[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Po prostumnie posłuchaj.Wstrzyknąłeś śwince markery bólu,żeby zwabić boty.Ale to wymagało wywiercenia otworu w czaszce.Czemu po prostu nie uderzyć jej w głowę,by markery powstały same? Aaron patrzył na nią bez słowa.Umilkła, nie chcąc kończyć myśli.- Wstrzyknij komuś boty przez punkcję lędzwiową.Siup! - przeszedłeś BKM.Walnij go w głowę dośćmocno, by doszło do urazu.Nanoboty są ruchome.Markery bólu w płynie mózgowo-rdzeniowym zwabią je do mózgu.Aaron potarł ręką podbródek.- To dość upiorna wizja.- Charles i Alan odnieśli przypadkowe obrażenia parętygodni po atakach na bezdomnych.Może ich rany niebyły przypadkowe?Czy ataki na bezdomnych były ćwiczeniem? W ostat-nie Zwięto Dziękczynienia Brent niezwykłe lekceważącopodszedł do owych napadów.Ponieważ to on atakował? -myślała Kim.-Aaronie, ja.Nagle w głębi budynku rozległ się odległy żałosnyjęk, szybko dołączyły do niego kolejne, bliższe.Syreny!Syreny obrony cywilnej! Co do diabła?Głośniki w ścianach nagle ożyły.- Do wszystkich! Uwaga! Tu ochrona budynku.Poinformowano nas o atakach terrorystycznych w Uti-ce.Dla waszego bezpieczeństwa prosimy o przejściedo głównej sali konferencyjnej.27 STYCZNIA 2017.P I  T E K POPOAUDNIEKim się wzdrygnęła.Atak terrorystyczny? W kory-tarzach rozbrzmiewały krzyki, dzwięczał w nich szok,strach, niedowierzanie.Rozumiała tylko pojedyncze słowa.Hałas narastał, krzyki stały się wyrazniejsze - w chwilachgdy w głośnikach nie powtarzano ostrzeżenia. Kolejne zamknięcie.Bezradne czekanie.Czająca się wpobliżu śmierć.Kolejne zamknięcie.- Sladja wpadnie w panikę.- Aaron gwałtownieodłożył słuchawkę biurkowego aparatu.- Najpierwkomórki nie działają, a teraz linie naziemne też padły!Nie ruszył jednak do wyjścia.- Kim, to mi się nie podoba.Spójrzmy na to logicznie.Czemu właśnie teraz? Akurat parę minut po tym,jak bezskutecznie próbowaliśmy zadzwonić do FDA?Kim splotła ciasno ręce na piersi.Terrorystów tu niema, upomniała się w duchu.Próbowała skupić myśli.- Mamy dzień inauguracji.Czy to nie dostatecznypowód dla niektórych?- To może wyjaśniać kiedy.Ale czemu akurat w Uti-ce?Głośniki znów się odezwały, jeszcze donośniej niżprzedtem.- Do wszystkich.Prosimy o natychmiastowe - mó-wiący zaakcentował to słowo tak mocno, że w głośnikachzapiszczało - zebranie się w sali głównej.Nie próbujciewcześniej dzwonić do domu.Jedną z nielicznych rzeczy,które nam wiadomo, jest fakt, że ataki uszkodziły linietelefoniczne.Na ekranie w sali głównej pokażemylokalne wiadomości.Miejmy nadzieję, że odpowiedzą nawszystkie pytania.- Ta informacja naprawdę pogoni ludzi - zauważyłAaron.- Nie będą ryzykować, że tu utkną, pozbawieniłączności ze światem, z dala od rodzin.Ja też nie zaryzykuję, pomyślała Kim.Musiała zna-lezć działający telefon i zawiadomić rodziców, że nic jejnie jest.- Też wcale nie chcę tu utknąć. Aaron ją uciszył, usłyszała zbliżające się kroki.Ktośspieszył w ich stronę, oddalając się od najbliższegowyjścia.Aaron wskazał ręką niewielki zakamarek pod biur-kiem.