[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zaprosiłaś kogoś do nas? - zapytał.- Nie - skłamałam i szczelniej opatuliłam się w koc.- Jeśli jednak kogoś zaprosiłaś, to na próżno.I tak nikomu nie otwo-rzę.Sam wybieram sobie gości.Wybacz, ale dzisiaj to ty jesteś moimgościem.Jedynym gościem.I tak już zostanie.Nie, muszę stąd uciekać.Spojrzałam Czorbu prosto w twarz.A potemprzeniosłam spojrzenie na.Na tył jego głowy.Na tył jego głowy z małym warkoczykiem.Już go kiedyś gdzieś wi-działam.Tak samo jak nóż.Przypomnienie sobie, gdzie i kiedy się z nimzetknęłam, nie zabrało mi dużo czasu.Tak! Zdjęcie z imprezy.Filip Kodrin w lewym górnym rogu.I gość z kitką pośrodku - sfotografowany od tyłu.Tak.To był AurelCzorbu.Tyle że teraz zamiast kitki miał warkoczyk.Fotografia nabrała zupeł-nie innego sensu.Teraz było już jasne, kogo tak naprawdę przestraszyłsię Filip Kodrin.On nie znał Teo Lhermitte'a i to nie jego się bał.Nie.Wrzeczywistości przestraszył się Aurela.W przeciwieństwie do mnie Fila nie widział tam znawcy sztuki.On widział Mołdawianina!Na zdjęciu Aurel stał tyłem do obiektywu, a tym samym był zwróconytwarzą do Kodrina.I Filip nie mógł o tym zapomnieć.Boże, skąddzwoniła Monti? Mam nadzieję, że od siebie z domu.W takim przy-padku powinna się tu zjawić lada moment.Od Bolszego Prospiektu doŚredniego - rzut beretem.Jeśli jednak nie z domu.Albo nie może zna-leźć Lemieszonka, bo ten zaszył się gdzieś w poszukiwaniu kolejnegokryminalnego obiektu do gnębienia?- Co z tobą? - nie dawał mi spokoju.- Niedobrze mi.- wymamrotałam.- Muszę iść do domu.- Nie - powiedział śpiewnie.Jego głos był podejrzanie lekki.- Nigdzienie pójdziesz!- Dlaczego?- Bo pada.- „A deszcz zmywa wszelkie ślady” - chlapnęłam pierwsze, co mi przy-szło do głowy.Tak nazywał się film, uznany przez sentymentalne czytel-niczki „Relaksu dla Ciebie” za najlepszy w ostatnim trzydziestoleciu.- Tak? - Aurel był wyraźnie rozweselony.- To tylko tytuł filmu.- A jednak brzmi prawdziwie.Tak życiowo.Rozejrzałam się bezradnie wokół siebie.Nóż leżał na barze.Jeśli Au-relowi Czorbu strzeli do głowy, żeby się nim posłużyć, nie będę miałażadnych szans.- Coś mi się nie podobasz.Jakoś niewyraźnie wyglądasz - powie-dział, nie odrywając ode mnie wzroku.A jak ty mi się nie podobasz!Cały jego urok wyparował bez śladu.Teraz widziałam przed sobąwprawnego mordercę.Z nożem zatkniętym za cholewką.- Tak? - uchwyciłam się tej myśli.- To co, ja jednak już pójdę.Tak bę-dzie lepiej.- Nie - uciął Aurel.- Nie.Deszcz.Perspektywa biegania na golasa po galerii win wcale mi się nieuśmiechała.Gdy usiłowałam wymyślić najlepszy sposób wydostania się z„Casa Mare”, nagle ktoś mocno zapukał do drzwi.Nareszcie! Monti! Dzięki Bogu!Skoczyłam na równe nogi, jednak Aurel był szybszy.Zręcznie mnieominął i pierwszy znalazł się przy drzwiach.Za nimi stał Rejno.Cudowny.Wspaniały.Najlepszy na świecie Rejno.- Zamknięte - powiedział Aurel przez drzwi.- Przecież wisi tabliczka „OPEN” - głos detektywa, tłumiony przezszkło, brzmiał w moich uszach jak boska muzyka.