[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Alematka nigdy nie budziła się ze swoich krzyków.Czasem się nasilały, a czasami natychmiastcichły.Parę minut pózniej ojciec stawał w drzwiach Sirine i szeptał: Habibti? Ale ona z jakiegoś powodu zaciskała oczy, oddychając płytko i cicho,jakby była przerażona albo zawstydzona tym, że słyszała krzyk matki.Rano nikt o niczym niewspominał.Kiedy Sirine miała dziewięć lat, krzyki ustałv.ale za to zaczęła słyszeć nocą matczynypłacz.Słyszała matkę, powtarzającą: Nie mogę tego znieść.Nie mogę tego robić, nie mogę.I w odpowiedzi niskie mrucze-nie ojca: Możesz, Sandy, możesz. Aż pewnego wieczoru, gdy płacz nie ustawał, Sirineusłyszała, jak jego głos mówi: No dobrze, dobrze, dobrze. Kilka dni pózniej matka powiedziała jej, że przestanąpodróżować.Poprosili o przeniesienie do pracy biurowej w Los Angeles i zostaną w domu.Znią.Pozostało im tylko jedno wyjazdowe zadanie, pomoc w odbudowie afrykańskiej wioski.Potem będą w domu na dobre, obiecała przykucnięta, niemal na klęczkach.Kiedy mówiła,szukała wzroku Sirine, jakby prosiła o wybaczenie.Wyjechali i Sirine nigdy więcej ich nie widziała.Sirine uwierzyła, że znikli na jej życzenie. No cóż mówi Han.Ostrożnie bierze jej dłonie, jakby były skorupkami jajek.Dzieci wyobrażają sobie, że mają takie nadprzyrodzone zdolności, prawda?Sirine potrząsa głową.Sama nie wie, co myśleć nie pozwala sobie na rozważanie ta-kich spraw, od lat sobie nie pozwalała.Przyciska brodę do piersi i czuje, jak w głębi ciała za-czyna się drzazga bólu, ciemna przestrzeń, która rozwarła szczęki, kiedy Sirine zrozumiała, żejej rodzice nie żyją.Wtedy nie może już powiedzieć nic więcej.Patrzy na Hana, a on odwza-jemnia spojrzenie i Sirine widzi, że w pełni to zrozumiał.Sięga, otula ją chustą i bierze w ra-miona.Sirine czuje rozkoszne bogactwo i bezpieczeństwo zamknięcia, opiera mu głowę napiersi i oddycha.Pózniej tego samego dnia, znowu w pracy, Sirine wiesza swoją chustę na kołku w tylnejkuchni, żeby się nie pobrudziła.Owinęłaby ją sobie wokół talii, ale chce uchronić jej łagodną,RLulotną woń, boi się, że ją stłamsi kuchennymi zapachami smażonej cebuli, czosnku, jagnięciny ioliwy.W popołudniowym bezruchu, kiedy upał gromadzi się w powietrzu, a palmy zmieniająsię w szkło, Sirine siedzi z Um-Nadią w tylnej kuchni, gdy rozdzwania się telefon.Um-Nadiapodnosi słuchawkę i po sposobie, w jaki mówi: Tak? Ho, ho.Och, nie, ty łajdaku.tak, tak,nicpoń z ciebie.nie, nie, jesteś, ty niedobry, wyjątkowo nieznośny." Sirine poznaje, żerozmawia z tureckim rzeznikiem Odą, który podkochuje się w Um-Nadii, przynajmniej odkądSirine go poznała.Um-Nadia zawsze wmawia Odzie, że chce zachować siebie dla tajemniczegopana X.Teraz przykłada dłoń do słuchawki i szepce do Sirine: Powiedział, że odłożył jakieś specjalne baranie udzce i żebyś przyszła wybrać najlep-sze.Sirine odwiązuje fartuch.Zastanawia się, czy narzucić chustę na szyję, ale termometr zaoknem pokazuje 32 stopnie.Wszyscy powtarzają, że to wyjątkowo ciepła jesień.Sirine idzie skrajem Westwood Boulevard.W póznym popołudniu szeroka ulica wyglądajak ugotowana, jest żółta niby skóra jaszczurki.Od przecznicy do przecznicy pełno tu irańskichrestauracji, sklepów spożywczych i piekarń, teraz cichych, ale zatłoczonych w porze kolacji.Ogląda tę scenę niemal codziennie od ośmiu lat.Za wzgórzem ruch uliczny przybiera na sile szare krawężniki, chodniki z cementową piersią i ruchliwa plątanina perskich firm: SalonPiękności Sziraz, Victory