- Schowaj się, szybko! - wymówił bezdzwięcznie.Widząc, że patrzy na niego zdumiona, dodał, wciąż niewydając z siebie głosu: - Nie ma czasu.Kim posłuchała, sama nie wiedząc dlaczego.Kroki sięzatrzymały.- Tli pan jest, doktorze.Musi pan pójść ze mną.Głos zabrzmiał znajomo, tyle że ton nie pasował.- Właśnie ruszam do domu - odparł Aaron.- Chcębyć z rodziną.- Jest pan potrzebny w sali głównej.Wiele osóbwyjeżdża, ale inni zostają.Powinniśmy mieć tu lekarza.Na wszelki wypadek.Kapitan Ameryka, uznała Kim.Tyle że teraz nieprzemawiał pełnym szacunku tonem, jakim zazwyczajstrażnicy zwracali się do pracowników.Alan Watts.Przyjaciel Brenta.Skojarzenie to wcale jej nie pocie-szyło.- W takim razie zostanę tutaj.Mam tu potrzebnysprzęt.Jak Aaronowi udawało się zachować spokój i trzez-wość umysłu? Kim niedawno wróciła z Manhattanu i niemogła powstrzymać się od skojarzeń z atakami zjedenastego września, lecz pamięć podpowiadała kolejnezbrodnie terrorystów.Londyn.Bali.Denver.Ateny.Ikoszmar, który przeżyła Sladja.Jej myśli podążały niebezpieczną ścieżką.Telefony uru-chamiające bomby, zagłuszanie komórek, by powstrzymaćich wybuchy.Jakie to dziwne, że tam na parkingu nagle oboje stracili zasięg.Na wysokim biurowcu na wzgórzupo przeciwnej stronie doliny stał wysoki maszt komórko-wy.Zazwyczaj w całej dolinie odbiór był znakomity.Czy to możliwe, by ktoś próbował zagłuszać komórki?Ta myśl tak bardzo ją zaskoczyła, że w porównaniu z niątocząca się obok uprzejma rozmowa zabrzmiała niemalnormalnie.- Doktorze - rzekł stanowczo Watts - mój szef kazał mi pana przyprowadzić.Nie wspominał, że muszęprosić.Mam nadzieję, że pan rozumie.Ja z całą pewnością nie, pomyślała Kim.Owszem,byłoby to oczywiste, gdyby doszło już do jakiegoś wy-padku, ale wówczas Watts z pewnością zacząłby właśnieod niego.A nie zaczął.- Wciąż nie możemy znalezć pani 0'Donnell - podjąłWatts.- Czy mi się zdawało, czy słyszałem, jak panz nią rozmawiał?Hę? Czemu mieliby szukać właśnie jej? A określenie wciąż nie możemy znalezć pani 0'Donnell" sugerowało,że ktoś szukał jej wśród osób uciekających z budynku.Nagle pomysł Aarona z ukryciem pod biurkiem wydałjej się efektem jasnowidzenia.- Owszem, słyszał pan.- Aaron postukał palcemw blat i Kim o mało nie wyskoczyła ze skóry.- Liniewewnętrzne działają, przełączyłem na głośnik.Też miała zamiar wyjść.Alibi! Ulga sprawiła, że Kim ledwo usłyszała odpo-wiedzi Wattsa.- Nie, wciąż jest w budynku, doktorze.Mówi pan,że była w gabinecie?- Możliwe - odparł Aaron.- Mogła dzwonić z dowolnego miejsca.Jakiś problem? - Proszę pójść ze mną, doktorze.Ktoś inny ją znaj-dzie.- Nie, już zdecydowałem, wracam do domu - oznajmiłAaron.- Po dwunastu latach w wojsku potrafię sobieporadzić.- Zostaje pan, doktorze.Kto miał wyjść, już wyszedł.Wszystkie wyjścia zostały zamknięte dla bezpieczeństwapozostałych.I pozostaną zamknięte, dopóki władze niedadzą znać o ustaniu zagrożenia.Proszę przejść do saligłównej.Tamtego dnia w Virginia Tech jej profesor mówił cośpodobnego: zostańcie w środku dla własnego bezpie-czeństwa.Kim trzęsły się ręce [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl