[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.145AnulaouslaandcsPrzez dłuższą chwilę przyglądał się jej badawczo; wreszcie sięodprężył.Zbliżywszy się do kobiety, pogłaskał ją po włosach.- Jestem trochę spięty.- Uśmiechnął się, dając jej dozrozumienia, że częściowo ona ponosi za to winę.- Pójdę dokończyćswoje obowiązki, potem umyję się i możemy wrócić do tego, coprzerwaliśmy.- Powiódł po niej pożądliwym wzrokiem, niepozostawiając wątpliwości, o co mu chodzi.- Nie mogę się doczekać - szepnęła Maisy.Ponad ramieniemBoba widziała leżącego w łóżkuZacha, który aż kipiał z wściekłości.- Co ty, do diabła, wyczyniasz? - warknął, ledwo drzwi się zaBobem zamknęły.- Ciii! - Maisy błyskawicznie zacisnęła dłoń na jego ustach i zprzerażeniem obejrzała się za siebie.Strącił gniewnie jej rękę i usiadł.Było mu wszystko jedno, czyBob go słyszy, czy nie, choć pewnie nie słyszał, bo jego kroki dudniłyjuż na parterze.- Znasz powiedzenie: Nie igra się z ogniem? Rany boskie,kobieto! Jesteś sama na kompletnym odludziu, z bandytą, który ważytrzy razy więcej od ciebie.I który myśli, że chcesz się z nim pieprzyć!- Nie chcę! I wcale nie jestem sama.Mam ciebie.Posłał jejironiczne spojrzenie, ale nie zwróciła na nie uwagi.Wpatrywała się wobnażony tors.- Nie masz na sobie ubrania - stwierdziła ochrypłym głosem.- Wiem.Wziąłem prysznic.146Anulaouslaandcs- Dlaczego ryzykowałeś, Zach? Przecież Bob mógł wrócićwcześniej! Mógł cię przyłapać!- Ale nie wrócił.Umyłem również zęby, uprałem piżamę izwiedziłem dom.Przy okazji znalazłem coś, co może się namprzydać.Wyciągnął spod poduszki tasak.Maisy zbladła.- Mam nadzieję, że nie będziemy go potrzebowali.- To lepsza broń niż ta, której ty planujesz użyć.Wytrzeszczyłaoczy, zaskoczona pretensją i gniewem w jego głosie.- Na miłość boską, o czym ty mówisz? Niby czego planuję użyć?- Seksu.Jeśli myślisz, że pozwolę ci pójść do łóżka z tymoprychem tylko po to, abyśmy mogli stąd zwiać, to się mylisz.Jużwolę tu zostać.- Skąd ci to przyszło do głowy? Niczego takiego nie planuję -stwierdziła oburzona.- Tak? To dlaczego bandzior wodzi za tobą takim wzrokiem,jakby chciał cię pożreć żywcem?Odwróciła spojrzenie i oblała się rumieńcem.- Bo trochę z nim flirtowałam.%7łeby uśpić jego czujność.- To było coś więcej niż flirt.- Wiedział, że zachowuje się jakobrażone dziecko, ale nie mógł się powstrzymać.- Widziałem, jak sięcałowaliście.- Gdybyś nie narobił tyle hałasu, nie musiałabym się Bobowirzucać na szyję!Zacisnął gniewnie usta.Maisy również.147Anulaouslaandcs- Nie powinnaś była i już - burknął.Wzdychając cicho, usiadłana brzegu łóżka.- Jesteś zazdrosny, Zach?Uniósł brwi, zdziwiony jej bezpośredniością - oraz własnąszczerością.- Owszem, pani doktor.Nie podoba mi się, że Bob zwraca się dociebie Maisy" i że obejmuje cię, jakby miał do tego jakiekolwiekprawo.Na jej twarzy rozkwitł uśmiech.- Wiesz, lubię, jak mówisz do mnie pani doktor".Nigdy nieprzepadałam za swoim imieniem.- Serio?- Słowo honoru.Artykuły naukowe podpisuję inicjałami.M.J.Dalton.- Czyli.Maisy Jo? - spytał żartobliwym tonem.- Gorzej.Maisy Jane - przyznała.Skrzywił się, jakby podzielał jej niechęć, ale po chwilispoważniał.- Pozwoliłaś mu się pocałować - rzekł cicho.-A kiedy japróbowałem, odsunęłaś się.Moje ego poczuło się urażone.Pogładziła go delikatnie po twarzy.- Zrozum, musiałam zaciskać zęby, żeby nie zwymiotować.Niezachodziła obawa, że się zdekoncentruję i stracę głowę.Podobała mu się jej otwartość i brak fałszywego wstydu.Miałnadzieję, że kolejne jego słowa nie wprawią jej w zakłopotanie.148Anulaouslaandcs- A przy mnie zachodziła?- Ciebie.twojego pocałunku pragnęłam.O ile w wypadku Bobamusiałam walczyć z sobą, żeby go nie odepchnąć, o tyle w twoimwypadku.musiałam walczyć z sobą, żeby nie ulec pokusie.Zarumieniła się, ale nie odwróciła wzroku.Był jej wdzięczny zaprawdomówność, za to, że nie próbowała wymigać się od odpowiedzi.- Cieszę się, ale.- Ale? - spytała, nie wiedząc, dlaczego urwał.- Ale wolałbym, żebyś uległa.Pokręciła głową.- To się nie stanie.- Stanie się.Na pewno.Może nie tu i nie teraz, ale.- Nie, Zach.- Dlaczego? - spytał.- Z powodu twojego męża?Ponownie pokręciła głową.- Powiedz - poprosił.- Cały czas byłaś ze mną szczera.Niezmieniaj się.Powiedz: dlaczego?Wzięła głęboki oddech, po czym wolno wypuściła z płucpowietrze.- Nie.nie chcę przez to jeszcze raz przechodzić, Zach.Miłość,zaufanie, zdrada, łzy i cierpienie.Omal mnie to nie zabiło.Nie chcęznów przeżywać tak koszmarnego bólu.Nie mogę.- Azy napłynęłyjej do oczu.- Nie moglibyśmy być po prostu przyjaciółmi? - spytałałamiącym się głosem.Podniósł rękę i wytarł palcem łzę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]