[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jestem imyślę! I dodam, że nie jest dobrze.Te życzenia świąteczne mogą okazać się fortelem.Coś wrodzaju konia trojańskiego.Tak samo jak w listopadzie panna Monika odebrała jakąśreklamówkę salonu fryzjerskiego.Otworzyła załącznik z cenami usług i trach! Zawirusowałakomputer.Ale wtedy to nie było nic groznego.Natomiast sprawa z życzeniami świątecznymiwygląda mi na podstęp Lupina!- A to przebiegła bestia! - zakląłem i z niejakim podziwem pomyślałem owłamywaczu.- Ale czy nie ma sposobu, aby dojść, kim jest nadawca programu-wirusa?- Panie Tomaszu - spojrzała na mnie z politowaniem - to specjalista.Zarażonąwirusem wiadomość wysłał w sposób anonimowy, na przykład poprzez niepoprawnieskonfigurowany serwer bądz serwis służący do tych celów.Gdybym była Lupinemwysłałabym wirusa używając albo serwera gwarantującego anonimowość, albo z budkitelefonicznej w jakiejś zabitej dechami dziurze.Jeśli chodzi o odbieranie listów, to wystarczy,że wiadomości będą wysyłane na jakiś bezpieczny adres, taki, że nie będzie można ustalić, ktokonkretnie z niego korzysta: na przykład darmowe konto na drugim końcu świata albo kontona złamanym uprzednio systemie.Posmutniałem i przez chwilę nie odzywałem się.- Gdybym posiedziała trochę nad tym, to może udałoby się ustalić zapisane naserwerze pocztowym logi - odezwała się zamyślona.- Rozumie pan, tam są zapisanewszystkie wiadomości przechodzące przez system.- Nie mam pojęcia, o czym ty mówisz! - zezłościłem się.- Mam dość tejkomputerowej paplaniny.- Mówię o tym, że mogłabym ustalić kontakt z serwerem, na którym Lupin ma konto,a wtedy za pośrednictwem komisarza Swady udałoby się może namierzyć cwaniaka.Jest tylkojeden warunek.- Mianowicie?- %7łe Lupin nie zabezpieczył się przed tym, bo uważał, że jesteście za głupi, aby gowykryć.Machnąłem z rezygnacją ręką.Ale po chwili zerknąłem na Dziewucha kątem oka.Była naprawdę dobra.I chyba nie była Lupinem, skoro zdradziła tyle komputerowychsekretów! Przecież dzięki programowi-wirusowi mógł włamywacz kontrolować pocztęelektroniczną wybranych bibliotek.Do Gniezna zajechaliśmy po północy.Jazda była bardzo męcząca z powoduzlodowacenia nawierzchni dróg i ciemnicy.Z wielką ulgą przywitaliśmy Gniezno, a następniezajechaliśmy pod hotel.W recepcji zapytałem o Pawła.Na szczęście był w pokoju.Szliśmy wolno, zmęczonym krokiem po schodach, a potem skręciliśmy w korytarz nadrugim piętrze.I w tym momencie przed nami wyrósł wysoki mężczyzna, który potrącił mniew ramię.- Uważaj pan - syknąłem z bólu.Gość ubrany był w skórzaną kurtkę na kożuszku.Miał ostrzyżone na jeżyka jasnewłosy i mierzył około stu dziewięćdziesięciu centymetrów.Jego twarz wyrażała poruszenie isilne zdenerwowanie.Mężczyzna nawet nie raczył przeprosić, tylko zbiegł szybko poschodach.- Co za cham! - zawołała za nim Dziewuch, ale facet nawet na nas nie spojrzał.Dopiero po chwili przypomniałem sobie opowieść pani Matyldy, sąsiadki Batury, okrótko ostrzyżonym blondynie obserwującym dom Jerzego.Facet jezdził fiatem punto i mógłbyć samym Lupinem.- Poczekaj! - krzyknąłem do dziewczyny i zbiegłem na dół.Na zewnątrz nie zauważyłem nigdzie dryblasa.Przepadł. Pewnie wbiegł do którejś z uliczek, gdzie zaparkował fiata - pomyślałemniepocieszony.- Kim był ten wysoki mężczyzna, który przed chwilą wybiegł z hotelu? - zapytałemrecepcjonistki.- A wie pan, że nie wiem - zdumiała się.- Musiałam przeoczyć, jak wychodził.Zamyślony dotarłem wreszcie na drugie pięto.Przed drzwiami pokoju Pawłazauważyłem majstrującego przy zamku Dziewucha.- Co robisz, na Boga? - zapytałem.- Pana Pawła nie ma w pokoju.Pukam, pukam i nic.Wejdziemy, to zobaczymy, co sięstało.- Potrafisz otwierać zamki? - zdziwiłem się.- Niektóre - zdenerwowała się.- Sejfów nie otwieram, jeśli to pana interesuje.Nie zdążyłem nawet zaprotestować, gdy drzwi się otworzyły i Dziewuch popatrzyła namnie triumfalnie.Przed pierwszą przyszedł, zaskoczony naszą obecnością, Paweł i opowiedział okolejnej kradzieży w Archiwum Archidiecezjalnym.W ponurych nastrojach siedzieliśmyjeszcze z godzinę zastanawiając się nad całą sprawą.%7łeby było zabawniej, przez cały czasrozmowy szeptaliśmy, aby nie zbudzić śpiącej na łóżku Dziewucha, a także uniknąćewentualnego podsłuchu.Czort jeden wiedział, kim był dryblas buszujący w hotelu i co tutajrobił.Mógł z łatwością założyć podsłuch w pokoju Pawła i panny Kruger.Przespaliśmy się w niewygodnych pozycjach na fotelach i rano zjawiliśmy się wrestauracji hotelowej na śniadaniu.Powitałem pannę Kruger skinieniem głowy, a następnie uścisnąłem rękę komisarza.Zauważyłem, że Niemka przygląda mi się ukradkiem, zupełnie jakby słyszała na mój tematjakieś niestworzone historie.Atmosfera nie była najlepsza i wyczuwałem zmęczenietowarzystwa wydarzeniami dnia poprzedniego.Oznajmiłem, że widziałem przelotnietajemniczego blondyna, na otarcie łez sprezentowałem policji numery rejestracyjne fiatapunto, którym jezdził dryblas.A potem powiedziałem o księdzu Kamieńskim, któryinteresował się w ostatnich dniach inkunabułami w kilku bibliotekach na południu Polski.- Niewykluczone, że ten ksiądz jest Lupinem - odezwała się Niemka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]