[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ojciec znużony i wszyscy jacyś senni próbował się tłumaczyć. Ależ nie, czuję się dzisiaj doskonale i chętnie posiedzę jeszcze z wami, a nawet zagrał-bym z tobą, Joe, dawno już nie grałem w pikietę. Zagrajmy, i owszem ożywił się Joe.Dick wnet przygotował wszystko, wkrótce zagłębili się w kombinacjach gry; naraz staryprzyciszając głos zapytał niespodziewanie: Więc to już pewne, że pułk przenoszą na plac wojny? Zupełnie, bo nie tylko dzień, ale i statki do przewodu przeznaczone. A po wylądowaniu zaraz w ogień? Prawdopodobnie.Mr Bartelet wybuchnął gniewem, klął siarczyście i bił kijem w podłogę, aż wystraszonaBetsy przybiegła.29 Mój ojcze, mój drogi, nie można się gniewać, doktor zakazywał prosiła ogarniając mugłowę rękoma. No dobrze, dobrze, cicho już siedzę; bo jak się nie gniewać, kiedy.kiedy Joe rozdajekarty, jakby je pierwszy raz w życiu trzymał w ręku.Poznawszy zródło gniewu, odeszła uspokojona, czuła się dziwnie radośnie usposobiona,zarzucała Zenona nieskończonymi pytaniami.Odpowiadał wesoło, często nawet żartobliwie, bo za lada powodem wybuchała śmiechem.Szczerze się śmiała, ale z trudem niemałym powstrzymując pytanie o Daisy; to imię czyniłosię jej nienawistnym, parzyło usta i przenikało jakąś jeszcze ciemną obawą, a mimo to bu-dziło aż prawie bolesną i dręczącą ciekawość.Zenon zaczynał to odczuwać po urywanych i poplątanych słowach, po lukach, jakie były wrozpytywaniach o każdy niemal dzień spędzony z dala od nich, o znajomych, o prace jego, anawet czasem już wyraznie wiedział po niemych, bezwiednych ruchach ust, iż tam, poza ni-mi, tkwi to imię złowrogie, że ona je przeżuwa niby palące ostrze, a wymówić jeszcze nieśmie.A nie chciał dopuścić do tego, nie wiedząc sam dobrze dlaczego, lękał się tego pytania,więc silił się umyślnie na humor, robił dowcipy, opowiadał zabawne anegdoty, byle tylkoodwlec tę chwilę na pózniej lub ją zagubić zupełnie.Ale rozmowa się rwała, tematy wyczer-pywały się prędko i następowały coraz częstsze i dłuższe milczenia, niepokojące pauzy, wktórych ich oczy, obciążone tą utajoną troską, uciekały od siebie spłoszone, niepokoju pełne.Na szczęście, miss Dolly przysiadła się do nich i rozbolałym głosem i tonem oburzenia za-częła powstawać na jakąś sztukę Dumasa, którą widziała przed kilku dniami z Sarą Bernhardtw roli głównej.Miss Dolly była namiętną nieprzyjaciółką mężczyzn, przewodniczącą nawet w KlubieNiezawisłych Kobiet, prorokinią przyszłego matriarchatu i zapalczywą bojowniczką o prawakobiet i już od pierwszego słowa zajadle powstała przeciwko słynnej wówczas tezie Duma-sowskiej: Tue la. Zbrodnicze i hańbiące głupstwo taka teoria! Zabij ją? A za co? I któż ma prawo decydo-wać o życiu kobiety prócz niej samej, kto? Gdzież jej winy? %7łe nie chce być jego własnością,że ucieka spod tyranii, że żąda dla siebie praw i wolności, że chce żyć swoim własnym, sa-modzielnym życiem, więc zamorduj, okuj w kajdany, rzuć ją na dno nieszczęścia i hańby,podepcz jej duszę i serce, odbierz człowieczeństwo, niechaj drży co chwila przed wzrokiemswego właściciela, niechaj na klęczkach odgaduje jego zamysły, niechaj będzie echem jego,cieniem, niechaj rodzi mu dzieci i służebnicą mu będzie najniższą, najuleglejszą, najcichszą.bo pan tak chce, pan stanowi prawa, pan ma siłę, władzę i pieniądze, więc się tak stać musi.Ajeśli się sprzeciwi w czymkolwiek, zabij ją! Tak jest w życiu, aż oto przychodzi Francuz plu-gawy i ośmiela się potworną teorię mówić nam ze sceny, a my słuchamy, my serio dysputu-jemy o tym głupim i złym frazesie, o siostry-kobiety, o męczennice przemocy męskiej! Zwięte duchy! Przykute do bydląt, dalszy ciąg znamy z mów twoich i odezw! ozwał sięnaraz drwiąco mr Bartelet.Miss Dolly wzdrygnęła się milknąc na razie. Deklamuj, Dolly, powinnaś zostać pierwszą kaznodziejką w tym feministycznym ko-ściele przyszłości, masz wszystkie warunki: głos rozległy, wiarę silną, lekceważenie prawdy,nienawiść cudzych przekonań i wielki zapas wielce patetycznych i głupich dostatecznie fraze-sów.Wszak tylko tym stoją wszyscy trybunowie! Gbur i tyran! zionęła przez zaciśnięte zęby, obrzucając go wyniośle pogardliwym spoj-rzeniem. Sprytna teoria: brać wszystkie prawa z dodatkiem pieniędzy, a nam łaskawie pozosta-wiać wszystkie obowiązki i ciężary! drwił nielitościwie stary rozdając karty.Nie ozwała się już ani słowem, dopiero gdy znowu zagłębił się w grę, zniżyła głos i rzu-cając bojazliwie spojrzenia na niego, mówiła:30 %7ływot kobiety to dom wiecznej niewoli, to żywot duchów przykutych do bydląt, to nie-ustająca Kalwaria!Miss Ellen, która właśnie przysuwała się do nich lękliwie, rzekła na to swoim cichym imiękkim jak oliwa głosem: Wdzięczność żony pilnuje i cieszy męża swego, i tuczy kości jego. Nędzna paplanina wielbłądzich pastuchów, powtarzasz jak fonografy.Rzuciła się ze złością, bo Ellen często i bez powodu podnosiła rękę głosząc z namaszcze-niem pierwszy lepszy werset. Chociaż to nadzwyczajnie trafnie definiuje stosunek mężczyzn do kobiet: cieszy go ituczy kości jego.Tak, o to wam chodzi jedynie w małżeństwie, tylko o to! dodała z mocą.Ale Zenon nie dał się wyprowadzić z równowagi, nie rwał się na obronę mężczyzn, boznał dawno wszystkie jej teorie i nudziły go, więc tylko rzekł chłodno, z grzeczności jedynie: Może nie wszystkim chodzi tylko o to. Nie miałam pana na myśli, nie, znam bowiem zbyt dobrze jego wzniosły sposób myśle-nia i tak bardzo go cenię, że zupełnie się nie lękam o przyszłość mojej drogiej Betsy, spokoj-na jestem o jej szczęście.Betsy tylko się uśmiechnęła na tę zgoła niespodziewaną troskliwość o siebie, dobrze jąznała, a miss Ellen już podnosiła rękę i otwierała usta do jakiejś stosownej przypowieściświętej, gdy Dolly, powstrzymując ją energicznym gestem, chciała go z innej strony zaatako-wać i zmusić do dysputy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]