[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Dziś oczy nie będą ci potrzebne.Nauczę cięwidzieć w inny sposób.Posadził mnie i przywiązał mi nadgarstki doporęczy fotela bliżej niezidentyfikowanym materi-ałem mogły to być sznury podtrzymujące wspan-iałe brokatowe zasłony zdobiące tę salę.W podobny sposób przytwierdził mi kostki do nógmebla. Co zamierzasz zrobić? zapytałam łam-iącym się głosem. Ciii& to nie jest dobry czas na pytania odpowiedział mi szeptem.279/547Przykrył mnie prześcieradłem z grubego płót-na, w rodzaju tych, których używa się do chroni-enia obrazów, zupełnie jakbym sama była dziełemsztuki.Odkrytą zostawił tylko twarz i biust.Po-głaskał mnie po policzku, a potem usłyszałam jegooddalające się kroki.Jestem tu już od godziny.A przynajmniej wydajemi się, że minęła godzina, bo słyszałam raz dzwiękdzwonów kościoła św.Barnaby.Z początku byłam zagubiona, a myśli miałamw rozsypce.Panikowałam zdezorientowana wydawało mi się, że jestem poddawana bez-sensownej torturze.Przeklinałam samą siebie zadoprowadzenie się do tej sytuacji, za przystanie naten piekielny pakt.Jedyne, czego chciałam, to wys-wobodzić się i uciec.A potem zrozumiałam.Powoli do moich nozdrzy docierała woń tegopomieszczenia subtelna i nieustępliwa: staredrewno, kurz, wilgoć.Aksamit, którym obite było280/547oparcie, zaczął łaskotać mnie w plecy, a od jedne-go z okien nadciągnął lekki wietrzyk.Delikatnydreszcz przeszedł całe moje ciało, sprawiając, żesutki stały się spiczaste i twarde.Z ciszy powolizaczęły wyłaniać się dzwięki odgłosy znad CanalGrande, odległe pomrukiwanie vaporetti, spadającagdzieś kropla, mój własny oddech, który w tejchwili stał się niemal ogłuszający.Leonardo zakrył mi oczy, ponieważ są zbytłakome.Pożerają wszystko, nie pozostawiając polado popisu innym zmysłom.Mój wzrok zasypy-wany jest codziennie niezliczonymi bodzcami moja praca, moje pasje, miasto, w którym żyję.Oddwudziestu dziewięciu lat narkotyzuję się pięknemWenecji, żywię się marmurami, stiukami, tem-perami i kamieniami.Czytam świat jedynie zapośrednictwem oczu.A teraz są zakryte czernią,uśpione, odurzone.Wystarczał mi ten jeden rodzajpoznania.Byłam szczęśliwa i pewna.Dopóki niepoznałam jego.281/547Przez okiennice wdziera się promień słońca,niosąc odrobinę ciepła dla zdrętwiałej prawej ręki.Nie widzę go, ale próbuję poczuć.Staram się przy-glądać światu bez udziału wzroku.Ponadwzrokiem.Tam, gdzie jest prawdziwa Elena, ta,której pragnie Leonardo.Teraz zaczynają mi dokuczać kostki i przegubyrąk.Krew z trudem dociera do krańców kończyn.Mała łezka wypływa mi spod opaski, dociera doust jest ciepła i słona gdy do moich uszudobiega cichy szmer.Wyczuwam czyjąś obecnośćw pomieszczeniu. Leonardo? To ty? poruszam się niespoko-jnie na fotelu.Słyszę jego zbliżające się kroki.Odjak dawna jest tutaj? Od jak dawna mnie obser-wuje? Teraz stoi przede mną, wiem to, bo docierado mnie ciepło jego ciała i ten zapach ambry,którego nie sposób pomylić z niczym innym. Leonardo, rozwiąż mnie& proszę&Nie odpowiada.Unosi rąbek prześcieradłai zsuwa je nieznośnie powoli.Teraz jestem naga,282/547wystawiona na widok, bezbronna.Przez chwilę,która zdaje mi się wiecznością, czuję na sobie jegowzrok, który bada mnie wszędzie.Jest jak niede-likatny, bolesny dotyk, który sprawia, że mięśnienapinają się pod skórą.Sprawia mi ból i podniecajednocześnie.Nagle jego głos odzywa się tuż przy moimuchu. Patrzę na ciebie, Eleno.Wszędzie.Chciałabym powiedzieć mu, że lubię, jakpatrzy się na mnie w ten sposób, że nie wiedziałamtego, odkryłam to dopiero teraz, ale muszęprzełknąć ślinę i nie udaje mi się wykrztusić anisłowa.Musiał przede mną uklęknąć, jego dłonie sąteraz na moich udach.Potem jego ciepłe i mokreusta dotykają moich.Schodzą niżej, ku szyi, czuję,jak jego broda ociera się o mój policzek, o mojąpierś, o pępek.Zarost, który muska, łaskocze, kłujei dręczy.Jego kolczyk pełznie w dół mojego rami-enia.A po chwili jego usta znów są na moich,283/547język arogancko toruje sobie drogę pomiędzyzębami i wdziera się dalej.Zuchwała fala wstrząsa moim brzuchem, a po-tem opada niżej płynna i podstępna.Chciałabympoczuć całe jego ciało, objąć dłońmi jego ramiona,lecz mogę tylko niecierpliwie zaciskać i rozluzniaćręce. Odpręż się, Eleno. Czuję na twarzy oddechLeonarda. Dziś tylko mnie wolno używać rąk.Wzrok ma z pewnością zamglony, płonącypożądaniem.Wiem to, choć nie mogę zobaczyć.Po ustach błąka mu się ten enigmatyczny, okrutnyuśmiech.Przesuwa palcami po mojej twarzy, aż do pod-bródka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]