[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znów nacisnął kilka przycisków, nim sobie uświadomił, żekomputer wcale się nie popsuł.Po prostu Asante spodziewał sięzobaczyć Dixona Lee, a tymczasem ujrzał młodą kobietę.Leżałaskulona za przewróconym stolikiem, tuż obok balustrady, za którąrozciągał się widok na atrium centrum handlowego.Nie poruszała się, ale to ona była zródłem zielonego mrugającegoświatełka.O kurwa!To jest jego zbłąkany kurier?5 7ROZDZIAA JEDENASTYNewburgh Heights, WirginiaMaggie opuściła gości i poszła się pakować.Przed wyjściemserdecznie ich poprosiła, by u niej zostali.- Nie pozwólcie, żeby całe to żarcie się zmarnowało - powiedziała.-Napracowałyśmy się z Gwen.- Potem dodała z uśmiechem: - Okej?Proszę, zostańcie.Racine pierwsza obiecała, że nie ruszy się z miejsca, choć zrobiła tow typowy dla siebie sposób:- Nie ma sprawy.Umieram z głodu.Drobna świąteczna jatka nieodbierze mi apetytu.To wystarczyło, by rozładować napięcie, i cała reszta wybuchnęłaśmiechem.Mimo to Maggie wcale się nie zdziwiła, słysząc stukanie do drzwiswojej sypialni.Spodziewała się, że Gwen będzie chciała jeszczezamienić z nią słowo.- Wejdz.5 8- Na pewno można? - W drzwiach stał Benjamin Platt, patrząc zwahaniem niczym mały chłopiec, a nie pułkownik.- Tak, oczywiście, proszę - odparła Maggie, starając się nie okazaćzaskoczenia.Pokazał jej małą czarną torbę lekarską, którą trzymał w ręce.W ciągudwóch minionych miesięcy dobrze się nią zaznajomiła.Pokwarantannie, którą przeszła w USAMRIID-zie, Ben kilkakrotniewpadał do niej z wizytą domową.W torbie miał zestaw do pobraniakrwi i co najmniej dwie fiolki szczepionki na wirus eboli.- Nadal to przy sobie nosisz?- Od chwili, gdy cię poznałem.- Cóż, tak działam na facetów.Zmrużył oczy, spoważniał, gotowy chwilowo zrezygnować zflirtu.- Kolejną szczepionkę powinnaś dostać dopiero przyszłym tygodniu,ale biorąc pod uwagę cel twojej podróży.- urwał i czekał, aż Maggiespojrzy mu w oczy i co tam zastaniesz, byłoby wskazane, żebympodał ci dawkę przed wyjazdem.Jego troska niepokoiła ją.Podczas całej kwarantanny, gdyniecierpliwie wyczekiwała wyników badań, Ben powtarzał, żebyMaggie zwolniła i uzbroiła się w cierpliwość.Mówił, że zaczną jąleczyć, gdy tylko okaże się, z czym mają do czynienia, cokolwiek tobędzie.To cokolwiek okazało się ostatecznie wirusem eboli, zwa-nym też popularnie wymiataczem.Maggie została nim zarażona, amimo to nie wykazywała żadnych charakterystycznych objawów.5 9Okres wykluwania się eboli u wnosi do dwudziestu jeden dni, a odchwili zakażenia minęło ich pięćdziesiąt sześć.Wiedziała todokładnie, co znaczy, że wciąż z całą powagą traktowała zagrożenie.- Nie sądzisz chyba.- Nie, oczywiście, że nie - przerwał jej Ben.- To tylko środekostrożności.Twój system odpornościowy został nadwerężony.Okej.- Zaczęła przesuwać drobiazgi na toaletce, robiąc miejsce dlatorby Bena.Na łóżku leżała prawie już zapakowana otwarta walizka.Dawno temu Maggie nauczyła się stale trzymać w niejnajpotrzebniejsze rzeczy Kiedy Ben szykował strzykawkę, onaszukała ciepłego golfa.Zbyt często odwiedzała Zrodkowy Zachód o tporze roku, by lekceważyć tamtejsze chłody.- Tam pada śnieg - zauważył Ben, jakby czytał w j myślach.- Trochę pada.Mam wziąć kozaki? Tym razem przerwał pracę ipodniósł na nią wzrok.- A jaka to różnica?- Och, ogromna.Nie byłeś w zimie na Zrodkowym Zachodzie?- W Chicago.Ale nie, to było wiosną.- Podczas pierwszej podróży miałam tylko skórzane płaskiemokasyny.Zniegu było jakieś dwadzieścia, dwadzieścia pięćcentymetrów, a jedynym miejscem na tym odludziu w Nebrasce,gdzie mogłam kupić wysokie buty, był sklep z narzędziami rolniczymiJohna Deere'a.- Niech zgadnę, dostałaś tylko jasnozielone numer czterdziestyczwarty?6 0- Coś w tym rodzaju.Po chwili poszukiwań wygrzebała z szafy parę kozaków bezsuwaka, które łatwo się składały.Kiedy odwróciła się do walizki, Benpatrzył na nią z uśmiechem.- Co?- Nic - rzekł, kręcąc głową i cały czas się uśmiechając.- Jesteś dośćniesamowita, to wszystko.Miała nadzieję, że rumieniec, który czuła na szyi, nie zalał całej jejtwarzy.Uniosła wyżej kozaki, żeby pokazać je Benowi, i włożyła dowalizki.- Wiedziałam, że w końcu zwrócę twoją uwagę moim seksownymobuwiem.Muszę cię rozczarować.- Odłożył strzykawkę i podszedł bliżej.Dotknął jej policzka grzbietem dłoni.-Zainteresowałaś mnie, gdy wogóle nie miałaś obuwia.Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem twojestopy w za dużych sportowych skarpetach w USAMRIID-zie, mojeserce zabiło mocniej.Nie była pewna, czy to przez ten jego dotyk, a może zaskakującewyznanie jej serce też dziwnie przyśpieszyło.- Fetyszysta? - starała się obrócić w żart.- Namiętny.Przy kolejnym stukaniu do drzwi oboje się wzdrygnęli.Tym razem to była Gwen.Przepraszam, że przeszkadzam.Na dworze czeka samochód, któryzawiezie cię do Andrews.6 1ROZDZIAA DWUNASTY6 2Mail of AmericaSzkło nie wbiło się jednak tak głęboko, jak Rebecce się wydawało.Rana mocno krwawiła, ale raczej była powierzchowna, w każdymrazie nie ucierpiała żadna ważna arteria.Mimo wszystko powinnawyciągnąć z ramienia ten odłamek.Da sobie z tym radę.Oczywiście, że sobie poradzi.W końcu oczyściła już i opatrzyła niejedną ranę.Nie ma znaczenia,że jej pacjentami były psy pogryzione przez inne psy, skaleczonedrutem kolczastym czy też zranione przez swoich właścicieli.Jeden zpsów, którego lec w la, został potrącony przez samochód.Wszystkiete rany były odpychające.Podobnie jak ta.Jeśli istniała jakakolwiekróżnica, to tylko taka, że w tym wypadku powinno jej pójść łatwiej.Nie patrzyły na nią żadne smutne brązowe oczy.Gdyby tylko minąłten pulsujący ból głowy i mdłości.Zdawało jej się, że lada chwilazwymiotuje.Ochroniarz oddalił się, a Rebecca poczuła ulgę.Była przerażona iobolała, a jednak odetchnęła.Czy to normalne? Wciąż nie dawało jejspokoju, czy ochrona widziała Chada, Tylera i Dixona z plecakami.Czy ich obserwowano za pomocą kamer przemysłowych? Czy to wogóle możliwe w taki dzień jak ten, przy takich tłumach? A możewłaśnie w taki dzień czujność jest wzmożona? Bo jak inaczej by siędowiedzieli?Rozejrzała się znowu i w polu widzenia nie dostrzegła żadnegoniebieskiego uniformu.A może niektórzy ochroniarze chodzą po6 3cywilnemu? Jeśli obserwowali chłopców, a plecaki wzbudziły ichpodejrzenia, to znaczy, że ją też mieli na oku.Czy teraz by jąrozpoznali?Może nie, z tym harpunem w ramieniu.Boże, ale to boli.Zdawało jej się, że słyszy syreny.Z dołu dochodziły krzyki.Czyktoś zawołał Policja"?Krzyki zagłuszył przeszywający elektroniczny dzwonek.Gdzieśuruchomił się alarm.Nikt nie zwracał na to uwagi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]