[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na twarzy Justyny najlżejsze nie odbiło sięwzruszenie; powieki miała spuszczone i zamyślony uśmiech na ustach.Kirłowa, po chwilowymmilczeniu znowu na odwagę się zebrawszy, mówiła dalej: Teofil szczerze upodobał Justynkę i zdaje mi się, że krok, który czyni, najlepiej tegodowodzi.Jestem pewna, że byłaby z nim ona szczęśliwą, bo to złote serce i głowa też nie bylejaka.Jednak zanim przyrzekłam, że tu posłem od niego zostanę, otwarcie i stanowczo mupowiedziałam, że wszystko o nim Justynce powiem, całą prawdę.Jeżeli o wszystkim wiedzączgodzi się tego biedaka wyratować i uszczęśliwić, to dobrze; jeżeli nie, to cóż robić? Ale jaoszukiwać nikogo za żadne skarby świata nie mogę.Teofil zgodził się, a nawet prosił mię, abymJustynkę o wszystkim uprzedziła. Cóż? burzliwa przeszłość? zmarnowany majątek? tonem zapytania rzucił Benedykt.Kirło usta krzywił, ręką znaki niezadowolenia dawał pomrukując: Niepotrzebnie! niepotrzebnie! głupie skrupuły!Na twarz Kirłowej wystąpił wyraz wielkiego zmartwienia.Zmąconymi oczami po obecnychwodziła.Widocznym było, że wolałaby przed mniejszą znacznie kompanią mówić.Nie byłojednak rady.Wszyscy obecni znajdować się tu mieli prawo.299 Nie na zapytanie Benedykta odpowiedziała nie to wcale! Majątek jest jeszcze piękny,można powiedzieć, wielki, a przeszłość.no! co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr.Jaką onabyła, to była, ale żałuje on jej teraz i wyratował z niej jednak swoje złote serce.Jest rzecz inna.Teofil.Teoś.Zająknęła się, zarumieniła się ogniściej niż kiedykolwiek i szeptem prawie dokończyła: Teoś jest mor.morfi.Boże, jakże się to nazywa? zawsze zapominam!.mor.morfinistą!Benedykt wielkimi oczami na nią patrzał. A cóż to za diabeł? zapytał. Nigdy nie słyszałem.Cicho, jąkając się, z wielkim żalem Kirłowa wyszeptała to, co o tym przedmiocie od kuzynaswego wiedziała, usprawiedliwiać go usiłując.Chorował bardzo przed parą laty, zagranicznidoktorowie ten przeklęty zwyczaj mu zaszczepili.Benedykt wąsa w dół pociągnął. Prosto z mostu mówiąc.pijakiem jest! sarknął.Kirłowa aż wstrzęsła się, tak ją wyraz ten zabolał.Ależ doprawdy, on nie winien, że go tenwielki świat do tego doprowadził i wielka fortuna na takie pokuszenia i awantury naraziła.Pragnie wyleczyć się, próbował już nieraz, bo wstyd mu samego siebie i życia młodego żal.aledotąd nie mógł.Chyba go kobieta, którą pokochał, uleczy.klin klinem wybijać najlepiej.Szczęśliwym się czując nudzić się przestanie, domowe, porządne, regularne życie powróci muzdrowie i chęć do zajęcia się majątkiem.Justynka prawdziwe zadanie siostry miłosierdziaspełnić przy nim może, jeżeli ją to, o czym dowiedziała się, nie zraziło.Tu pani Emilia splecione ręce w górę wzniosła. Zrażać! o Boże! zawołała. To, o czym dowiedzieliśmy się, czyni pana Różyca więcejjeszcze interesującym.obudza jeszcze żywszą dla niego sympatię, bo świadczy o naturzepragnącej wyrwać się z więzów szarej rzeczywistości, upajać się choćby snami o tym, co piękne,wzniosłe, poetyczne! Z takim człowiekiem dzielić życie, razem z nim kochać, marzyć. Może i upijać się! mruknął pod wąsem Benedykt, którego oświadczyny te najmniejzdawały się zachwycać. To prawdziwe szczęście! dokończyła pani Emilia. Doprawdy! Od takiego szczęścia umrzeć można! za poręczą fotelu zadzwonił cienkigłosik Teresy. Fortuna pańska.nazwisko piękne.stosunki.co to i mówić! z błogim uśmiechemszeptał Kirło.Kirłowa zaś ze łzami w oczach zwróciła się do Justyny: Złote ma serce, kobietę poczciwą i przywiązaną ocenić i uszczęśliwić potrafi.Gdybyś ty,Justynko, wiedziała, jaki on dla nas dobry! Inny na jego miejscu i znać by nie chciał ubogichkrewnych, a on przyjacielem jest, prawie bratem i.dobroczyńcą nawet, bo wiesz? Czemuż bymdo tego przyznać się nie miała? bieda przecież wstydu nie czyni! chłopcami naszymizaopiekować się przyrzekł i w szkołach za nich płacić.raz już za jedne półrocze zapłacił, ale tonic nie znaczy wobec serca i przychylności! Bronkę naszą bardzo lubi i czasem na rękach jąnosi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]