[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Po co je ze sobą wozisz? zapytał Jay. Teraz cicho.Było mi trochę niedobrze.To prawdziwy koszmar znajdować siętak blisko Wayne a i natrafiać na tyle przeszkód.A jeśli w ogóle go tutajnie ma.Uderzyłam puszką w drzwi i odbiła się od szklanej tafli.Uderzyłam ponownie, tym razem mocniej, i rozległ się odgłospękającego szkła utworzył się niewielki otwór, a we wszystkichkierunkach biegły od niego duże pęknięcia.Uderzyłam raz jeszczei większa część drzwi po prostu wyleciała z framugi i spadła na podłogęw korytarzu, rozsyłając wokół śmiercionośne odłamki.Puszką z truskawkami obtłukłam odłamki, które wystawały wokółklamki, następnie włożyłam rękę i nacisnęłam klamkę od środka. Gdy tylko otworzę drzwi rzuciłam do Jaya uruchomi sięalarm, który będzie wibrować nam w uszach przez tydzień.Ale ignorujhałas i szybko działaj.Uważasz, że Wayne jest na piętrze, zaczniemywięc tam.Gotowy?Pchnęłam drzwi i wbiegliśmy do środka, depcząc rozbite szkło, alenie zaczął wyć żaden alarm.Powitała nas cisza.Niespodziewana,niepokojąca cisza.Co oznaczało jedną z dwóch rzeczy.Albo ktośznajdował się w domu, co było dobre (ale także złe, bo ta osobawyraznie nie chciała mieć nic wspólnego ze mną i Jayem), albo alarmuruchamiał się zdalnie i w tej właśnie chwili stawiał na nogi miejscowyposterunek policji.Co oznaczało, że wkrótce pojawi się radiowóz pełenspasionych szyneczką gliniarzy, piszczących jak psy i wymachującychpałkami.Ale mogło to znaczyć jeszcze jedno.Skoro Docker nigdy tu nawetnie był, w ogóle nie zawracał sobie głowy instalowaniem alarmu.Możeuznał, że brama wystarczy, a potem zupełnie przestał się tyminteresować. Ruchy rzuciłam do Jaya.Oboje rzuciliśmy się w stronę schodów.Coś dziwnego się działo zakażdym razem, kiedy nasze stopy lądowały na drewnianych stopniach.Wbiegliśmy na piętro i przechodziliśmy od pokoju do pokoju tak szybko trzy sypialnie, wszystkie w ranczerskim stylu że dopiero po dłuższejchwili dotarło do mnie, czym było to coś dziwnego.To kurz gruba nadwa centymetry warstwa kurzu, który musiał tu leżeć od dawna wzbijający się w powietrze z każdym naszym krokiem.Nikt nie ukrywał się w żadnym pokoju, pod łóżkami, jedynie kurz.Coraz bardziej tracąc nadzieję, zbiegłam na dół, kierując się w stronękuchni.Obiecałam sobie, że znajdziemy tam oznaki życia.Mnóstwoświeżego jedzenia: mleko, jajka, ser, czekoladową roladę.Ale nieznalezliśmy niczego.A kiedy zobaczyłam, że lodówka nie jest w ogólepodłączona do prądu, poczułam się, jakbym uderzyła w ścianę.Nikogo tu nie było.Nikogo od bardzo dawna.Ani Wayne a.Ani Glorii.Ani nikogo innego. 32Doznaliśmy tak potwornego zawodu, że ani ja, ani Jay niepotrafiliśmy wydusić z siebie słowa.Niczym ludzie, którzy przeżyli szok, udaliśmy się na taras.Staliśmy i wpatrywaliśmy się w nieruchome, czarne jezioro.Przez długą chwilę patrzyliśmy w milczeniu na atramentowągłębię. Zabawne odezwałam się. Ono rzeczywiście wygląda jakatrament.Ma taką samą konsystencję, niemal lepką. Można by w nim utonąć powiedział Jay. W telewizjipuszczają ciągle filmiki, jak łatwo jest się utopić. Nie mówią prawdy odparłam. Bardzo trudno jest się utopić.Wiem, co mówię.Kiedy sama tego próbowałam, pomyślałam zawczasu o wszystkim,a i tak mi się nie udało.Spakowałam się nawet.Włożyłam do plecakamałe hantelki, które kupiłam w innym życiu, kiedy zależało mi narzezbie bicepsów.Do kieszeni poupychałam puszki z truskawkamii założyłam najcięższe buty.Zaczekałam, aż będzie pózno i ciemno,i udałam się na sam koniec molo w Dun Laoghaire, ponad półtorakilometra, jak najdalej od brzegu i ludzi, i po śliskich, porośniętychwodorostami schodkach zeszłam do czarnej wody.Woda okazała się na tyle zimna, że zmieniłam zdanie tylko nachwilę ale największym szokiem było to, że sięgała mi jedynie dopasa.Spodziewałam się, że natychmiast znajdę się pod wodą i odpłynęku krainie bez bólu. Na miłość boską! Czy życie zamierzało mnie upokarzać aż dosamego końca?Z uporem ruszyłam w stronę ujścia zatoki, tam gdzie woda byłagłębsza musiała być głębsza, jak inaczej wpływałyby tu te ogromnepromy? ale wszystkie te obciążniki, które ze sobą zabrałam, mocnomnie spowalniały. Hej! dobiegł z molo kobiecy głos. Ty w wodzie, co robisz?Wszystko w porządku? Tak odparłam. Pływam sobie.Na pewno wyszła na spacer z psem.Cóż by innego robiła tutajo takiej póznej porze?Dalej szłam, niemrawo i powoli, mając nadzieję, że natrafię najakiś podwodny uskok i znajdę się na dnie.Ale woda nie stawała sięgłębsza.Działo się jedynie to, że mnie było coraz zimniej.W niekontrolowany sposób szczękałam zębami i w ogóle nie czułamstóp i nóg.Może tak to się miało rozegrać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]