- Skoro wisi, to znaczy,że jest otwarte i można wejść.Przynajmniej tak jest we wszystkich cywi-lizowanych krajach.- Rejno! - krzyknęłam zza ramienia Czorbu.- Rejno, jestem tutaj!Wczepiłam się palcami w łokieć Mołdawianina.- Niech pan otworzy.Niech pan otworzy albo wybiję szybę.- Myliłem się co do ciebie.Coraz bardziej mi się podobasz - powie-dział, po czym otworzył drzwi.Rejno wszedł do „Casa Mare” i uważnie się rozejrzał.Był całkowiciesuchy, mimo że na dworze wciąż lało jak z cebra.Nic dziwnego, Estoń-czycy nawet z deszczu wyjdą obronną ręką.- On jest mordercą! - krzyknęłam, odbiegając w stronę baru.- On jestmordercą i ma nóż!Rejno pociągnął nosem, a Aurel roześmiał się i spojrzał na mnie.- Niech się pani uspokoi, pani Warwaro - detektyw nie wyglądał nazdziwionego ani moją obecnością tutaj, ani ekstrawaganckim strojem.- Warwara? - Czorbu odwrócił się w moją stronę.- A nie Rimma?- Nie - potwierdził Rejno.- Warwara.- I dzięki Bogu - ucieszył się Mołdawianin.- Warwara bardziej do cie-bie pasuje.Rejno przespacerował się po galerii, po czym przyjrzał się uważnieAurelowi.- Pan Aurel Czorbu?- Tak, to Aurel Czorbu - pośpieszyłam z odpowiedzią.- Morderca -Aurel Czorbu! Widziano go w domu Stasa.A nóż.- Ani słowa! - krzyknął Rejno, po czym ponownie zwrócił się do Aure-la: - Pan to Aurel Czorbu, producent i sprzedawca win oraz kolekcjonerbiałej broni?- Powiedzmy.A ja z kim mam przyjemność?- Reino Uuskula.Obywatel Republiki Estońskiej.Prywatny detektyw.- No, no - Aurel dobrze się bawił.- I czego pan ode mnie chce, obywa-telu Republiki Estońskiej?- Czy to pańska własność?Rejno, mój cudowny, wspaniały, najlepszy na świecie Rejno, wycią-gnął wadżrę.W jej rękojeści nadal mienił się diament.Czy on naprawdęzamierza przekazać go mordercy? Chce oddać dowód rzeczowy?Zamierzał.Aurel wziął nóż do ręki i przez chwilę go oglądał.- Gdyby nie ten dziwaczny kamień, powiedziałbym, że mój.- Kamień łatwo można wyjąć.Proszę sobie wyobrazić, że go tam niema.- Ale on tam jest.- Proszę sobie wyobrazić, że go nie ma.Co było w miejscu tego kamy-ka? W pana nożu.- Nie pamiętam dokładnie.Głowa jakiegoś bożka.- Zgadza się - Rejno spojrzał na mnie znacząco.- Kiedy panu zginął?- Mam ich tyle, że.Nawet wszystkich nie pamiętam.Chyba jakiśrok temu.Napije się pan koniaku?- Nie.A w jakich okolicznościach go pan zgubił?- Nie zgubiłem go.Tylko.Oddałem do ekspertyzy chłopakowi z Er-mitażu.Już wcześniej kilkakrotnie wyceniał moje noże.- I co się potem wydarzyło?- Powiedział mi, że pracował na daczy.I że go tam okradli.- I pan w to uwierzył?- Uwierzyłem.Ten chłopak nigdy wcześniej mnie nie oszukał.Późniejprzywiózł mi w ramach rekompensaty inny nóż.Podobny do tego.Nawetjeszcze ładniejszy.Tylko bez kamyka.- Jak się nazywa ten chłopak?- Kodrin.Filip Kodrin.A co?- Możliwe, że kamień, który pan widzi, to ogromny diament.Aurel podrzucił nóż na ręce i wadżra wykonała w powietrzu zadziwia-jący piruet, podobny do machnięcia pędzlem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl