[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W istocie inszej też rady nie było, tylko albo się w trąbkę ozwać do orszaku, a tawśród ciszy wieczornej rozległaby się była daleko lub zdać na koniaroztropność.Stary kasztan królewski, który bułanego zastąpił, szedł wyszukując sobie drogę,mijając zawały, przeskakując oparzeliska, ciągle w jednym kierunku.Czasami stawał chwilę i nozdrzami znowu badał powietrze potem szedł dalejkrokiem pewnym, a coraz w miarę nadchodzącej nocy przyspieszonym.Mrok wieczorny zastąpiła już noc posępna.Znieg tylko przyświecał nieco i wskazywał drogę.Parę razy coś pierzchnęło na uboczach, coś zamruczało jak zwierz spłoszony,lecz kasztan nie uląkł się wcale.Z płaszczyzny na wzgórze zaczął wstępować koń, choć mu z ciężarem, jakidzwigał, iść było trudno.Król przypadkiem oko na dół spuściwszy na śniegu dostrzegł ślady stópludzkich świeże.Puszcza ciągle gęsta, ku wierzchołkowi wzgórza cokolwiek jednakprzerzedzoną była.Spomiędzy pni grubych zdziwiony król dostrzegł słabe światełko.Koń zarżał wtej chwili, jakby je pozdrawiał.Wprędce też podbiegłszy kilka kroków stanąłrozpatrując się dokoła.Bolesław dostrzegł maleńką ubogą lepiankę.Przez szpary okiennicy przerzynało się trochę blasku, ponad daszkiem dymuobłoczek lekki się unosił. Koń rżał ciągle, jakby nawoływał.Jakoż, nim król miał czas z konia zlez, szmer dał się słyszeć u drzwi, uchyliłysię one i głos odezwał się z nich pierwszy.Niech będzie pochwalony!.To powitanie chrześcijańskie równie jak krzyż było znamieniem wiernychwśród mnóstwa jeszcze skrytych i ukrywających się bałwochwalców.Ale wśród puszcz najmniej się go mógł król spodziewać, bo właśnie lasy byłypogan schronieniem, w nich oni bezkarnie sprawowali swe obrzędy.Uroczyska zastępowały kontyny.Usłyszawszy pozdrowienie to, król prędko i donośnym głosem odpowiedziałnań, zlazł z konia zostawując go swobodnym i zbliżył się ku drzwiom lepianki.Tu dopiero mógł dostrzec, że witający go starcem był przygarbionym z długąbrodą siwą.Czarna czapeczka okrywała mu głowę, wypełzła, ciemna, długa suknia, sznuremgrubym ujęta w pasie, służyła za odzież całą.Stary gospodarz nędznej chatki wśród ciemności mógł tylko rozeznać, że miałprzed sobą podróżnego i jego konia, ale poznać go ani się domyśleć, kim był,nie było mu podobna.Podróżny jestem, rzekł zbliżając się król, zabłąkałem się w lesie, dajcie mi sięogrzać i spocząć u siebie.Coś niewyraznego odpowiedział staruszek, ale drzwi uchylił wąziuchne i niskie,a król, choć zgiąwszy się, wcisnął do małej sionki.Stąd drugie drzwi podobne, z prostych desek zbite wprowadziły go do wnętrzachaty.Była to raczej nora jakiegoś biednego stworzenia niżeli mieszkanie człowieka.Niezgrabnie i krzywo wzniesione ściany niskie, polepione gliną, malutką bardzoprzestrzeń obejmowały.Za podłogę służyła uklepana na tok ziemia, kamieniami otoczony kilką polnymisłaby ogienek tlił się w kątku.Maleńki stolik przy drugiej ścianie spoczywał na dwu ledwie z kory obdartychpieńkach.Przy nim chwiejąca się ławeczka stała oparta na kołkach w ziemię wbitych, a wrogu z liści suchych, nie pokryte niczym widać było posłanie liche jak barłóg,wyleżane i wąskie.Na jednej ze ścian uderzał oczy krzyż wielki, czarny, którego niższa część,widać pocałunkami wytarta, zbielała.Drugi krzyż mniejszy, cynowany stał na stoliku, a przy nim leżało, co miałanajdroższego lepianka ta, co naówczas na równi ze złotem i drogimi kamieniamilub wyżej nad nie ceniono mała książeczka z kart pergaminowych złożona, wciężkich okładzinach drewnianych z zawiaskami srebrnymi.Widać było, że w chwili, gdy się koń królewski odezwał, modlono się na niej,leżała bowiem otwarta, a na kartkach przezierały malowane purpurą wielkie jejgłoski. Za królem wsunął się staruszek powoli ciekawymi mierząc go oczyma.Na piersiach jego wiszący krzyżyk, suknia, na której teraz król mógł dostrzecszkaplerz zakonny, dały mu w gospodarzu poznać duchownego.Zbliżył się więc głowę obnażywszy do pocałowania ręki jego.Pobłogosławcie podróżnemu, ojcze mój odezwał się Bolesław zdziwiony,pobłogosławcie naprzód, a potem powiedzcie mi, jakeście się tu na tę puszczę ikiedy dostali?Staruszek wpatrując się bacznie w gościa milczał długo westchnął potem.Pustelnikiem jestem, rzekł, życie zakonne światu się nie opowiada, przed ludzmikryje.Tak samo przybyłem tu jak ci, którzy za wiedzą króla Bolesława niegdyś sięosiedlili jak błogosławieni męczennicy a bracia moi w regule świętegoRomualda: Benedykt, Mateusz, Jan Izaak, Krystyn i ten, co ich przeżył,Barnaba [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl