[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W tych kwestiach Jan czuł się nieco mniej pewnie, jednakna szczęście król nie analizował sprawy zbyt szczegółowo.Po jakimś czasie,skończywszy dyskusję, pogrążył się w rozmyślaniach.Minuty płynęłyniespiesznie.Pospolity czy nie, z pewnością nie podejmuje decyzji zbyt pochopnie,pomyślał Jan.Przedłużająca się cisza wydała mu się wymowna i niezbytobiecująca.Nie mogąc już dłużej znieść milczenia, zaskoczył sam siebie,przemawiając pierwszy:- Wszystko sprowadza się do tego, panie, by każdy z naszych obywatelimiał prawo otrzymywać zapłatę w narodowej walucie i prowadzić swobodnyhandel.- Drogi młodzieńcze - powiedział król.- Wszystko sprowadza się do tego,że uchwaliliśmy konstytucję równie dobrą jak ta w Stanach Zjednoczonych ipierwszą w Europie.Jan skinął potakująco głową.Król mówił dalej, kiwając ostrzegawczo palcem.RS 168- Lecz kiedy zburzono Bastylię, reformy, które podjęliśmy, przestraszyłykoronowane głowy Prus, Austrii i Rosji.Nie chcą mieć obok swych granicPolski, która przemawia głosem całego narodu, gdyż widzą w tym zagrożeniedla swojej władzy.Te państwa nie będą bezczynnie przypatrywały sięreformom.Młody orędownik reform zastanawiał się, do czego prowadzi ta przemowa.Czy król zamierza odmówić?- Jednakże - stwierdził monarcha, wzdychając - w zeszłym rokuwybraliśmy drogę reform i teraz nie możemy się wycofać.Sprawa czynszów totylko mały krok na tej drodze.Czas zmusza ludzi, by szli z postępem.Pamiętajo tym, Janie.Może być tak, że postawimy dwa kroki w przód, a jeden do tyłu,ale i tak będziemy posuwać się do przodu.To nieuniknione.Jan poczuł, jak ogarnia go podniecenie.- Zatem mogę powiedzieć Kołłątajowi.- Powiedz mu, że ma wyzdrowieć.To królewski rozkaz.Och, i powiedz muteż, by zajął się sprawą, o której tu dziś rozmawialiśmy.Miał ochotę krzyknąć z radości.Serce biło mu jak szalone, starał się jednakpowstrzymać entuzjazm.Na jego twarzy nie pojawił się nawet ślad uśmiechu.Nie chciał, by król uznał go za nowicjusza.- Przekażę mu to, panie - powiedział tylko, jednak w środku odczuwałgłęboką satysfakcję.Jakże dumny byłby z niego ojciec!- Pochodzisz z Halicza, prawda, Janie?- Tak, Wasza Wysokość.- Och, zaledwie wczoraj poznałem innego młodzieńca z Halicza,przeklętego rosyjskiego najemnika.Towarzyszył Rosjaninowi FiodorowiKuprinowi, który przywiózł śmiałe grozby ze strony Katarzyny.Choć ledwiemówię po rosyjsku, polszczyzna Kuprina była jeszcze gorsza.Ten młodyczłowiek służył więc za tłumacza.- Jak brzmiało jego nazwisko?- Nazwisko? Oczywiście, nazwisko, chyba.Groński.- Walter Groński?- Tak, właśnie.RS 169Rozdział dwudziesty trzeci.Anna nie potrafiła opanować podniecenia.Miała być gościem na Zamku, poraz pierwszy w życiu.Clarice i Babette cały ranek przygotowywały ją i Zofię do uczestnictwa wkrólewskiej kolacji i koncercie.Zofia chciała kupić Annie na tę okazję nowąsuknię, lecz ta odmówiła, zgadzając się jedynie pożyczyć jedną z toaletkuzynki.Wolała nie mieć wobec niej długu.Zofia uparła się natomiast co doperuki, twierdząc, że bez niej kobieta czułaby się na dworze, jakby byłacałkiem naga.Anna ustąpiła wreszcie, dając się przekonać.Louis i mała Babette także dali się ponieść emocjom.Kręcili się podnogami przez cały dzień, kipiąc entuzjazmem.- Możemy pójść zobaczyć króla? - spytała Babette.Francuskie pokojówki i Zofię rozbawiło to dziecięce pytanie i szczerze sięuśmiały.Louis jednak wydawał się tym bardzo dotknięty.Choć nic niepowiedział, Anna zdawała sobie sprawę, że bardzo chciałby pójść.Jednakcałkiem dorosła duma, która zdążyła już w nim zakiełkować, nie pozwalała sięnapraszać.Po jakimś czasie, gdy pokojówki były zajęte w pokoju Zofii, Annaspróbowała wytłumaczyć dzieciom, że przyjęcie jest dla dorosłych.Pomyślała,że mają jeszcze czas, by dowiedzieć się wszystkiego o różnicach klasowych,na razie opowiedziała im o swej pierwszej podróży do Warszawy i o tym, wjaki podziw wprawił ją wówczas majestatyczny Zamek.Obiecała także, żepewnego dnia zabierze je na przejażdżkę, by mogły bliżej przyjrzeć siękrólewskiej rezydencji po drugiej stronie Wisły.Zofia weszła do pokoju Anny przygotowana już do wyjścia.Miała na sobiejedwabną suknię o podniesionej talii, ozdobioną przejrzystymi falbankami,wstążkami i jedwabnymi kwiatami.Uderzająco piękny komplet biżuterii, jakąwybrała na tę okazję, składał się z szafirowego wisiorka i pasujących do niegokolczyków.Spostrzegłszy strój, który Anna wybrała dla siebie, przez chwilęwpatrywała się w niego z rozdziawionymi ustami.- Nie możesz tego włożyć, kuzynko!- Naprawdę? Nie chcesz mi pożyczyć tej sukni?- Nie o to chodzi.Kochanie, wybieramy się na królewski dwór, nie na targrybny.Ta suknia jest zbyt prosta, zbyt skromna i bezbarwna!- Piękno polega na prostocie, Zofio, i dotyczy to także sukni.Och, bardzochciałabym założyć właśnie tę! Poza tym suknia nie jest tak zupełnieRS 170bezbarwna - przekonywała kuzynkę - wskazując pastelowy kwietny wzór nakremowym tle przejrzystego materiału.Tym razem poddała się Zofia.Suknia wymagała niewielkich poprawek - dopasowania bufiastychrękawów i poszerzenia w talii.Białe skórzane pantofelki Anny dopełniłystroju, podobnie jak zawiązana wokół szyi biało-niebieska kamea jej matki.Ciekawe, co mama powiedziałaby na to, że znajdę się dziś na Zamku,pomyślała.Gdy była już ubrana, włożono jej na głowę pudrowaną francuską perukę.Spojrzała w lustro i oniemiała, zaskoczona tym, jak bardzo zmienił się jejwygląd.- Anno! - zawołała Zofia.- Wyglądasz absolutnie bosko! I wcale nie widać,że jesteś przy nadziei!Rzeczywiście, na widok swego odbicia Anna poczuła, że jej pewność siebiewzrasta.Cieszyła się też, że nie widać było po niej ciąży.Oczywiściewiedziała, że niektórzy wzięliby jej za złe, iż będąc w odmiennym stanie, ważysię choćby wychylić nos z domu.- Podaj mi prawą rękę, Anno.Przyniosłam ci pierścionek.Masz pełneprawo skorzystać z tego, co przysłał mi król.Zofia wsunęła kuzynce na trzeci palec srebrny pierścień w kształcie lwiejłapy, ściskającej wielki kamień.Anna westchnęła z zachwytu.- Co to za kamień, Zofio? Nie potrafię określić, jakiego jest koloru.- Na tym polega jego urok, Anno.Zmienia barwę w zależności od otoczeniai światła.Czasami wydaje się niebieski albo zielony, czasami fioletowy czynawet krwistoczerwony -istna tęcza barw.To opal.- Jest wspaniały.- Ludzie, którzy potrafią zmieniać się w ten sposób, zawsze odnoszą sukces.Należy przystosowywać się do otoczenia i sytuacji.Potraktuj to jako lekcję zestrony swej światowej kuzynki.Zajrzę jeszcze do mamy i pożegnam się z nią.Zofia nie zaprosiła matki.Ciekawe dlaczego.Czyżby powodem byładepresja hrabiny?Antoni został zaproszony, lecz musiał jeszcze coś załatwić.Miał przyłączyćsię do nich pózniej.Ich wzajemne stosunki nie uległy poprawie; Antoni niestarał się już do niej zbliżyć.Było to błogosławieństwo, choć wiedziała, żewszystko ulegnie zmianie, kiedy urodzi się dziecko.Na razie wyglądało na to,że się stara.Spędzał ostatnio w domu znacznie więcej czasu i był wobec niejuprzedzająco grzeczny.Anna jednak wiedziała, że coś knuje [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl