[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A jastarałem się kurczowo trzymać tego, co - jak święcie wierzyłem -należało do mnie, obawiając się, że jeśli to stracę, nie pozostanie mi jużnic.Teraz jednak zdałem sobie sprawę, że jestem coraz mniej pewiensiebie.Czułem też, że część mojej osoby zaczyna pragnąć, aby tamiłość wreszcie wygasła.Uczucie do Jade dręczyło mnie niczymdoskwierający upał, trawiło moje myśli jak gorączka, która nie daje sięspędzić.Było to gorsze od żałoby, gdyż żal niweczyła nadzieja; niemogłem nawet obrócić tej miłości we wspomnienia.Wciąż pożerała mnie tęsknota za Jade.Pamiętałem dotyk jej małych,twardych paznokci u nóg, gdy klęczałem przed nią, trzymając w dłoniniklowane cążki, ciemne znamię po wewnętrznej stronie uda,platynowe włoski, które podwójnym kołem otaczały jej pępek. Zaufajmi" - powiedziała, kiedy się kochaliśmy, pragnąc, abym jeszcze chwilępowstrzymał orgazm - leżała na mnie, wsparta dłońmi o moje ramiona,i poruszała się coraz wolniej, jakby czas powoli zamierał, ja zaśpodrygiwałemna materacu niczym rażony prądem.W jej ustach moje imię brzmiałojak tajemnica, i to nie dlatego, że wymawiała je szeptem, aczkolwiekczęsto w pokoju pełnym ludzi tylko ja je słyszałem, i to była jedna ztysiąca zagadek, których nie potrafiliśmy wyjaśnić.Przez cały czasstarałem się zachować w pamięci te obrazy, abyśmy się mogli nimicieszyć, gdy znów będziemy razem, teraz jednak stawały mi przedoczami nieproszone, wyprawiały ze mną, co chciały, rządziły mnąbezlitośnie.Część druga9Sześć dni pózniej przestałem snuć plany i o dziesiątej rano wsiadłemw samolot American Airlines odlatujący do Nowego Jorku.Niezawiadomiłem nikogo - rodziców, szefa, szkoły, lekarzy czy kuratora,-całkowicie zaniechawszy wszelkiej ostrożności, jakbym był świadom,że i tak nie uda mi się ukryć prawdziwego powodu mojej podróży,spacerowałem po oszałamiającym swoją wielkością lotnisku.Kupiłemna drogę pisma, wyczyściłem buty u pucybuta i ani razu nie obejrzałemsię lękliwie za siebie.Pierwszy wsiadłem do samolotu.Zająłemmiejsce jak najbliżej przodu, tuż za wejściem do pierwszej klasy.Czytałem kiedyś, że im się bliżej siedzi kabiny pilota, tym większą masię szansę przeżycia w wypadku katastrofy i chociaż nie bałem się, iżpolicja udaremni mi podróż, to jednak spotkanie z Anną wydawało misię tak dziwne i przerażające, że dręczyła mnie obawa, czy los mimowszystko nie zechce spłatać mi figla, zmieść tej długiej srebrzystejmaszyny z nieba i cisnąć o równinny, niezamieszkany teren gdzieś wOhio.Wkrótce samolot zapełnił się pasażerami udającymi się do NowegoJorku.Czułem się tak pijany myślą o misji, która mnie czeka, iżgłęboko wierzyłem, że inni równieżlecą spełnić niedorzeczne zadania podyktowane nakazem serca.Kobieta w średnim wieku, w ciemnych zielonych okularachprzeciwsłonecznych, która zamówiła koktajl jeszcze przed odlotem,żołnierz trzymający niewinny bukiecik stokrotek, nieogolonytrzydziestokilkuletni mężczyzna z torbą pełną ubrań - kto wie, jakiedecydujące sprawy zależą od tego lotu? Próżność i zniechęceniesprawiały, że niekiedy czułem się osamotniony w swojej miłości, leczteraz, gdy podjąłem wyzwanie rzucone mi przez serce, nie byłem jużsam.Jeżeli miłość bez granic jest marzeniem, to jest ona marzeniemnas wszystkich, marzeniem bardziej powszechnym od pragnienianieśmiertelności czy odbycia podróży w czasie, i jeśli czymkolwiekróżniłem się od innych, to nie porywem, ale uporem, chęcią, abyprzenieść owo marzenie poza wszelkie uznawane granice rozsądku iudowodnić, iż nie jest ono wytworem chorej wyobrazni, lecz stanowirzeczywistość bardziej prawdziwą niż to naiwne, bolesne złudzenie,które nazywamy normalnym życiem.W końcu przecież objawybezgranicznej miłości są identyczne dziś jak przed tysiącem lat,podczas gdy normalne życie zmieniło się w tym czasie tysiąc razy i natysiąc sposobów.Co zatem jest bardziej prawdziwe? Zakochany igotów poświęcić wszystko w imię miłości, czułem się bliski ludziomwszechczasów, zarówno Murzynom rozpaczającym na targachniewolników, jak i trubadurom, którzy w świetle księżyca grali podbalkonami, oraz - bez względu na to, czy tego pragnęła, czy nie - Jade.Gdybym uciekł od miłości, odsunął ją od siebie i żył tak, jak tego pomnie oczekiwano, kogo miałbym za współtowarzyszy? Dziennikarzy,Rose oraz szefa policji.Obserwowałem mechaników, którzy sprawdzali coś pod skrzydłemsamolotu.Przez chwilę wpatrywali sięw maszynę, po czym pokiwali głowami i odeszli.Jeden z nichpoklepał wielkie srebrzyste skrzydło, tak jak się klepie psa.W geścietym było tak wiele podświadomej czułości, iż pożałowałem, że nieznam faceta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]