[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.WojnaWojna - już Konrad hamować nie zdołaZapędów ludu i nalegań rady;Dawno już cały kraj o pomstę wołaZa Litwy napaść i Witołda zdrady.Witołd, co wsparcia u Zakonu żebrałDla odzyskania wileńskiej stolicy,Teraz po uczcie, gdy wieści odebrał,Że wkrótce ruszą w pole Krzyżownicy,Zmienił zamiary, nową przyjaźń zdradził10 I swych rycerzy tajnie uprowadził.W zamki Teutonów, leżące po drodze,Wszedł z wymyślonym od Mistrza rozkazem,A potem, oręż wydarłszy załodze,Wszystko wyniszczył ogniem i żelazem.Zakon i wstydem, i gniewem zagrzany,Krzyżową wojnę podniósł na pogany.Wychodzi bulla; morzem, lądem płynąNieprzeliczone wojowników roje,Możni książęta, z wasalów drużyną,20 Czerwonym krzyżem ozdabiają zbroje;A każdy na to swe życie poślubił,Aby pogaństwo ochrzcił - lub wygubił.Poszli ku Litwie; i cóż tam sprawili? -Jeśliś ciekawy, wynidź na okopy,Spójrzyj ku Litwie, gdy się dzień nachyli;Zobaczysz łunę, co niebieskie stropyKrwawym płomieni ruczajem obleje -Oto są wojen napaśniczych dzieje;Łacno je skreślić: rzeź, grabież, pożoga30 I blask, co głupie rozwesela zgraje,A w którym mędrzec z bojaźnią uznajeGłos wołający o pomstę do Boga.Wiatry pożogę coraz dalej niosły,Rycerze dalej w głąb Litwy zabiegli,Słychać, że Kowno, że Wilno oblegli;W końcu ustały i wieści, i posły.Już w okolicy nie widać płomieniI niebo coraz dalej się czerwieni.Darmo Prusacy z podbitej krainy40 Brańców i mnogich łupów wyglądają;Darmo ślą częstych gońców po nowiny,Śpieszą się gońce i - nie powracają.Srogą niepewność gdy każdy tłumaczy,Rad by doczekać chociażby rozpaczy.Minęła jesień, zimowe zamieciHuczą po górach, zawalają drogi,I znowu z dala na niebiosach świeci -Północne zorze? czy wojny pożogi? -Coraz widoczniej razi blask płomieni50 I niebo coraz bliżej się czerwieni.Z Maryjenburga lud patrzy ku drodze,Już widać z dala: - kopie się przez śniegiKilku podróżnych; - Konrad? nasi wodze?Jakże ich witać? zwyciężce? czy zbiegi?Gdzie reszta pułków? - Konrad wzniósł prawicę,Pokazał dalej ciżbę rozproszoną;Ach! sam ich widok zdradził tajemnicę.Biegą bezładnie, w zaspach śniegu toną,Walą się, depcą, jak podłe owady60 W ciasnym naczyniu ginące pospołu;Pną się po trupach, nim nowe gromadyDźwignionych znowu potrącą do dołu.Ci jeszcze wleką.otrętwiałe nogi,Ci w biegu nagle przystygli do drogi;Lecz ręce wznoszą i, stojące trupy,Wskazują w miasto jak podróżne słupy.Lud wybiegł z miasta strwożony, ciekawy,Lękał się zgadnąć i o nic nie pytał,Bo całe dzieje nieszczęsnej wyprawy70 W oczach i twarzach rycerzy wyczytał.Nad ich oczyma mroźna śmierć wisiała,Harpija głodu ich lica wyssała.Tu słychać trąby litewskiej pogoni,Tam wicher toczy kłąb śniegu po błoni;Opodal wyje chuda psów gromada,A nad głowami krążą kruków stada.Wszystko zginęło, Konrad wszystkich zgubił;On, co z oręża takiej nabył chwały,On, co się dawniej roztropnością chlubił:80 W ostatniej wojnie lękliwy; niedbały,Witołda chytrych sideł nie dostrzegał,A oszukany, chęcią zemsty ślepy,Zagnawszy wojsko na litewskie stepy,Wilno tak długo, tak gnuśnie oblegał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]