[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To pierwsze miejsce,w którym twój brat będzie nas szukał.Jeśli ma trochę rozumu, dogadasię z kapitanem portu.Zostawiłem w Baton Rouge połowę mojegozaładunku, więc wszyscy wiedzą, że wcześniej czy pózniej będę musiałtam wrócić.- Nie pozwolił jej dojść do słowa.- Naomi przesiądzie się na inny statek.Paliwa powinno namstarczyć do Biloxi.Musisz być rozsądna.- Nigdy nie dołączę do bandy przemytników!- Cameron zerwała się od stołu i rzuciła na blat serwetkę.-Dobrze wiesz, co o tym myślał mój ojciec!Jackson odłożył serwetkę na talerz.Zachowywał się w miaręspokojnie, ale widać było, że jest zły.Twarz mu poczerwieniała.- Przestań.Nic nie wiesz o mojej pracy.- Ojciec miałby mi za złe, że tu w ogóle jestem! - wykrzyknęła.Nie wiedziała, co w nią wstąpiło.Przed chwilą cieszyła się ze wspólnejkolacji z Jacksonem, a teraz była na niego wściekła.- Przyznaj się, żezostałeś zwykłym przemytnikiem! - Skrzyżowała ręce na piersiach.-Zwiadomie przeciwstawiasz się rozkazom Lincolna.Grant miał rację.Jesteś piratem! Zarabiasz tyle, że mimo wojny stać cię na wykwintnestroje.ousladansc - Chcesz porozmawiać o pieniądzach? -Jackson podniósł się zkrzesła.- Proszę bardzo.Jak chcesz opłacić swoją podróż z BatonRouge do Biloxi? Co z Taye? Z Naomi? A z blizniaczkami?Cameron przyglądała mu się wstrząśnięta.- Byłeś przyjacielem mojego ojca.- Wiesz, ile kosztowało wykupienie Taye.To niemała kwota.-Podszedł do niej.- Jak spłacisz długi?- Nie mam pieniędzy! Grant zabrał mi wszystko, czego nie dałamniewolnikom.Spojrzał na nią tak, jakby chciał ją rozebrać wzrokiem.Byłniczym wilk podczas polowania.- Nic nie szkodzi.Dla mnie masz coś dużo cenniejszego od złota.ousladansc ROZDZIAA DWUDZIESTY CZWARTYCameron dumnie uniosła głowę.- Jeszcze ci mało? - zapytała z przekąsem.- Moim zdaniem, ażnadto zapłaciłam za bilet.Jackson zrobił jeszcze jeden krok w jej stronę.Kajuta była ciasna,ale nawet na pokładzie żaden z marynarzy na pewno nie ośmieliłby sięprzyjść jej z pomocą.Zmarszczył brwi.Był wyraznie wściekły, a mimo to usiłowałmówić spokojnie.- Zachowujesz się tak, jakby myśl o naszej wspólnej nocynapawała cię wstrętem.- Bo to prawda! - zawołała zajadle.Jackson doskoczył do Cameron.Krzyknęła i próbowała sięodsunąć, ale był zbyt szybki i silny.Złapał ją za ramiona, a kiedy sięcofnęła, poczuła za sobą ścianę.Wiedziała, że już nie ucieknie.Jacksonchwycił ją za przeguby i gwałtownie ją pocałował.Cameron chciała gokopnąć, ale tak mocno przywarł do niej całym ciałem, że nie mogłaunieść kolana.Próbowała z nim walczyć.Gwałtownie szarpała głową,ale z każdym ruchem czuła, jak narasta w niej pożądanie.Nienawidziła go.Nienawidziła też siebie za to, że mimowszystko chyba go kocha.- Chodz ze mną - szepnął jej do ucha.- Nie! Ratunku! - zawołała, ale bez przekonania.- Niech ktoś miousladansc pomoże!- Głuptasie.Nikt tu nie przyjdzie.Ręce i nogi miała jak odrętwiałe.Ze złości ugryzła go w ucho.- Oszalałaś? Przecież to boli.- I bardzo dobrze - rzuciła zdyszana.Przez chwilę patrzył na nią ze złością, a potem wziął ją na ręce irzucił na łóżko.- Nie, Jacksonie.- Tak, Cameron.Kusisz mnie, kiedy jestem do czegoś cipotrzebny, a potem udajesz cnotkę.- Nic nie rozumiesz.Tamta noc.to był błąd.- Pragnęłaś mnie.Nie możesz pogodzić się z tym, że panienkaCameron Campbell też ma swoje potrzeby.Kiedy ściągał koszulę, Cameron czmychnęła na drugi brzegłóżka, jak najdalej od Jacksona.Czuła się jak uwięzione zwierzę.Niechodziło tylko o jego zachowanie - przerażały ją jego słowa.Jak sięstąd wydostać? A co gorsza, w głębi duszy zdawała sobie sprawę, żenigdy nie ucieknie od najskrytszych uczuć.Kapitan ściągnął spodnie, uklęknął na łóżku i złapał ją mocno.- Jacksonie, proszę.- błagała.- Tak już lepiej.To właśnie chciałem od ciebie usłyszeć.- Możemy porozmawiać?- Za pózno.- Pchnął ją na plecy i zdjął jej buty.Jednym rzucił wkrzesło, a drugim o ścianę.- Cameron, dlaczego wszystko utrudniasz?ousladansc Nieoczekiwanie wzięła jego twarz w dłonie i zasypała jąpocałunkami.Jego skóra była szorstka, ale przyjemna w dotyku.Pachniał deszczówką i mydłem.- Nie wiem - szepnęła.- Nie wiem, Jacksonie.Spojrzała mu woczy, które teraz wydawały się bardziej czarne niż szare.- Co teraz zrobimy? Jesteś dla mnie jak narkotyk.Nie wiem, czybędę mógł żyć bez ciebie.Wiedziała, co chciał jej powiedzieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl