[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Czy.pan Folgat?  zapytał nieznajomy. Tak  odpowiedział adwokat.LRT  Dobrze! Jestem agentem, którego mój przyjaciel Goudar wyprawił do Anglii.Pan Folgat aż podskoczył z ciekawości. Dawno pan przybyłeś? Dzisiaj rano.Spózniłem się o całą dobę.wiem o tym, dowiedziałem się z dziennikakupionego na stacji.Pan de Boiscoran jest skazany.Jednakże przysięgam panu, że nie straci-łem ani jednej minuty i sumiennie zarobiłem przyrzeczoną mi nagrodę w razie, jeżeli sięrzecz uda. Więc powiodło się panu? Naturalnie.Wszakże doniosłem panu z Jersey, że jestem pewny swego! I znalazłeś pan pannę Lucy? W dwadzieścia cztery godziny po napisaniu listu do pana, w domu publicznym BoulyBay.Nie chciała jechać ze mną, kanalia jedna! Ale ją pan przywiozłeś? Ma się rozumieć! I ulokowałem w Hotelu Francuskim, a potem przyszedłem do pana. Czy ona wie, o co idzie? Wie o wszystkim. Przyprowadz ją pan do mnie.Od chwili, jak pan Folgat powziął nadzieję osiągnięcia jakiegoś rezultatu z tego kroku,postanowił wyciągnąć z niego wszelkie możliwe korzyści.W albumie Dionizy, wśród kilku-dziesięciu fotografii znajdował się wizerunek słynnej z nadzwyczajnej piękności hrabiny deClaudieuse.Poszedł więc po album i zaledwie zdążył położyć go na stole, agent wróciłtrzymając pod rękę sprowadzoną przez siebie Angielkę.Byłą taka, jak ją opisał kelner z wi-niarni na ulicy des Vignes.Na pierwsze pytanie pana Folgata odpowiedziała bez namysłu bardzo zrozumiale w ję-zyku francuskim, chociaż z obcym akcentem: Cztery lata służyłam w domu przy ulicy des Vignes i pewnie byłabym tam dotądjeszcze siedziała, gdyby nie ta nieszczęsna wojna.W pierwszych zaraz dniach zorientowa-łam się, że moim obowiązkiem było pilnować miejsca, w którym schodziło się dwoje ko-chanków.Nie bardzo mi to przypadło do smaku, bo przecież każda z nas, ma swoją miłośćwłasną.Kiedy miała przyjść, pan wyprawiał mnie zawsze to do Wersalu, to do Saint Germain, tonawet do Orleanu.Zrozumiałam te manewry i zabolały one mnie tak strasznie, że postano-wiłam sobie wyjaśnić to wszystko, co przede mną zbyt starannie ukrywano.Niewielka tobyła praca.Zaraz w następnym tygodniu wyśledziłam, że mój pan nie nazywa się bynajmniejsir Burnett, ale że to było nazwisko pożyczone chwilowo od jednego z jego przyjaciół. Jakżeż się pani do tego wzięła?  zapytał pan Folgat.LRT  O, bardzo prosto.Pewnego dnia, kiedy mój pan wyszedł z domu piechotą, wybiegłamza nim i ujrzałam go wchodzącego do jednego okazałego domu przy ulicy Uniwersyteckiej.Przed tym domem stało kilku służących, którzy mu się kłaniali z wielkim uszanowaniem.Namoje pytanie, kim jest ten pan, odpowiedzieli mi, że to syn margrabiego de Boiscorana. Dobrze.co do pana.Ale cóż pani wiesz o damie, która go odwiedzała?Suky Wood uśmiechnęła się ironicznie. Z nią postąpiłam tak samo.Ale potrzebowałam na to czasu i cierpliwości, ponieważbyła niezmiernie ostrożna, tak że kilka moich wycieczek za nią spełzło na niczym.Ale imwięcej się kryła, tym większa była moja ciekawość.Panowie to rozumiecie.Nareszcie, jed-nego wieczoru, kiedy wyjeżdżała od nas powozem, ja wzięłam dorożkę i pognałam za nią.Wysiadała na ulicy Ferme des Mathurins.Nazajutrz poszłam na zwiady do odzwiernego ijego żony i tam, udając kobietę, szukającą jakiegoś miejsca, dowiedziałam się, że ta pani by-ła z prowincji, że była zamężna, że corocznie przybywała do swoich krewnych w Paryżu najaki miesiąc czasu, że się nazywa hrabina de Claudieuse.No i tyle.A mój pan, Jakub de Bo-iscoran