[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z Góteborga.Mogło to wskazywać na przebywanie mordercy w Góteborgu, ale pewności bynajmniej niedawało.- Czy Thomas potrafił się obejść bez okularów? - zainteresowała się Irenę.- Nie.On miał bardzo słaby wzrok.- A jednak przesłał okulary, które były mu niezbędne.Czy to was nie zdziwiło?Oczy pani Bonetti rozbiegły się.Najwyrazniej obmyślała, co powiedzieć, a co przemilczeć.Po chwili zacisnęła usta i, zdecydowana, wyznała:- Antonio powiedział.że to znak.Tajemny znak.Thomas chciał nas zawiadomić, że zmieniłwygląd.Napisać tego nie mógł.Ale liczył, że zrozumiemy.- Jakże nie mielibyśmy zrozumieć? Jesteśmy przecież jego rodzicami! - w salonie rozległ sięczyjś głos, który zabrzmiał jak smagnięcie batem.Irenę i Mariannę podskoczyły z wrażenia.%7ładna nie usłyszała kroków Antonia Bonettiego.- Ja.ja chciałam wyjaśnić, dlaczego sądziliśmy, że.Thomas żyje - wyjąkała w swymprzerażeniu jego małżonka, kobieta potężnej postury.Adwokat przeszedł gniewnym krokiem, na swoich nadzwyczaj wysokich obcasach, przezpokój.Całkiem zignorował swoją żonę i wbił wzrok w Irenę.Nie osiągnął efektu, jaki sobiezałożył, ponieważ Irenę wstała i spokojnie odpowiedziała spojrzeniem na spojrzenie.Abyzachować kontakt wzrokowy, Bonetti musiał się odchylić do tyłu.- Dobrze, że pan wrócił.Mam coś do przekazania obojgu państwu.Otrzymaliśmy właśniepełny protokół sekcji zwłok.Jest pewien bardzo dziwny i makabryczny szczegół, o którymmuszę poinformować - rzekła Irenę.Rozdział 17Pierwszy dzień pazdziernika ucieszył pięknym, pogodnym rankiem.Kiedy nad horyzontemwzeszło słońce, było ledwie kilka stopni ciepła, ale pózniej, gdy torowało sobie drogę wzwyż,na niebieski firmament, temperatura rosła.Jeśliby szczęście dopisało, to można by jeszczeliczyć na parę dni babiego lata.Chyba że to pazdziernikowe trzeba nazywać jakoś inaczej?Irenę nie miała pewności, wolała jednak nie wnikać w szczegóły, a po prostu korzystać zpięknej pogody.Zaparkowała samochód przed komendą i zabrała z niego plecak.Miała w nim plastikowątorbę z brązowym pudełkiem, w którym pozostały krótka wiadomość od Thomasa Bonettiegoi jego okulary.Oboje rodzice zapewnili, że - ich zdaniem - sam Thomas napisał ten krótki list.Ale niełatwo było im znalezć cokolwiek, co by posłużyło do porównania charakterów pisma.Thomas nie kwapił się, jak wyjaśnili, do pisania listów, wolał przysyłać maile albotelefonować.Po dłuższych poszukiwaniach zdołali natrafić na kartkę z życzeniamiurodzinowymi dla Mariannę.Była to widokówka ze Statuą Wolności i datą NY 1999- 04-03".Również na tej kartce Thomas posłużył się pismem drukowanym.Irenę nie dopatrzyłasię w tych imitacjach liter drukowanych podobieństwa z tymi, które złożyły się na krótki listdołączony do okularów, ale nie była przecież specjalistką.Na odwrocie widokówki synumieścił te oto słowa, napisane czarnym długopisem:NAJLEPSZE %7łYCZENIA, MAMO! OBY TA KARTKA DOTARAA AKURAT NA TWOJEURODZINY TU JEST ZWIETNIE.DU%7łY STRES, SPORO SPOTKAC.ALE WSZYSTKOTOCZY SI CHYBA TAK, JAK OCZEKIWALIZMYZCISKAM CI, THOMASIrenę włożyła widokówkę do plastikowej torby.W zbyt wąskim kartonie nie mieściła się.Wkartonowym pudełku znalazła się natomiast wizytówka Antonia Bonettiego.Oboje rodzicepozostawili na niej swoje odciski palców, aby ułatwić technikom odróżnienie ich na innychprzedmiotach.Irenę była w głębi ducha ciekawa, co powiedziałby adwokat, gdyby usłyszał,że jego odciski palców zostały włączone do katalogu kilka dni wcześniej.I też dzięki jegowizytówce.Gniew Antonia Bonettiego szybko ustąpił, kiedy Irenę opowiedziała o uciętych palcach, którezaginęły.Dla rodziców był to oczywiście ogromny wstrząs.I nie potrafili pojąć, dlaczegoktoś zapragnąć uciąć cztery palce ich syna.Irenę żywiła przedtem co prawda niewielką, alejednak nadzieję, że usłyszy od nich jakieś wyjaśnienia ałbo przynajmniej jakiś domysł.Niedoczekała się z ich strony żadnej teorii.Tajemnica pozostała tajemnicą.Irenę zboczyła do laboratorium i przekazała Svantemu Malmowi plastikową torbę z kartonemi widokówkę.A że poczuła się nagle bardzo rześko, przeszła do swojego wydziału schodami.Tak usposobiła ją piękna pogoda.Gdy, idąc do góry, była już na ostatnim stopniu, niewielebrakowało, żeby się zderzyła z Fredrikiem Stridhem, który szedł szybko korytarzem.- O, cześć! - odezwała się Irenę.- Cześć.Spieszę się.Dopiero co dzwonił ojciec Rothstaahla, który wpadł w histerię.Cipaństwo chcieli rozmrozić w piwnicy lodówkę, żeby ją przygotować dla tamtych ludzi, którzychcą jednak wynająć dom i zacząć się już dzisiaj wprowadzać.Wczoraj wieczorem rodzicebyli przekonani, że w lodówce nic nie ma, ale dziś rano mamusia wypatrzyła na samym dolefiolkę po witaminie C.Wyjęła ją, przekonana, że jest pusta.Nie była.Zgadnij, co ta kobietaznalazła w środku?- Nie mam pojęcia.Kokainę?- Palec.Komisarz przesunął odprawę z wpół do ósmej na jedenastą.Cały zespół śledczy znalazł się otej porze w sali konferencyjnej.Fredrik Stridh zdążył wrócić od państwa Rothstaahlów zmakabryczną zawartością fiolki po witaminie C.Przekazał ją do zakładu medycyny sądowej.Jak sam powiedział, również pani profesor Stridner okazała zdziwienie.Dla Anderssona byłato niewielka pociecha.Mierzył teraz swoich podwładnych posępnym wzrokiem.- Jakiś diabeł zagrywa z nami - stwierdził głuchym głosem.Nikt nie zaoponował.- Ze sporą dozą pewności możemy przyjąć, że to palec Thomasa Bonettiego.Jeden z jegopalców - odezwała się Birgitta.- A gdzie są pozostałe? - zaciekawił się Jonny.- Do tego można chyba dojść.Istnieje taka możliwość, że Joachim był w posiadaniuwszystkich czterech palców.Choć nic na to nie wskazuje, skoro znalezliśmy w jego domutylko jeden - rozważała dalej Birgitta.- Czy ktoś nie mógł go podrzucić? - zapytał Jonny.- Nie należy tego wykluczać.Morderca mógł zabić Joachima i Philipa, a potem zejść dopiwnicy i włożyć fiolkę z palcem do lodówki - zgodziła się z nim Birgitta.- Jak twierdzą rodzice, fiolka leżała w grubej warstwie śniegu.Joachim nie rozmrażał tejlodówki od wielu lat.Pewno dlatego wczoraj wieczorem nie zauważyli fiolki.Wypatrzyli jądopiero, kiedy śnieg zniknął - wyjaśnił Fredrik.- W zamrażarce nie powstaje śnieg - wtrącił Jonny.- Mniejsza o to, proszę mówić dalej - zirytował się Andersson.Nawet Jonny zrozumiał, że lepiej nie denerwować szefa, skoro jest w takim nastroju
[ Pobierz całość w formacie PDF ]