[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7łałował już chybaswojego polemicznego odruchu.Michał czuł się duchowo wyczerpany.Poklepał Ja-mesa po plecach starając się go uspokoić.Kątem oka zauważył, że Piotr Topglass cza-tuje na niego.Atak Marka Strafforda na obrączkowanie I ptaków wytrącił pewnie Pio-tra z równowagi.Był na tym punkcie przewrażliwiony.Pragnąc chwili samotnościMichał uwolnił się od Jamesa, zamienił kilka słów z Piotrem i wyszedł na balkon.Pogoda utrzymywała się.Jakże był rozległy i jakim tchnął spokojem roztaczającysię przed nim widok.Michał z ulgą chłonął go oczami.Niebo równomiernie błękitne,bledsze ku widnokręgowi, a nad drzewami zasłaniającymi Opactwo rząd okrągłychchmurek.Jezioro miało lśniącą, lecz łagodną barwę, o której trudno było powiedzieć,czy jest jasnoniebieska, czy też świetliście szara.Lekki, ciepły wietrzyk łagodził upał.Po lewej, brzegiem podjazdu wracali z przechadzki Paweł i Dora Greenfieldowie;suknia Dory czerwieniła się jaskrawo na tle trawnika.Pomachali do niego.MargaretStrafford stojąca z mężem na tarasie odwróciła się i wyszła im naprzeciw.Nie podno-sząc głowy Marek Strafford oddalił się powoli w odwrotnym kierunku, do swojej kan-celarii.Nagle zza pleców Michała wypadł z hallu Toby, wyminął go i zbiegł ze scho-dów w trzech susach.Popędził prosto przed siebie w stronę promu, potem zwolnił iszedł szybkim, wyciągniętym krokiem.Był prawdopodobnie zbyt nieśmiały, żeby ma-rudzić.Michał zszedł na dół.Chciał uniknąć spotkania z Greenfieldami, którzy zatrzymalisię teraz i rozmawiali z Margaret Strafford.Zaczął iść za Tobym ścieżką w kierunkupromu.Chłopiec posuwał się krokiem nierównomiernym, czasem dawał długiego su-sa, ręce dyndały mu bezładnie po bokach.Miał na sobie ciemnoszare spodnie flanelo-we i koszulę rozpiętą przy szyi.Rękawy wysunęły się spod ciasnej gumki i łopotaływesoło wokół przegubów jego dłoni.Wydawał się Michałowi czarującym, bezmyśl-nym zwierzątkiem, nie posiadającym samowiedzy, bezgrzesznym.Michał przyśpie-74szył trochę kroku w nadziei, że dogoni Toby'ego, zanim ten dotrze do promu; alechłopiec miał nad nim dużą przewagę, wskoczył więc do łodzi i odepchnął ją gwał-townie wiosłem, zanim Michał przebył połowę drogi do jeziora.Michał zwolnił iszedł krokiem człowieka pogrążonego w zadumie, nie chciał, żeby Toby pomyślał, żemu zależy na rozmowie z nim, bo mu nie zależało, a podążył za chłopcem na pół in-stynktownie.Toby obrócił się teraz i poruszał energicznie wiosłem od strony rufy, agdy zobaczył Michała, pomachał do niego.Michał odpowiedział mu gestem ręki, ze-szedł na brzeg i stanął na 'małym drewnianym pomoście.U stóp Michała poruszała sięłagodnie w wodzie cuma promu, zwisająca z żelaznego pierścienia.Tymczasem łódzprzybiła raptownie do przeciwległego brzegu i Toby wyskoczył na pomost; na poże-gnanie pchnął ją nogą, podskakiwała teraz na falach.Michał podniósł cumę i zacząłbez pośpiechu przeciągać łódz na swoją stronę.Jakaś postać wyszła spomiędzy drzew i szła przez otwartą przestrzeń na spotkanieToby'ego.Nawet z tej odległości nie można było nie rozpoznać Nicka Fawleya.Szedłcharakterystycznym krokiem wyrażającym jakby bezcelową determinację, z ciemnągłową wysuniętą do przodu.Michał zobaczył, że ma na ramieniu strzelbę.Z cieniapomiędzy drzewami wyskoczył Murphy i podbiegł do Toby'ego.Chłopiec nachylił sięi przywitał psa, który podskakiwał wesoło, a potem zrobił kilka kroków i przywitał sięz jego panem.Podchodząc do chłopca Nick obejrzał się i zobaczył Michała obserwującego ich zprzeciwległego brzegu.Było za daleko na rozmowę, nawet wołanie przypłynęłobyzniekształcone.Twarz Nicka była zamazaną plamą.Michał i Nick patrzyli na siebieponad wodą.Nagle Nick podniósł z wolna rękę w geście przywitania, uroczystym czyteż ironicznym.Michał wypuścił cumę i pomachał do niego, ale Nick oddalał się jużprowadząc chłopca.Aódz znieruchomiała leniwie na środku jeziora.ROZDZIAA VIIMichał znał Nicka Fawleya od dawna.Ich znajomość była dziwaczna, a jej szcze-góły nie znane członkom bractwa w Imber.Michał nie podzielał poglądu Jamesa, żesuppressio veri jest równoznaczne z suggestio falsi.Poznał Nicka mniej więcejprzed czternastu laty, kiedy chłopiec był czternastoletnim uczniem, a on dwudziesto-pięcioletnim nauczycielem zamierzającym przyjąć święcenia kapłańskie.W wieku lat75dwudziestu pięciu Michał Meade wiedział już od jakiegoś czasu, że jest jak toświat nazywa zboczony.Uwiedziono go w internacie, kiedy był czternastoletnimchłopcem, i jeszcze w szkole miał dwie homoseksualne przygody, które należały dojego najintensywniejszych przeżyć.Po bardziej dojrzałych rozmyślaniach wyrobił so-bie konwencjonalny pogląd na to zboczenie i wstąpiwszy na uniwersytet wykorzy-stywał każdą sposobność, żeby nawiązywać kontakty z przedstawicielkami płci od-miennej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]