[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie płacz, wszystko się ułoży - pocieszał Michel.- Już się nie podzwignę, Ursyn mnie zniszczy!Odezwał się milczący podczas naszej rozmowy AndrConstant, który dotychczas tylko pilnie słuchał tego co mutłumaczył Michel.- Pana Constant interesuje, jakie konsekwencje pociąga zasobą przegranie międzynarodowych zawodów?- Nie wiem, ale ja przepadłam - dręczona strachem przednieuchronnymi sankcjami, nie zwróciłam uwagi na wymowędziwnego pytania, nie przyszło też na myśl zastanawiać się, czykontuzja nie przekreśliła mojej sportowej kariery raz nazawsze.- Po co wyszłaś z hotelu?- Zobaczyć Bulwar Angielski i morze. - Sama, nie znając miasta ani języka, bez paszportu ipieniędzy?Milczałam.Prawdy nie mogłam powiedzieć, pomijając nawetosobiste komplikacje, była zbyt upokarzająca.Ursyn zapakował nas do pensjonatu, nie wydał dokumentówani kieszonkowego, zabronił wychodzić, a sam rozsiadł się wrecepcji pod papugą i parlował z właścicielką, popijającchłodzone wino.Nie zauważył tylko Lalki, po którą przyjechałdziałacz i zabrał do pobliskiej kafejki.Działacz kwaterował wraz z kadrą w lepszym hotelu, zklimatyzacją i barem w podziemiu, chociaż też daleko od plaż icentralnego deptaku.W Adelajdzie rozlokowano wyłącznie nas,sierotki.Dziewczyny to rozumiały i było im przykro.Niby takie samejak tamci zawodnicy, jednak gorszej kategorii.Brak dydka przyduszy i areszt w Adelajdzie także nikogo nie zachwycał, tylkomnie było wszystko jedno i tak musiałam tkwić kołkiem.Trochę się niepokoiłam, w jaki sposób Marcin wykołujetrenera, żeby nie poszła za mną smuga.Dziewczyny pogodzone z losem kąpały się, kręciły loki, robiłymanikiur, pózniej leżały po pokojach i może nawetpotrzebowały pobyczyć się po forsownych miesiącachprzygotowań.Na następny dzień Ursyn zapowiedział basen ilekki trening.- Zwiedzanie i kupno pamiątek po zawodach - obiecał.Wówczas każda z nas miała otrzymać kieszonkowe.Naobejrzenie Nicei przeznaczony został jeden dzień, a powrótwieczornym samolotem dawał oszczędność na hotelu.Wszystkie nasze pomieszczenia wychodziły na wspólnykorytarz.O dziesiątej Ursyn zamknął i zabrał ze sobą klucz oddrzwi tego korytarza i poszedł do siebie, jego numer znajdowałsię piętro niżej.Do tej pory Marcin się nie pokazał, terazmiałam zgryz, jak on się do mnie dostanie.Prawdę mówiąc, Ursyn miał swoją rację.Był za nasodpowiedzialny, nie wchodząc w jego motywy wzniosłe czy nie,doprowadził nas do międzynarodowej klasy i dbał teraz, jakumiał, żebyśmy nie zmalowały czegoś, co mogłoby przekreślić spodziewane sukcesy.Prawda, byłyśmy trudne do upilnowania i nie dam włosa zgłowy, czy inne dziewczyny nie miały na uwadze równieżjakichś kombinacji, ale wiem jedno, nam wszystkim cholerniezależało, aby pokazać na stadionie, w tym zagranicznymmieście jak z kina, jakie jesteśmy dobre, a może nawetdoskonałe.Bo w surowych eliminacjach, nie licząc Laikuprzeszły tylko najlepsze.Dręczył nas wstyd.No, bo z jednej strony prawie jak kadranarodowa, a z drugiej głupie zwierzaki, którym nawet wcudzoziemskim pensjonacie aranżuje się puszkę.Dziewczynyprzygasły i dawały nura pod kołdrę, żeby przespaćupokorzenie.Mnie zamknąć na klucz!Musiałby wsadzić do pancernej szafy z fotokomórką! Kiedykorytarz opustoszał, sforsowałam przeszkodę.A chociaż odparu lat nic tknęłam żadnego zamka, ten prosty,bezzastawkowy, ustąpił natychmiast bez większego oporu.Dooperacji wystarczył pilnik i podobne do dłutek dwa wichajstryoprawne w perłową masę z przyboru do manikiuru,podarowanego Lalce przez działacza.Czarna noc leżała nad ulicą ćmiącą martwym światłemrzadkich rtęciowych lamp.Nic tu nie zdradzało sąsiedztwamiasta, wypromieniowującego łunę barwnego blasku, aniobecności morza.Tutaj nie docierała nawet najlżejsza bryza.Pensjonat Adelajda leżał na dalekich peryferiach, dlatego miałumiarkowane ceny.Czekałam długo.Marcin się nie pojawił.Pewno przyjdziejutro.Nie miałam żadnych złych przeczuć, tylko rozzłościłomnie warowanie.Chciałam uszczkąć coś i dla siebie zwykradzionej wolności.Poszłam w stronę zatoki.Nigdy jeszczenie widziałam morza, tylko z samolotu nad Niceą, skądwyglądało jak kleks ultramaryny najeżonej zapałkami masztów.Na Bulwarze Angielskim oszołomił ruch, na kilku pasmachasfaltu toczyła się nieprzerwanie masa blachy błyskającalatarniami i chromem, ulewa świateł, gwar, i nagle w grupieludzi zdążających na drugą stronę mignął przechodzący jezdnię Marcin.Nosił tę samą kurtkę z kozlej skóry, w jakiej widziałamgo w ośrodku i na lotnisku, nawet tę samą torbę przewieszonąprzez ramię.Bez namysłu rzuciłam się za nim.Nie zauważyłamzmiany świateł i wszystko przysłoniła olbrzymiejąca w ułamkusekundy maska auta i ból w nodze, i koniec świadomości.Adidasy!Miałam je na nogach podczas wypadku.Bałam się pozostawićw pokoju, o czym przypomniałam sobie dopiero teraz.- Gdzie moje ubranie! - poderwałam się z posłania.- Jeszcze długo nie będzie ci potrzebne - powiedział Michel.- Proszę mój dres i pantofle!Medalion! O nim też nie pamiętałam.Palcami szukałam terazna szyi znajomego łańcuszka.Nie było.Wraz z falą mdlącegostrachu przemknęło podejrzenie, że to jakaś hewra specjalniepogruchotała mi kości, żeby odebrać skarbonki Nonny.Natarczywie i coraz głośniej domagałam się swoich rzeczy.Herbaciany się spłoszył, Michel powiedział coś do pielęgniarki,ta rzuciła się ku ołtarzowej szafie, wyciągnęła odzienie, adidasyi złotego małża owiniętego w irchową skórkę.Odetchnęłam iżeby uratować twarz z niezręcznej sytuacji zamarkowałampróbę ubierania się.- Pendentif - pielęgniarka podała mi medalion.Pozostał nieuszkodzony.- Kiedy zgłosi się po mnie Ursyn? - chciałam wysondować, ilepozostało mi względnej wolności.Domyślałam się, że zwłokawynikła z mojego stanu.Widać dotychczas wykluczałtransport, spróbuję symulować i przedłużę pobyt, a pózniejmoże przyjdzie mi jaki koncept.- Tylko zależy od ciebie - przetłumaczył Michel słowaherbacianego, który znów się odezwał.- Nie rozumiem?!- Twój trener nie wie, co się z tobą stało.- To skąd orientujecie się, kim jestem i jak się nazywam?Michel pokazał gazetę.Nad krótką notką tłustą czcionkątytuł: Mustela, a pod nim mniejszym drukiem, KS Sterna.Warszawa.No tak, taki sam napis nosiłam na piersi.- Kto mnie tutaj umieścił? - Pan Andr Constant, deputowany departamentu Alpes-Maritimes.- Co ma do mnie deputowany?- Nic, poza tym, że wpadłaś pod jego samochód.- Taka litościwa osoba?- Powiedzmy, ma i swój cel.Wasze interesy są zbieżne.Zabrałcię do domu, płaci za twoje leczenie, kiedy wyzdrowiejesz,dostaniesz od niego pewną sumę i odeśle cię do kraju.- Wszystko z żalu, że mnie przejechał?- W zamian podpiszesz zobowiązanie.Zachowasz dyskrecję ookolicznościach wypadku i wyrzekniesz się wszelkich innychroszczeń finansowych.Kiedy ja wyskoczyłam na jezdnię Bulwaru Angielskiego, panConstant prowadził samochód zalany w drobnego karakuła.Obok siebie miał dziwkę, pardon, damę, do tego żonę innejznaczącej osobistości [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl