[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W przypływie natchnienia Domini zadzwoniła do kwiaciarni izamówiła sześć czerwonych gwiazd betlejemskich, girlandy zostrokrzewu do ozdobienia poręczy i zwieńczenia kominka oraz ogromnąniebieską hortensję do postawienia na stoliku.Kupiła też szopkęozdobioną świeczkami, które zapalą w Wigilię.Nie mogła się teżpowstrzymać, by nie zamówić wieńca z jemioły do zawieszenia przywejściu.Domini obciążyła tymi rachunkami swoją kartę kredytową, a czekipodróżne oddała pani Maughan.Nie pamiętała już, kiedy ostatnio wydałatak dużo pieniędzy, ale teraz za wszelką cenę chciała stworzyćniepowtarzalny i niezapomniany nastrój Zwiąt Bożego Narodzenia.-Podekscytowana pobiegła na górę i wyciągnęła spod łóżka skarpetyna prezenty, nad którymi pracowała podczas swojej rekonwalescencji.Skończyła już swetry z norweskim wzorem dla chłopców, ale musiałajeszcze dorobić karczek w swetrze dla Jaroda.Zanim gospodyni wróciła z miasta, Domini zdążyła zawiesićwszystkie skarpety nad kominkiem.Kiedy pani Maughan zobaczyłaprzeznaczoną dla niej skarpetę, jej oczy napełniły się łzami.- Pięknie towygląda - powiedziała z zachwytem, stawiając pakunki na podłodze.-Nie mogę uwierzyć, że pani to wszystko sama zrobiła.- Mama nauczyła mnie szyć i robić na drutach na długo zanimPolgara & ponaousladanscopanowałam inne umiejętności.Gospodyni przez kilka chwil przyglądała się Domini.- Pani jest cudowna.Już odmieniła pani ten dom.Dominiuśmiechnęła się.- Nie, to pani jest cudowna.Jarod miał niezwykłe szczęście, że panią znalazł i wiem, że dziecipanią kochają.Nie pamiętam, czy wspominałam, o tym, ale kiedy Peternapisał do mnie list, pytał czy pani również mogłaby przyjść do studia.- Nie, nie wiedziałam o tym.Dziękuję, że mi pani powiedziała -pociągnęła nosem.- Och, muszę się jeszcze trochę ogarnąć, bo zaraz mamodebrać dzieci ze szkoły.W tym samym momencie, kiedy pani Maughan wychodziła,przywieziono zamówione kwiaty.W chwilę potem cały dom wyglądał jakna świątecznym obrazku.Zapach świeżej zieleni i kwiatów mieszał się zkorzennym aromatem pierników.Do tego dołączała się radość dzieci,które właśnie wbiegły przez frontowe drzwi do salonu, wołając Domini.Cała jej praca warta była tej jednej chwili, gdy zobaczyła zachwyt na ichtwarzach.Chłopcy aż krzyknęli ze szczęścia na widok skarpet z czerwonegofilcu.Ta dla Michaela przedstawiała brązowo-białego piernikowego lisa.Skarpeta z pastelową Mamą Gęsią była dla pani Maughan, a ostatnia - zbarczystym marynarzem, wyszywana niebieskimi i białymi koralikami icekinami - dla Jaroda.Chłopcy biegali wkoło sprawdzając wszystko,przyglądając się nowym zabawkom na choinkę i wybierali dopowieszenia na drzewku te, które podobały się im najbardziej.Peter poszedł do garażu i przyniósł drabinę.Domini spojrzała zpowątpiewaniem.Potrzebowali kogoś wyższego niż ona czy paniPolgara & ponaousladanscMaughan, żeby udekorować sam czubek choinki.Zaczęli zakładać lampkiod dołu i doszli tak wysoko, jak tylko mogli dosięgnąć.- Zadzwonię do znajomego, który mieszka niedaleko i spytam, czymógłby przyjść pózniej i nam pomóc - powiedziała pani Maughan.-Może zrobimy sobie przerwę i zanim przyjdzie zjemy wczesną kolację?- Peter, popatrz na te ciasteczka! - wyszeptał w zachwycie Michael.Każde z nich miało małą dziurkę na górze, przez którą przechodziłaczerwona wstążeczka.- Po jedzeniu możemy powiesić je na choinkę.Te większe są dlawaszych przyjaciół.Chłopcy zjedli w rekordowym tempie i zabrali się do pracy,dekorując pierniczki lukrem i okruszkami kolorowego cukru.Było sporoniepowodzeń i kilka ciasteczek musiało powędrować do brzuszków, aleogólnie rzecz biorąc produkcja świątecznych ciasteczek była bardzoudana.- Mam nadzieję, że zostawiliście kilka dla mnie.Umieram z głodu.Domini zamarła słysząc znajomy, męski głos.Serce zaczęło jejwalić boleśnie w piersi.Wszyscy odwrócili się i zobaczyli Jaroda, którystał w płaszczu, z włosami wciąż jeszcze wilgotnymi od mżawki.- Tatusiu, popatrz co Domini zrobiła! - zawołali i podbiegli doniego, żeby pokazać mu wspólne dzieło.- Możesz zjeść ten - Michael wielkodusznie ofiarował ojcupierniczek, który Jarod szybko połknął i nareszcie spojrzał na Domini.Otrzepała dłonie z mąki.- Ja.myśleliśmy, że wrócisz dopiero w sobotę.- Też tak myślałem - odparł.Rozejrzał się dookoła, a jego oczy byłypełne ciepła, tak samo jak wczoraj po południu, kiedy przyszedł doPolgara & ponaousladanscsypialni.- To chyba przez ten zapach piernika tak się śpieszyłem dodomu.- Dobrze, że przyjechałeś, tatusiu.Potrzebujemy cię, żebyś założyłlampki na czubku choinki.Pani Maughan chciała dzwonić do panaLawsona, żeby nam pomógł - powiedział Peter.- Tatusiu, czy widziałeś skarpety, które Domini dla nas zrobiła? -Michael był już w ramionach ojca, który głaskał go po policzku.- Widziałem wszystko, Mike i pomyślałem, że jestem w pracowniZwiętego Mikołaja.Jakieś elfy bardzo się tu napracowały.Michael zaśmiał się radośnie.- Tatusiu, Domini nie jest elfem.Niebądz niemądry.Spojrzał na nią przeciągle.- Masz rację, Mike.W Domini nie ma nicz elfa, ale trzeba przyznać, że robi wszystko w magiczny sposób.Te słowa powinny ją ucieszyć, gdyby nie zagadkowy wyraz jegooczu.- Niech tylko coś zjem i zaraz biorę się do zakładania lampek -dorzucił.- Hurra! - zawołali chłopcy.Jarod wyszedł do hallu, żeby zdjąćpłaszcz, a oni pobiegli za nim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]