myślał, że Lucy nic wiedzieć nie powinna i nie mogła! Jakie głupstwo! Ale czyś pani widziała tę damę?  zapytał adwokat. Widziałam tak dobrze, jak pana teraz widzę. I poznałabyś ją? Wśród tysiąca innych. Nawet z portretu? Pewnie bym się nie omyliła.Pan Folgat podał jej album Dionizy, mówiąc: A więc pokaż mi ją pani.Przewróciwszy kilkanaście kartek.Suky Wood wskazała palcem na fotografię hrabinyde Claudieuse i zawołała radośnie: To ona!Nie było już najmniejszej wątpliwości.Jednakże adwokat jako przezorny prawnik zapy-tał jeszcze: Czy pani możesz to, coś mnie teraz powiedziała, zeznać przed sądem? Zeznam z największą chęcią, boć to jest najświętsza prawda. W takim razie postaramy się natychmiast o stosowne mieszkanie dla pani, w którymzechcesz zaczekać na wezwanie.Bądz pani zupełnie spokojna.Na niczym ci nie będziezbywać i otrzymasz za cały czas odpowiednią płacę.Jeszcze pan Folgat nie dokończył tych słów, kiedy nagle, jakby jakaś zawierucha, wpadłdo gabinetu doktor Seignebos, wołając tryumfalnie: Zwycięstwo! Tym razem zwycięstwo najzupełniejsze!LRT Nie chcąc obszerniej mówić wobec miss Lucy i agenta, wyprawił oboje bez żadnej ce-remonii z pokoju, a po ich wyjściu, rzekł do pana Folgata: Wracam ze szpitala.Widziałem Goudara.Powiodło mi się najzupełniej, bo Cocoleuodzyskał przy nim mowę. I cóż powiedział? To, o czym wiedziałem, że powie, skoro mu się rozwiąże język.Ale pan sam gousłyszysz, bo to nie dosyć, że Cocoleu przyznał się do wszystkiego Goudarowi; tu trzebajeszcze świadków, którzy by zeznania tego nędznika mogli potwierdzić. On wobec świadków znowu nie będzie mówić. Ale on ich nie zobaczy, będą ukryci.Miejsce sprzyja doskonale takiemu podejściu. A jeżeli i wobec tych ukrytych świadków Cocoleu uprze się nic nie powiedzieć? Bynajmniej.Goudar odkrył sekret wciągnięcia go do gawędy.Ha! Jaki to zręcznyczłowiek, jak on doskonale zna swoje rzemiosło! Czy masz pan do niego zaufanie? Najzupełniejsze. Więc on ręczy za skutek.Powiedział mi bowiem: przyjdz pan dzisiaj między godzinąpierwszą a drugą, z panem Folgatem, prokuratorem i panem Davelinem.Ukryjcie się wmiejscu, które wam wskażę i słuchajcie.Potem pokazał mi ową kryjówkę i nauczył, w jakisposób mam go uprzedzić o naszej obecności.Teraz pan Folgat przestał się już wahać i powiedział: Więc nie mamy chwili do stracenia, chodzmy do sądu.Ale zaraz na korytarzu doktor i pan Folgat zatrzymani zostali przez pisarza Mechineta,który nadzwyczaj uradowany oświadczył im, że właśnie przychodzi z polecenia pana Daubi-geona.Następnie opowiedział im wszystko, co się z rana wydarzyło, tudzież zeznania Chemi-nota i służącej państwa de Claudieuse. Ha! Tym razem to już mamy pewny ratunek!  zawołał doktor Seignebos.Adwokat aż pobladł ze wzruszenia, a w końcu rzekł: Wypadałoby nam zawiadomić o wszystkim margrabiego de Boiscorana i pannę Dio-nizę. Nie  odparł doktor  dajmy spokój, dopóki nie będziemy mieli zupełnej pewności.Chodzmy już!I bardzo słusznie, że się spieszyli.Prokurator i sędzia czekali na nich z wielką niecier-pliwością.Skoro bowiem weszli do sali, pan Daubigeon zapytał ich zaraz: A co? Czy Mechinet powiedział wam wszystko?LRT  Tak jest  odpowiedział pan Folgat  lecz my wiemy jeszcze coś więcej, czego pa-nowie nie wiecie.I zaczął opowiadać o przybyciu miss Lucy Wood i jej zeznaniu.Zgnębiony tylu dowo-dami swej omyłki sędzia Galpin-Daveline siedział nieruchomy nie mogąc wymówić słowa.Ale pan Daubigeon był rozpromieniony radością [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl