[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A co was to obchodzi?- Są poszukiwani za morderstwo.- Morderstwo.- Nastąpiła długa przerwa, podczas której słychać było głównie węszenie psów i urywane, osobliwe szczeknięcia, którymi sfora wyrażała swoje niezadowolenie.- A jest nagroda?Erik poczuł, że uścisk dłoni Roo na jego ramieniu tężeje.- Za ich ujęcie Baron ofiaruje sto złotych suwerenów - padła odpowiedź.- Trochę mało, prawda? - rzekła Gerta.- Nie, nie widziałam ich, ale jakby co, to chcę dostać swoją część!- Sprawdzić chatkę! - rozkazał przywódca.- Nie! Nigdy! - rozdarła się znów Gerta.- Na bok, babo!Erik odsunął się do tyłu, jakby usiłował się przecisnąć przez ścianę, a Roo naciągnął aż pod brodę brudne szmaty.Zakrywająca wejście skóra została odsunięta na bok i do środka wdarł się niemal oślepiający snop światła.- Ależ smród! - żachnął się żołnierz i cofnął głowę.- No, dalej! - ponaglił go dowódca patrolu.Dzielny wojak przełknął ślinę i wetknąwszy głowę do środka, przez chwilę mrugał, usiłując przyzwyczaić wzrok do panujących wewnątrz ciemności.Gapił się dość długo na Roo i Erika.potem zaczął wodzie wzrokiem od ściany do ściany, aż w końcu wycofał się ponownie.- Kapitanie.nie ma tam nic, prócz kilku garnków i stosu szmat - zameldował.Roo i Erik wymienili spojrzenia, pełne bezbrzeżnego zdumienia.Obaj pomyśleli o magii, która musiała to sprawić.- Co jest z tymi psami? - spytał kapitan.- Wygląda na to, że straciły ślad - odparł człowiek, który musiał być Mistrzem Szczwaczem.- To przez tę smołę.- Wracajmy do ostatniego miejsca, gdzie trop był wyraźny i spróbujmy jeszcze raz.Jeżeli te draby uciekną, Lord Manfred pourywa nam.eee.uszy.Szczwacz zadął w gwizdek, dając psom rozkaz kontynuowania pościgu, i sfora znów zaniosła się tryumfalnym ujadaniem.Konie ruszyły z kopyta.i wtedy dopiero Roo wypuścił z piersi dech, który wstrzymał, gdy wojak zajrzał do chatki.- Dlaczego nas nie zobaczył? - spytał przyjaciela.- Nie mam pojęcia.Może tu jest za ciemno?- Nie, to sprawka jakiegoś czaru.Ta Gerta musi być wiedźmą.- Kapitan nazwał Manfreda Lordem - rzekł Erik.- Ojciec nie żyje.Roo nie bardzo wiedział, co powiedzieć.Spojrzał na przyjaciela i zobaczył w półmroku, że Erik oparł głowę o ścianę i zamknął oczy.Po kilku chwilach zasłona wejściowa znów się odchyliła, ale zamiast Gerty pojawiła się młoda kobieta, tak wysoka, że wchodząc, musiała się pochylić.Miała długie, ciemne i połyskliwe włosy - poza tym na tle wyjścia widać było jedynie zarys jej sylwetki.- Kimże, u licha.- zaczął Roo.- Nic nie mów - poleciła nieznajoma, zwracając się zaś do Erika rzekła: - Pozwól, że zbadam twoją ranę.W jej manierach było coś, co zbiło Roo z tropu.Odzież nieznajomej niełatwo byłoby opisać: ot, prosta suknia nieokreślonego koloru, szara, błękitna, a może zielona.Trudno było coś dostrzec z powodu panującego w chatce półmroku.Po opuszczeniu zasłony w drzwiach, rysy przybyłej stały się bardziej widoczne - miała wysokie czoło, królewski nos i piękne usta, i wyglądałaby doprawdy uroczo, gdyby nie wyraz skupienia na surowej twarzy.Odsunęła koszulę Erika i pochyliła się nad młodzieńcem.- Trzeba coś z tym zrobić - powiedziała.- Pomóż mi - zwróciła się do Roo.Pomógł przyjacielowi wstać, podczas gdy nieznajoma ściągnęła koszulę, sprawiając rannemu niemały ból.Młodzieniec legł na plecach, ciężko dysząc, jak po sporym fizycznym wysiłku.Kobieta dotknęła rany, a wtedy Erik jęknął głośno.- Jesteś głupcem, Eriku von Darkmoor.Za dwa, trzy dni byłbyś martwy.to zakażenie krwi.Roo przyjrzał się uważnie nieznajomej i zobaczył, że była piękna.ale coś chłodnego i nieprzystępnego w jej zachowaniu kazało mu podziwiać ją jak piękny, ale nieosiągalny obraz.- Gdzie Gerta? - spytał cicho.- Załatwia dla mnie pewną sprawę - odpowiedziała nieznajoma.- Kim jesteście?- Roo Avery, kazałam ci milczeć.Musisz zrozumieć, że jest czas mówienia i czas milczenia.i musisz się także nauczyć odróżniać jeden od drugiego.Jeśli chcesz, możesz mnie nazywać Miranda.Potem zajęła się opatrywaniem rany.Gdzieś z czeluści chatki wydobyła woreczek, z którego wyciągnęła niewielką buteleczkę.Otworzywszy ją, wylała zawartość na ranę i Erik jęknął z bólu.Następnie wyjęła koreczek z innej butelki i podała ją rannemu.- Wypij to.Erik zrobił, co mu kazano i skrzywił się niemiłosiernie.- To okropne!- Nie tak, jak przedwczesna śmierć.Szybko uporała się z opatrunkiem, przykładając do rany plaster i mocując go bandażami.Kiedy skończyła, Erik już spał.Wtedy Miranda bez słowa wstała i wyszła z chatki.Roo przez chwilę patrzył na śpiącego, potem wystawił głowę na zewnątrz.Kiedy nie zobaczył nikogo, szybko wyskoczył z chaty.Rozejrzawszy się wokół, ujrzał jedynie piec do wypalania węgla oraz kupkę psich odchodów w miejscu, gdzie harcowała sfora.I nic więcej.- Tutaj, kochasiu! - rozległ się za nim radosny głos i Roo podskoczył jak oparzony.Odwróciwszy się, zobaczył Gertę z naręczem drewna w ramionach.- Gdzie ona się podziała? - spytał Roo.- Jaka ona?- Miranda?Gerta przystanęła i skrzywiła się z dezaprobatą.- Miranda? Nie wiem nic o żadnej Mirandzie.Kiedy żołnierze sobie poszli, ruszyłam po drewno i nie widziałam nikogo.- Młoda kobieta, tego mniej więcej wzrostu.- Podniósł dłoń nieco ponad własną głowę.- Włosy ciemne, bardzo urodziwa, przyszła i opatrzyła ranę Erika.- Urodziwa, powiadasz? - Gerta podrapała się po wydatnej brodzie.- Myślę, Chłoptasiu, że coś ci się przyśniło.Roo postąpił krok ku chatce, gwałtownym szarpnięciem odsunął zasłaniającą wejście skórę i pokazał czysty, nowy opatrunek na ramieniu Erika.- To też mi się przyśniło?Gerta przez chwilę gapiła się na opatrzoną ranę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]