[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.U mnie jest to o tyle bolesne, że jawidziałam tę doskonałość i wiem jak ona wygląda.Nie potrafię jej jednak wiernie oddać.- Zorganizowaliśmy nasz zjazd - mówił redaktor naczelny Nieznanego Zwiata", MarekRymuszko - po to, by ludzie, których udziałem stało się przeżycie nieporównywalne z żadnyminnym, mogli się nawzajem poznać, skonfrontować swoje własne doświadczenia z doznaniami innych.Także po to, by przełamać w ten sposób poczucie samotności, jakie wyzierało niejednokrotnie zotrzymywanej przez redakcję korespondencji.Nie każdy bowiem, kto opowiada o tym, co przeżył wstanie prawie śmierci" spotyka się ze zrozumieniem w swoim otoczeniu czy też środowisku.Prawdęmówiąc, reakcje w takich przypadkach są zazwyczaj pełne rezerwy, by nie rzec: całkowitegoniedowierzania, a ich autorzy odbierani są w najlepszym przypadku jako odmieńcy, a nierzadkorównież maniacy, czy też odlotowcy".Chodziło więc m.in.o to, by spróbować przełamać głębokozakorzeniony w wielu środowiskach schemat oceny zjawiska, a także przerwać w Polsce milczeniewokół śmierci klinicznej, którą nadal często traktuje się jak temat tabu.A przecież nie jest tobynajmniej, jak chcieliby to niektórzy widzieć, problem wymagający analizy jedynie na grunciemedycznym, lecz także - a może nawet przede wszystkim - mający swój wyrazisty wymiarpsychiczny, duchowy i transcendentny.TAM JEST TAK PIKNIE.W większości relacji ze stanu prawie śmierci, jakimi dzielili się uczestnicy zjazdu, pojawiały sięwyrazne wspólne elementy.Niemal wszyscy potwierdzali fakt wyjścia z ciała i obserwacji gdzieś zwww.AstralWeb.prv.plgóry, w pozycji zawieszenia", tego, co dzieje się wokół.Dostrzega się wówczas wszystkie szczegóły,rejestruje wszystkie dzwięki i odczuwa niesłychaną lekkość.Pojawia się zdumienie, że nic nie bolioraz poczucie spokoju i błogości.Większość ludzi przekazuje opis cudownej, ciepłej,wszechogarniającej światłości, która w chwilę pózniej ich otoczyła.Promieniowała zewsząd, niebędąc jednym, punktowym zródłem światła.Jasność ta, przy całkowitej aprobacie wędrującego,prowadziła go tunelem, przez który trzeba było przepłynąć, by znalezć się w obszarze równieciepłego światła innego koloru.W stanie, o jakim mowa, nie istnieje grawitacja.Stajemy się czymś świetlistym, posiadającymświadomość istnienia, ale nie obciążonym balastem ciała.Wielu osobom towarzyszył głos - niewerbalny, jednak słyszalny" wewnątrz, telepatyczny,wzbudzający zaufanie, dodający otuchy, udzielający wskazówek.Czasem - prowadzący dalej i wtedydochodziło do spotkań ze znajomymi i bliskimi, którzy już odeszli.Niekiedy jednak ów głosnakazywał powrót, bo jeszcze nie nadszedł czas".STAMTD nie chce się wracać - to także mówili niemal wszyscy uczestnicy zjazdu.Dlaczego?Bo TAM jest pięknie, nie ma nękających na dole problemów, konieczności podejmowania decyzji,codziennych kłopotów.A potem przychodzi moment wepchnięcia (czy też, jak niektórzy to określają:wstrzelenia) do ciała i następuje powrót do przytomności, zderzenie z bolesną rzeczywistością.Inurtujące pytanie: co to było? Pytanie, które nurtuje już przez całe życie.Pytanie, którego niemożna zostawić bez odpowiedzi.Gdzie jednak odpowiedz tę znalezć? Komu się zwierzyć, jeśli żyje się w małym miasteczku, gdyłatwo narazić się na śmiech, etykietkę nawiedzonego", ostracyzm? Tym bardziej, że jest się jużjakby innym człowiekiem, inaczej patrzącym na świat.Kiedy stawali na mównicy w dużej kinowej sali i dzielili się swoimi przeżyciami, opisywali własnedoznania - mieli przynajmniej tę pewność, że zostaną zrozumieni i wysłuchani.Widzieli bowiemprzed sobą tych, którzy przeszli przez identyczne tunele, oglądali podobną światłość iprzypatrywali się działaniom reanimujących ich lekarzy.Stwarzało to atmosferę przyjazni i akceptacji, wyzbytą fałszywego wstydu i obawy przedwyśmianiem.Nie deprymował nawet fakt, iż oprócz tych, którzy podobne zjawiska przeżyli,zwierzeniom przysłuchiwali się liczni dziennikarze, psychologowie, duchowni i nagrywająca całośćspotkania ekipa telewizyjna.Opowieści ludzi, przybyłych z całej Polski na nieznanoświatowy" zjazd, potwierdziły raz jeszczepewne stałe elementy, występujące w momencie przeżywania śmierci klinicznej.Okazało się, żerelacjonowane zjawiska są powtarzalne i że przytrafiają się większej liczbie osób, niżmożna by sądzić na podstwie ich jedynie powierzchownego oglądu.Chęć spotykania się wtym gronie, nie tylko w celu wspominania przebytych doświadczeń, lecz także podawania pomocnejręki wszystkim, którzy w początkowych dniach po doznanych przeżyciach nie potrafią się odnalezć -zaowocowała wśród uczestników warszawskiego spotkania inicjatywą powołania do życiastowarzyszenia zrzeszającego ludzi, którzy przeżyli śmierć kliniczną.Tego typu organizacjedziałają na całym świecie, a spiritus movens całego mchu jest, co zrozumiałe, dr Raymond Moody.Prasowy patronat nad organizacją obiecał objąć Nieznany Zwiat"
[ Pobierz całość w formacie PDF ]