Market, piekarnia Szusza i drogeria Szeherezada, ze sklepowymiwywieszkami wypisanymi po angielsku i arabskimi znakami, z długimi, aksamitnymi limuzy-nami i obdrapanymi małymi autkami, zaparkowanymi nos w nos wzdłuż ulic.Sirine nie dochodzi do rogu.Czeka na przerwę między samochodami i przebiega na dru-gą stronę ulicy.Przechodzi obok kramu z owocami, gdzie za darmo dają jej kumkwaty, mijaprzewody elektryczne, które upadły na ziemię, pracowników elektrowni i policjantów pytająją, jakie dziś będzie danie wieczoru idzie obok Perskiej Rewolucyjnej Księgarni Mar-ksistowskiej, skąd machają do niej sprzedawcy, aż do sklepu mięsnego Topkapi w dole ulicy.To nieduże miejsce, wypolerowane i pokryte emalią jak ząb.Nikt nie może tu mówić głośniejniż szeptem, bo głos będzie dzwonił i odbijał się od ściany do ściany.Sklep Ody wypełniajązawsze Turczynki, Arabki i Iranki, a także Włoszki, Polki, Bośniaczki i Rosjanki.Klientelaskłada się niemal wyłącznie z jednakowo ubranych kobiet w czarnych chustkach i ciężkich,czarnych butach.Stryj Sirine nazywa to sklepem starszych pań.RLZwykle Oda zleca wysyłkę mięsa do restauracji Um-Nadii jednemu ze swoich niezliczo-nych synów i bratanków.Ale Sirine nie ma nic przeciwko temu, żeby tu przychodzić obejrzećtowar i przypatrzeć się Odzie i jego przystojnym synom, jak biegają od skrzynek do wagi,taszczą wielkie udzce, mięso ze świeżym kwiatem tłuszczu i krwi.Stoi jeszcze daleko w poszarpanej kolejce, która od drzwi prowadzi aż do lady, i przy-gląda się, jak drobna kobietka, najwidoczniej nie mówiąca po angielsku, gestykuluje do jedne-go z synów Ody, próbując mu pokazać, jaki kawałek mięsa by chciała, kiedy ktoś wpycha siędo rządka.Starsze panie nabierają powietrza, torebki kołyszą się im na ramionach.Sirine ob-raca się i rozpoznaje tył męskich pleców.Mężczyzna wygląda, jakby na wpół przykucnął, pró-bując się ukryć za szeregiem klientek. Aziz?Obrócił się, rozgląda się nerwowo, warstewka potu kropli mu się na skroniach. Kto.? Urywa i wreszcie rozpoznaje Sirine.Na jego twarzy pojawia się szerokiuśmiech. To Kleopatra! mówi.Unosi i całuje jej rękę.Rozlegają się głośne pomruki i kilka starszych kobiet wypycha Aziza z ogonka.Stojącaza nimi siwowłosa niewiasta z porażająco niebieskimi oczyma potrząsa w jego stronę węzla-stym palcem i rzuca: Nie ustąpimy! Przed kim się ukrywasz? Sirine wychodzi z kolejki.Patrzy przez wielkie okno wi-tryny i zauważa skraj czarnej kobiecej zasłony, podskakujący na ulicy. Hej, czy to nie tastudentka?Oczy Aziza robią się okrągłe i niewinne. Kto, jaka studentka? Ja nie mam żadnych studentek, same zamachowczynie. Wy-ciąga z kieszeni chustkę i przeciera twarz, po czym odsuwa od piersi wilgotną niebieską je-dwabną koszulę.Potem jeszcze raz przebiega wzrokiem wnętrze i stwierdza: Nie, naprawdę, przeżywam tylko małe kłopoty techniczne.Komplikacje, jak to mó-wią.Więcej zabawy, niż jeden Aziz może wytrzymać. Uśmiecha się swoim ogromnymuśmiechem i jeszcze raz bierze Sirine za rękę. Jak dobrze znowu cię zobaczyć, moja droga.Patrzcie tylko, jaka jesteś śliczna, jak nie masz fartucha. No, naprawdę. Sirine pochyla głowę.RL Co robisz w wolnym czasie? Czy Han ma monopol na twoje życie? Wiesz, on nie pi-sze wierszy.Sirine wciska ręce do kieszeni, próbuje sobie przypomnieć coś, co robiła sama. Cóż, zajmowałam się różnymi rzeczami wypowiada to, jakby się broniła.Aziz unosi czarne brwi. Mówisz jak moi studenci, oni się ciągle zajmują rzeczami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]