[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na polanę wkroczyła we właściwym swemu gatunkowi majestatycznym milczeniuwielka wilczyca o srebrzystym futrze z białymi plamkami.Inaczej niż w przypadku innychwilków jej oczy były lśniącoczarne i nieprzeniknione.Szybkim krokiem zbliżała się ku nim.Obaj ufali Clootowi, ale Cyrus na wszelki wypadek sięgnął po miecz i przekonał się, że niema go u boku.Wilczyca przemówiła do umysłów całej trójki.Dla Cyrusa było to nowedoświadczenie.Miał wrażenie, jakby do głowy wdarło mu się lodowate ostrze.Spazmatycznie wciągnął powietrze.Miała aksamitny głos.Jestem waszą przewodniczką.Razem będziemy przemierzać las, by za kilka dniwyłonić się w pobliżu celu twojej podróży, Torkynie.Ależ to niemożliwe.Przecież jesteśmy ciągle o cztery dni drogi od Ildagarth.Gdyby wilki potrafiły się uśmiechać, Solyana by to zrobiła.Jej inteligentne oczyzalśniły wesoło.W Sercu Lasu nie potrzeba koni ani pomiarów odległości.Zaufaj mi, Torkynie.Zaprowadzę cię, dokąd zechcesz, o wiele szybciej niż tradycyjne środki transportu i zwykłedrogi.Tor skinął głową.Rozumiał, że musi zaufać magii lasu.Poza tym już zdążył polubićSolyanę i zachwycała go myśl o podróży w towarzystwie wilka.w dodatku tak ogromnego.- A więc to tak rozmawiacie? - odezwał się Cyrus.Jego zdumienie wywołało uśmiechna twarzy Tora.- Mogę spróbować? - zapytał żołnierz wilczycę.Odpowiedziała jedwabistym głosem wprost do jego głowy:Muszę cię uświadomić, że łącza można używać tylko wtedy, gdy jest się sprzężonym.Ty, Kycie Cyrus, nie jesteś sprzężony.Ale tu, w Sercu Lasu, panuje osobliwa magia.SpróbujJeśli chcesz.Cyrus skłonił się wilczycy uprzejmie, po czym zacisnął powieki.Wyglądał, jakby gocoś bolało.Tor parsknął śmiechem.- Zmiej się, draniu - powiedział Cyrus na głos, ale wesołym tonem.- Nie maszpojęcia, jakie to frustrujące, gdy wy wszyscy sobie gadacie bez mojego udziału.- Cloot twierdzi, że wie, co próbowałeś nam powiedzieć.Cyrus zaprzestał wysiłków i spojrzał wyczekująco na Tora.- Podobno mówiłeś o tym, jaka łatwa byłaby wojna, gdybyś mógł się porozumiewaćze swoimi ludzmi poprzez łącze.Cyrus sprawiał wrażenie zdumionego.- Skąd on może to wiedzieć? Słyszałeś mnie, przeklęty ptaku?- Mówi, że po prostu zgadł - rzekła Tor, wzruszając ramionami.Solyana powróciła do udzielania im wskazówek.Proszę, jedzcie do woli.Czeka nas dzisiaj długa podróż, ale nie będziemy się spieszyć.A nasze rzeczy, Solyano? Czy mamy się przepakować, żeby móc nieść bagaże?Dziękuję, Torkynie.Zapomniałabym.Nie, zostawcie wszystko.Zajmiemy się bagażami.Niczego nie potrzebujecie.Las będzie was żywił, kąpał, ogrzewał i dawał posłanie.Jestwaszym gospodarzem, a wy jego gośćmi.Zauważyła, że Cyrus chce o coś zapytać i odpowiedziała, nim zdążył się odezwać:Wasze konie są w dobrych rękach i zostaną wam zwrócone, gdy dotrzesz dopółnocnego skraju lasu, Torkynie.Cyrus był trochę zirytowany faktem, że wilczyca rozmawia o podróży wyłącznie zTorem, ale przemilczał to.Pokiwali głowami i zamiast deliberować nad swoim dziwnympołożeniem, zajęli się napełnianiem pustych żołądków.Tor usmażył rybę nad małym ogniskiem, rozpalonym przez Cyrusa z dostarczonegochrustu i podpałki.Zjedli smakowite, nieznane im dotąd jagody oraz suszone orzechy i wypilidziwny napój, który Solyana nazywała mlekiem gurgona.- Nawet nie pytajmy - rzekł Cyrus, sącząc gęsty płyn koloru masła.- Dobre - stwierdził Tor, oblizując wargi.- Jak myślicie, co to takiego ten gurgon?Lepiej nie zgadujmy - dołączył do dyskusji Cloot, czyszcząc dziób ze świeżego mięsa,które mu pozostawiono.- Pyszna popielica, mniam! - rzucił prowokacyjnie w stronę Tora, aten wzdrygnął się, sprawiając mu tym dziką satysfakcję.Solyana zapewniła ich, że nie muszą się martwić bałaganem.Wiem, wiem - powiedział Tor.- Las się tym zajmie.Z przyjemnością wsłuchiwał się w jej dzwięczny śmiech w głowie.Wyruszyli w dobrych humorach.Cloot leciał chyżo nad drzewami, Solyana kroczyładostojnie pomiędzy stawiającymi długie kroki mężczyznami.Po drodze umilali sobie czasopowieściami.Solyana mówiła o życiu w lesie, a Cyrus po raz pierwszy miał okazjęwysłuchać historii Tora od momentu, w którym ten był świadkiem ceremonii ujarzmiania wTwyfford Cross.Mimo iż dni na północy były znacznie chłodniejsze, tym bardziej, że zbliżała się zima,żaden z nich nie potrzebował ciepłej odzieży.W lesie panowało przyjemne ciepło, a motyle,których pobratymcy nawet w południowych krajach zasnęli już na zawsze, fruwały radośniewśród poszycia.Zmierzch zapadł pózno, lecz błyskawicznie; z nadejściem nocy las przybrałbardziej posępne oblicze.Czy to miejsce na biwak odpowiada wam? - zapytała uprzejmie Solyana.Cyrus zauważył leżące pod jednym z drzew jedzenie.Gwizdnął przeciągle i pokręciłgłową ze zdumieniem.- Powiedz jej, że jest idealne.Dzięki.Najwyrazniej zrozumiała bez pomocy Tora.%7łyczyła całej trójce przyjemnej nocy izniknęła w gąszczu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]