[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dzisiaj były mi te dane potrzebne,a ja znalazłem tylko stan z ubiegłego tygodnia.- Zum Befehl, Herr Oberleutnant! - szczeknął Szwejk i powoli oddalił się doswego wagonu.Porucznik Lukasz, przeszedł się po torze rozmyślając: Właściwie powinienem był jednak dać mu parę razy w pysk, a ja tymczasemgawędziłem sobie z nim niby z przyjacielem.Szwejk z wielką powagą właził do swego wagonu.Miał dla siebie szacunek.Przecież nie zdarza mu się co dzień, aby zrobił coś tak strasznego, iż nigdy się otym nie dowie.- Panie rechnungsfeldfebel - rzekł Szwejk usadowiwszy się na swoim miejscu -pan oberlejtnant Lukasz zdaje się być dzisiaj w bardzo dobrym usposobieniu.Przesyła panu pozdrowienia i każe panu powiedzieć, że pan jest fujara, bo jużtrzy razy prosił pana o stan liczebny szeregowców.- Herrgott - nadąsał się Vaniek - ja tych plutonowych nauczę! Czy ja temuwinien, że każdy taki oferma plutonowy robi, co mu się podoba, i nie poda stanuswego plutonu? Czy mogę sobie takie liczby wyssać z palca? Aadne stosunkupanują w naszej kompanii! To może mieć miejsce tylko w 11 kompaniimarszowej.Ale ja wiedziałem, że tak będzie, bo ani przez chwilę nie zapomniałemo nieporządkach, jakie u nas panują.Jednego dnia mają w kuchni o cztery porcjeza mało, na drugi dzień o trzy za dużo.Gdyby mi te łotry przynajmniej dały znać,że ten a ten jest w szpitalu! Jeszcze w przyszłym miesiącu miałem w ewidencjiniejakiego Nikodema i dopiero przy wypłacie żołdu dowiedziałem się, że tenNikodem umarł w Budziejowicach, w szpitalu, na suchoty galopujące.I ciągle dlaniego fasowali.Mundur dla niego wyfasowaliśmy i Bóg raczy wiedzieć, gdzie sięwszystko podziało.A potem jeszcze pan oberlejtnant powie mi, że jestem fujara,chociaż sam nie umie dopilnować porządku w swojej kompanii.Sierżant rachuby Vaniek chodził zdenerwowany po wagonie i gderał:- Gdybym ja był dowódcą kompanii! Widzielibyście, jaki porządekpanowałby u mnie.O każdym szeregowcu musiałbym wiedzieć wszyściutko.Szarże musiałyby mi dwa razy dziennie podawać stan liczebny.Ale co robić ztakimi szarżami! A już najgorszy ten plutonowy Zyka.Ciągle trzymają się gożarty, przy każdej sposobności opowiada anegdoty, ale jak mu melduję, żeKolarzik z jego plutonu został odkomenderowany do taborów, to tak, jakbymmówił do słupa: na drugi dzień raportuje mi ten sam stan liczebny, jakby ożadnym Kolarziku nigdy mowy nie było i jakby Kolarzik jeszcze ciągle siedział wnaszej kompanii i w jego plutonie.A jeśli to tak ma być dzień w dzień, a potemjeszcze mi powiedzą, że jestem fujara.To w taki sposób pan oberlejtnant niezyska dużo przyjaciół.Rechnungsfeldfebel kompanii to nie żaden frajter, którymkażdy sobie może podetrzeć.Baloun, który z rozwartymi ustami przysłuchiwał się temu monologowi, samwymówił teraz za Vańka to piękne słowo, którego tamten nie dopowiedział, chcącwidocznie w ten sposób przyłączyć się do rozmowy.- A wy stulcie pysk - rzekł rozsierdzony Vaniek.- Słuchaj no, bratku Balounie - odezwał się Szwejk - tobie kazał panoberlejtnant powiedzieć, żebyś mu się postarał o bułkę, jak przyjedziemy do306Pesztu, i żebyś mu ją zaniósł do sztabowego wagonu razem z pasztetem, co jestzawinięty w staniol i znajduje się w kuferku.Olbrzym Baloun z gestem rozpaczy opuścił swoje długie ramiona jak wielkiszympans, grzbiet wygiął w pałąk i trwał w tej pozycji dość długo.- Nie mam - rzekł cichym beznadziejnym głosem spoglądając na brudnąpodłogę wagonu.- Nie mam - powtarzał urywając sylaby - ja myślałem.Przedodjazdem rozwinąłem ten pasztet.Powąchałem go.Czy nie zepsuty.Spróbowałem kawałek! - zawołał z wyrazem takiej szczerej rozpaczy, że wszyscyzrozumieli od razu, co się stało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]