszczkę  to chyliły się głowy przedmajestatem Matki Zwiata.Uroczysta procesja miała się ku końcowi.Dzwięk gon-gów cichł w miarę oddalania się muzyków.Finał miał odbyć się w samej świątyni,lecz tam żaden z gości Kowala się nie wybierał.96 * * *Gra subijat była starsza niż samo cesarstwo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl