[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Parę tygodni ze słuchawką telefoniczną przy uchu.Z pewnością całe to przedsięwzięcie wymagało znacznie więcejwysiłku, nie mówiąc już o pieniądzach, pomyślała Nora.- Nie mogę ci na to pozwolić - stwierdziła.- Już za pózno.Poza tym, nie robię tego dla ciebie, tylko dla tychwszystkich dzieci, które, jak Dylan, powinny otrzymać fachowąpomoc.W obliczu tego niewiarygodnego zamierzenia po prostu osłabła.Usiadła na huśtawce i patrzyła przez jakiś czas na rozgwieżdżoneniebo.- Po tylu latach myślałam, że niczym nie możesz mnie zadziwić- rzekła w końcu - a jednak ci się udało.- Cieszę się.Noro, to naprawdę nie był żaden wyrafinowanysposób na odzyskanie ciebie.- Wiem.Zaczęli się znowu powoli kołysać.Ogarniało go pożądanie, z trudem je opanowywał.Noraodwróciła ku niemu twarz, jakby czytała w jego myślach.Byli takblisko.Wystarczyło tylko zsunąć ramię spoczywające na oparciu iwziąć ją w objęcia.187RS- Chyba już pojadę do domu - powiedział cicho - zanim zacznęcię błagać.Kiedy chciał wstać, położyła mu dłoń na ramieniu.W jej oczach,bardziej złotych niż brązowych w świetle księżyca, dojrzał to samopragnienie.- Nie musisz błagać.Nie mógł się powstrzymać, pragnął jej dotknąć, choćby ująćtwarz w dłonie.- Chcę mieć pewność, Noro.Całkowitą pewność.- Możesz być pewny.- Zaśmiała się krótko, zmysłowo.- Do tejpory niczego nie byłam tak pewna.Zarzuciła mu ręce na szyję.- Caine, pocałuj mnie.Całuj mnie tak jak wtedy, w nocświętojańską.- Jeżeli to zrobię - ostrzegł - nie skończy się na pocałunku.-- To dobrze.- Jej palce muskały opadające mu na kołnierzwłosy.- Pragnę się z tobą kochać.Z nikim nie przeżyłam takichcudownych chwil jak z tobą.Caine nie przyszedł tutaj, żeby pójść z Norą do łóżka.Chciałtylko być z nią, porozmawiać o projekcie centrum i choć trochęzłagodzić ból po stracie babki.Pomyślał o przyrzeczeniu danymMaggie - dzisiaj jeszcze nie był wolny.Lecz, do licha, wiedział, żeTiffany jest właśnie w drodze do Dominikany, gdyż tam, pod nowyadres, wysłał jej czek na milion dolarów, a za kilka godzin rozwódzostanie orzeczony.Poza tym nie był przecież świętym.188RSPrzytrzymał głowę Nory i przelał na jej usta cały żar swejnamiętności.Czuł się tak, jakby uczestniczył w święcie po długimpoście: głód, zachłanność, pragnienie niczym pierwotne demony brałygo w posiadanie.- Ja też pragnę się z tobą kochać, najdroższa.- Z trudemopanował drżenie palców przesuwających się wzdłuż jej ramion.Splótł jej palce ze swymi, wstał i podniósł ją.Kiedy prowadził Noręku schodom wiodącym do sypialni, wyczuł w niej jakieś wahanie.Zatrzymał się na podeście i wziął jej twarz w dłonie.- Jeżeli nie chcesz.- Chcę.- Nie dała mu skończyć, przycisnęła wargi do jego ust.Chociaż miała trzydzieści dwa lata, jej pocałunki nie byływyrafinowane, wyrażały się w nich - jedynie i aż kobieca czułość ipotrzeba miłości.- Nigdy nie pragnęłam nikogo jak ciebie właśnie dzisiaj -wyszeptała po chwili.Dokładnie to chciał usłyszeć.Poszli razem dalej, trzymając sięza ręce.Atmosfera sypialni Nory całkowicie przeczyła jejprofesjonalnemu wizerunkowi, który ukazywała światu.Pokójurządzony był z kobiecym smakiem, pachniał kwiatami.Na toaleciestały staroświeckie buteleczki z perfumami, trzyramienny świecznik zbiałymi świecami, wiązanka zasuszonych czerwonych róż z ogrodubabki.Resztę miejsca zajmowały liczne fotografie przyjaciół irodziny.Caine uśmiechnął się na widok zdjęcia Maggie zrobionego w189RS1950 roku.Stała przy swoim czerwonym stinsonie z pełnym ufnościuśmiechem kobiety, która potrafi przezwyciężać wszelkie życioweprzeszkody.Caine przeniósł wzrok na otwartą szkatułkę z sandałowegodrewna, gdzie spod sznurka pereł splątanego ze złotymi pierścionkamiwystawała skromna broszka: szary wieloryb z ceramiki.Dobrze pamiętał, że kupił ją Norze pewnego kwietniowego dnia,gdy przeprawiali się promem na wyspę Orcas z rozkapryszonymDylanem, któremu właśnie wyrzynały się ząbki.-Poczuł wzruszenie.Przez tyle lat przechowywała tęniewymyślną ozdobę.Ręcznie rzezbione łoże było szerokie i wysokie, cztery narożnekolumny sięgały niemal sufitu.Z zadowoleniem zauważył, że koło łóżka stał biały, porcelanowydzban, używany niegdyś przez Annę Anderson do mleka, a w nimbukiet polnych kwiatów od niego.- Zniłeś mi się tej świętojańskiej nocy - szepnęła Nora - ale "wątpię, czy to było spełnienie ludowej przepowiedni, bo każdy sen conoc od dnia, kiedy wróciłeś do Tribulation, był o tobie.Nie spodziewał się takiego wyznania.- Co noc?- Tak.Bez wyjątku.Przyjął to zwierzenie z niekłamaną satysfakcją.Patrzył na niączule, jego oczy pieściły jej twarz.190RSNora nie wiedziała, czy to jej własne serce, czy Caine'a bije jakoszalałe.- Pragnę tylko ciebie - wyszeptała.Wpatrzony w oczy Nory, dotykał palcami jej prześlicznejtwarzy, potem przesunął kciukiem po obrzeżu rozkosznych ust, ażwreszcie z delikatnością, o jaką sam się nie posądzał, zaczął pić ichsłodycz.Gdy język Caine'a wsunął się w rozchylone wargi Nory,podążyła za nim w magiczny świat zmysłów.Oplotła go ramionami iprzytuliła.Ich ciała były dobrane cudownie, wprost idealnie, tak jakzapamiętała.Im więcej mu dawała, tym więcej pragnął, chciał zawładnąć niącałą-jej umysłem, duszą i ciałem.A ona chciała mu dać więcej, niż mogłaby ofiarować innemumężczyznie, od niego zaś oczekiwała czegoś więcej, niż mógłby jejdać inny.Ich pragnienia spełniły się.Potem leżeli przytuleni - onazdumiona bezmiarem rozkoszy, jaką ją napełnił, on szczęśliwy, że poraz pierwszy od tak długiego czasu mógł się znowu poczuć jakzwycięzca.- Boże, tak bardzo mi tego brakowało - szepnął.- Tak ogromnieza tobą tęskniłem.Za oknem wschodził pyzaty, srebrny księżyc.Nora zaczęła pieścić skórę na piersiach Caine'a, pod którąprężyły się twarde mięśnie.Potem smakowała ją, wdychała jej męski191RSzapach.Jego ciało reagowało na każdy dotyk palców, a ona corazbardziej brała je w swoje władanie.Te pieszczoty doprowadzały go naskraj szaleństwa; wydawało mu się, że już dłużej nie zniesie słodkichtortur, a zarazem marzył, aby trwały wiecznie.Aż wreszcie pozwoliła, żeby położył ją na plecy.I znowudokonał się akt miłości.Księżyc piął się Coraz wyżej po niebie.A ich unosiła corazwyżej potężna fala rozkoszy.- Na to warto było czekać - odezwał się Caine, gdy mógł jużzebrać myśli.- Uhm.- Nora trzymała głowę na jego piersi.Najchętniejspędziłaby tak resztę życia.A on pieszczotliwie, powoli przesuwał dłoń wzdłuż jej pleców.- Czy ci mówiłem, że jesteś niewiarygodnie piękną kobietą?- Pochlebca.- Jego dotyk ciągle pobudzał jej zmysły.- Ależ to prawda.- Z uśmiechem przewijał pasmo jej jasnychwłosów między palcami.- A teraz, po tym, co przeżyliśmy, pragnę cięjeszcze goręcej niż kiedykolwiek innej kobiety
[ Pobierz całość w formacie PDF ]