[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.o których nie chcę teraz mówić, a które udało mi się za symulować przy pomocy ma-szyny.- Nie rozumiem - powiedziała pani Fire dziwnym tonem, jakby przyznawało się doczegoś takiego po raz pierwszy w życiu.- Nie wiem.czy warto to rozumieć - rzucił Kon, ale Fire spiorunowała go wzrokiem.Liq wstał, patrząc na Sapa z ogromną pretensją, ten jednak pociągnął go z powrotemza rękę kiwając uspokajająco głową.Gray w krótkich nerwowych zdaniach opowiedział oswoim aparacie to wszystko, o czym mnie mówił już w samolocie.Dwaj ludzie od Sapa całyczas rechotali prowokacyjnie, ale Fire patrzyła w Graya jak raptem zakochana, potakując pokażdym wypowiedzianym przezeń zdaniu.To wystarczyło, mimo tych śmiechów, żeby po-wiedział swoje do końca.- Wszystko jest funkcją posiadanych informacji o danym malarzu, o danym stylu.Bomożna też przy pomocy mojej aparatury budować plany katedr, jakie nigdy nie powstały, ma-lować pózne obrazy malarzy, którzy umarli młodo, można robić nieskończone wariacje na ja-kiś temat, w których jednocześnie nie będzie nic z dowolności.Na przykład te chłopaki wpolu, ta żaglówka, właściwie to wszystko, co widzimy, to nie są, dosłownie rzecz biorąc, ory-ginały, lecz maszynowe wariacje na tematy wykonane już przez artystę.Osoby van Gogha niewybrałem przypadkowo.Piętno osobistego stylu jest tu wielkie i dzięki temu stosunkowo ła-two zawrzeć to w programie.Jednocześnie bardzo duża jest bibliografia na temat van Gogha,jego listy do brata i do innych artystów to po prostu kopalnia informacji i wskazówek, tozbiór idei, marzeń i przejawów fascynacji innymi artystami zestawiony bardzo precyzyjnie.Oczywiście poradzić sobie może z tym tylko maszyna.%7ładen ludzki umysł tego nie pomieści,chyba że chcemy mieć kopie, wulgarne pastisze.- Buty - powiedziała pani Fire - znam podobne buty z jego innego obrazu.Gray spojrzał na nią z wdzięcznością.- Zwierzę się pani.Wcale nie mam pewności, czy to jest dobra droga.Wyobraznię ar-tysty traktuję jak jakiś wielki magazyn, jak szczególną rupieciarnię, z której artysta wyciągapewne elementy i ustawia je według pewnych reguł.ustawia oraz modyfikuje, zgodnie z za-sadami swej moralnej i artystycznej wrażliwości.Przy pomocy mojej techniki mogę próbo-wać odtwarzać zawartość tego magazynu i badać, a następnie stosować te reguły.Mogę takżepróbować przewidywać pewna zmianę tych reguł, z wiekiem powiedzmy, pod wpływem al-koholu albo jakiejś psychozy lub uczucia.Ale nigdy nie mam stuprocentowej pewności.Od-powiedzią jest tu dopiero efekt ostateczny.Pani r o z p o z n a ł a van Gogha.To by znaczy-ło, że trafiłem.Równie dobre, a nawet znacznie lepsze efekty dawała symulacja prac średnio-wiecznych architektów.Po prostu jest to jeszcze dziedzina plastyki, ale już bardzo ściśle pod-porządkowana regułom matematycznym.Z Vermeerem nie szło mi tak łatwo.W ogóle niewiedziałem, jak zabrać się do Boscha, do Brueghela.Zwiat pewnych artystów wydaje sięświatem bez reguł albo światem reguł głęboko ukrytych.Ale dzięki skonstruowanej przezemnie maszynie udają się próby przynajmniej częściowego uchylenia drzwi do niektórych ztych światów.Oprócz tych drzwi, oczywiście, które sam artysta zostawił otwarte.To nawetmoże budzić pewne etyczne i artystyczne sprzeciwy, myślałem o tym, ale i tak uważam.Mówił to wszystko do pani Fire.Zapomniał, że są jeszcze na sali Liq, Sap i ich ludzie.- To budzi jeden zasadniczy sprzeciw, taki mianowicie, że całe przedsięwzięcie pozba-wione jest sensu - leniwie zauważył Kon, zmieniając ułożenie nóg i jeszcze szerzej roz-kładając ramiona.Gray spojrzał na niego, jak wyrwany z jakiegoś pięknego snu.- Dlaczego, przecież.- Pan wskrzesza trupa - zawołała ciemnowłosa.- Mówiąc ściślej, cały cmentarz - do-rzucił Kon.Wstałem.- Mnie bardzo podobają się te obrazki i uważam je za interesujące.Nie to, co naszedzisiejsze pstrykanie.- Pan Neut - przerwał mi bardzo autorytatywnie Liq - urzędnik Neut mówi teraz przezsen.Całe szczęście, że nie musimy przejmować się tym, co urzędnicy niższego szczebla bre-dzą o Sztuce.Słucham.co kolega chciał powiedzieć - zapytał jednego z dwu siedzących zamoimi plecami ludzi z grupy Sapa.- Czy można wiedzieć, po co pan Gray to robi, po co traci czas i absorbuje energiękomputera?- Jak to po co? %7łeby rozmnożyć skromny dorobek niektórych przynajmniej artystów.%7łeby zadać pewne pytania ich twórczości, skoro nie można zapytać ich samych.%7łeby dostar-czyć ludziom dzieł nie będących wulgarnymi reprodukcjami wytworzonymi kiedyś, ale i takbez żadnej pieczołowitości, przez poligrafię.%7łeby otrzymać coś na kształt oryginałów, którejednak będzie można wytwarzać masowo.- D z i e ł - powiedział z ogromną pogardą któryś z chłopaków za moimi plecami, aSap tryumfująco uśmiechnął się do Liqa.- Dostarczać oczywiście za pieniądze - dodała ciemnowłosa, karcąc jednocześniewzrokiem panią Fire za naganną u Współczesnego Artysty fascynację przemową Graya.Wra-camy, cofamy się.Sztuka jako d z i e ł o.na nie, to zabawne.- Dla mnie to po prostu grzebanie w trumnach.Wstał Liq.- O ile dobrze pana zrozumiałem - rzekł bardzo życzliwie - wskrzesza pan przy pomo-cy swojej aparatury, abstrahuję od tego, czy skutecznie, pewien miniony już, zarzucony iskompromitowany sposób traktowania obrazu, w ogóle powierzchni malarskiej, narzucając jejna powrót funkcje realistyczne.- Dla mnie to nie jest minione!- Chwileczkę, proszę dać mi skończyć.Tymczasem wiadomo dziś, że autentyczne d zi e ł o S z t u k i nie może wyrażać nic, nie może być znakiem czegokolwiek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]