[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ktoś uchylił klapę i szykował się dozejścia.Na prawo ode mnie wisiała ciężka, ciemnoczerwona kotara.Schroniłem się za nią dopłytkiej niszy, reliktu po gotycko sklepionym portalu dawnych drzwi.Przez szparę wyglądałem nazewnątrz.Włamywacz był ubrany w granatowy kombinezon, kominiarkę, rękawiczki, z niewielkimworkiem przewieszonym przez ramię.Najpierw zajrzał do jadalni.Stojąc w progu nasłuchiwał,76cofnął się, przeszedł koło mojej kryjówki i delikatnie nacisnął klamkę.Uchylił drzwi i zamarł wbezruchu. Paweł? usłyszałem głos Blanki. Wróciłeś wreszcie?!Włamywacz spłoszony rozglądał się na wszystkie strony.Ze słów Blanki mógłwywnioskować, że jestem gdzieś na terenie zamku.Mężczyzna zostawił drzwi i cicho zbiegł naparter.Ostrożnie pomknąłem za nim.Zatrzymałem się u szczytu schodów, nasłuchując co robiprzeciwnik.Kątem oka, przez szparę pomiędzy ciągiem schodów, dostrzegłem, że zbiega jeszczeniżej, na poziom piwnic.Idąc przy ścianie ruszyłem jego tropem.Na parterze panowała cisza, nadole skrzypnął zamek w drzwiach.Byłem zupełnie nieprzygotowany na konfrontację, więc musiałem być szczególnie ostrożny.Zejście do piwnicy było zastawione różnymi gratami, deskami, starymi drzwiami, workami zcementem.W podziemiach panowały absolutne ciemności.Wahałem się, czy powinienem iść dalejnie widząc drogi przed sobą.Przez szparę w uchylonych drzwiach ujrzałem, że gdzieś w oddali palisię nikłe światełko.Ile razy ta sytuacja prowadziła mnie wprost w zasadzkę? Wielokrotnie intuicja ostrzegałamnie przed niebezpieczeństwem i teraz było podobnie.Wszystkie zmysły miałem wyostrzone.Ostrożnie, pochylony, skupiony przekroczyłem próg.Piwnica była ciągiem trzech dużych pomieszczeń.Pierwsze było wsparte na czterechkolumnach i miało sklepienie krzyżowe.W kolejnym była tylko jedna, kamienna, gruba podporasklepienia.Oba przypominały wielkie magazyny, z mnóstwem porzuconych pudeł, skrzyń, starychmebli.W powietrzu czuć było stęchlizną i kurzem.Z każdym krokiem oczekiwałem ataku.Do ostatniej piwnicy prowadziły stopnie.Wspiąłem się po nich i wtedy światło zgasło.Trwałem w bezruchu.Wokół panowała absolutna cisza.Chwilę tylko trwało popiskiwanieszczurów.Byłem w połowie wysokości schodów.Nie mogłem zejść na boki, bo znajdowałem sięna wysokości ponad metra.Nie była to zabójcza wysokość, ale w ciemnościach mogłem sobiezrobić krzywdę.Nie chciałem też zapalać swojej latareczki.Krok w górę czy w dół stanowił niebezpieczeństwo, że zdradzę, gdzie jestem.Tak jak mnieszkolono, oddychałem wciągając powietrze nosem i wolno wypuszczając je ustami.Dzięki temumogłem też wcześniej wyczuć zapach perfum, potu przeciwnika.Przymknąłem powieki, by niemęczyć oczu, a jednocześnie, żeby cały czas były przyzwyczajone do mroku.Odrobinę ugiąłemnogi, by obniżyć środek ciężkości swojego ciała.Dzięki temu miałem stabilniejszą pozycję i mniejsię męczyłem.Niewyszkolony wróg musiał zacząć się niecierpliwić.Nie inaczej było z tymwłamywaczem.Najpierw wyczułem jego zapach.Wydawał mi się znajomy.Takiej samej wody pogoleniu używał Wiktor!Wyszedł na mnie z prawej strony, zza rogu starego kredensu.Przemieszczał się przygarbiony,trzymając obie ręce przed sobą.Czekałem spięty na odpowiedni moment do ataku.Obrócił głowę wmoją stronę i wtedy zrozumiałem, że ma na sobie noktowizor.Nie zważając na nic chciałem uciecw bok, ale on płynnie wyłączył gogle, włączył reflektor trzymany w lewej dłoni i wymierzył wemnie pistolet, który miał w prawej. Stój! syknął.Zwiatło było oślepiające.Odwracając wzrok zdążyłem się zorientować, że słusznie zrobiłemnie skacząc w bok.Z jednej strony pod ścianą nadziałbym się na kolekcję zgromadzonych tuzardzewiałych narzędzi rolniczych.Po przeciwnej stronie stały wypchane zwierzęta, między innymijeleń z wystającymi w moją stronę rogami. Nie spodziewałem się tego po tobie odezwałem się chcąc dzięki rozmowie zyskać na77czasie.Nie obawiałem się strzału, bo nie podejrzewałem, żeby Wiktor chciał mnie tu zabić. Co wiesz o skarbie? włamywacz zapytał.Jego głos był niezwykle zmieniony przez kominiarkę i dlatego, że mówił jakby przezzaciśnięte gardło. Chyba mniej niż ty odpowiedziałem. Mów, bo. zawiesił głos.Zrobił ruch bronią jakby przestał celować w moją pierś, a postanowił strzelić w głowę.Udałem wystraszonego i zszedłem ze schodów. Stój! włamywacz wypełzł z piwnicy. Co ci mówiła Larysa o swoich przodkach? Czemu miała mi coś o nich mówić? udawałem zdziwionego. Nie zgrywaj naiwnego.Dobrze wiesz, że jej przodek znalazł cenny skarb i gdzieś goschował
[ Pobierz całość w formacie PDF ]