[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wymacałam jego ramiona i spróbowałam goodepchnąć.- Co robisz?Wpatrywał się we mnie i widziałam zarys jego szczęki, wysiłek w oczach.W czerni zrenic mieszały się furia i smutek.- Nie chcę tego, nigdy tego nie chciaiem - wycedził przez zaciśnięte zęby- ale nie mam wyboru.Nie zostawiłaś mi wyboru.Znów popchnął mnie na ścianę i zaparło mi dech.Wahał się chwilę,patrzył na mnie, a cierpienie znaczyło jego twarz, nawet jeśli wciążtrzymał mnie w żelaznym uścisku.- To jedyny sposób - wypowiedział te słowa w taki sposób, jakby samstarał się w nie uwierzyć.- Jesteś moja.Muszę mieć cię z powrotem.Moim obowiązkiem jest sprawić, byś została.Powiedzieli,że muszę tozrobić.- Zrobić co? - Patrzyłam na niego.- Złamać cię.22Ren przygniótł mnie do zimnej ściany celi, jego kolano znalazło sięmiędzy moimi udami.Przerażenie odebrało mi siły.Nie mogłam znalezć woli, by sięprzemienić.To nie dzieje się naprawdę.- O Boże, Ren, nie - mogłam tylko szeptać i patrzeć na niego.Niewiedziałam już, kim jest ten chłopak naprzeciwko mnie, w któregooczach widziałam rozpacz i szaleństwo, każące mu mnie krzywdzić.Ogarnęła mnie taka panika, jak nigdy wcześniej.Nie wierzyłam, że możedokonać się aż taka zmiana, ale palce wbijał mi w nadgarstki tak mocno,że krzyknęłam.Czułam w ustach smak krwi.Jego zęby poraniły miwargi.Czy Ren jest teraz po stronie Opiekunów?Cała drżałam, wstrząsały mną fale mdłości.Stałam prosto tylko dlatego,że Ren przyciskał mnie do ściany.Szał w jego oczach przerażał mnie iutwierdzał w przekonaniu, że każdy z jego wyborów podyktowany byłrozpaczą i bólem.- Nie musisz tego robić, Renier.- W drzwiach pojawiła się nowa postać iprzemówiła cicho, ale zdecydowanie: - Puść ją.Ren obnażył zęby, kiedy Monroe powoli ruszył w naszą stronę.Wdłoniach trzymał opuszczone miecze.- Masz wybór - mówił dalej niskim głosem - opuść to miejsce, zostaw zasobą.Chodz z nami.- Z wami? Z Poszukiwaczami? - Ren splunął na podłogę.- To nie tak, jak myślisz - ciągnął Monroe.- Przyszliśmy po ciebie.Callachce ci pomóc.I ja też.Popatrzyłam na Rena błagalnie, chociaż boleśnie wykręcał mi nadgarstki.- Ren, proszę cię.To prawda.Chodz z nami.- Swoimi kłamstwami odebrałaś mi wszystko.- Nie spuszczał wzroku zMonroe'a.- Prędzej cię zabiję, niż uwierzę w jakiekolwiek twoje słowo.Spojrzał na mnie, a twarz wykrzywiona gniewem i smutkiem wywołałaciarki na mojej skórze.- Mam nadzieję, że to się nie wydarzy - kontynuował Monroe.- Niejestem twoim wrogiem, ale nie mogę cię zmusić, żebyś dokonałwłaściwego wyboru.To się nie musi tak skończyć, ale jeśli nie chcesz iśćz nami, puść przynajmniej dziewczynę.Nie pogarszaj sprawy.- Czy może być coś gorszego niż uściśnięcie ręki wyciągniętej przezpotwora? - Z cienia przy drzwiach wyszedł mężczyzna.Serce waliło mi jak oszalałe, gdy poznałam Emila Laro-che'a,masywnego i krępego, innego niż jego rosły, smukły syn; jego ciałopokrywały napięte mięśnie i szorstkie, najeżone włosy.Alfa klanu KaryNocy patrzył prosto na mnie.Choć zachował ludzką postać, otaczały gotrzy wilki: Dax, Fey i Cosette.Serce mi zamarło, gdy wszyscy trojespojrzeli na mnie i zawarczeli.Z ich pełnych nienawiści min mogłamwyczytać łączącą ich myśl: Zdrajczyni.Nie chciałam widzieć prawdy, którą miałam przed oczami.Prawdy podpostacią ostrych kłów, zjeżonej sierści i oczu pełnych wrogości.Wybór.Dali mu wybór.Tak jak Sabine.Troje moich towarzyszy z klanu odwróciło się ode mnie.Teraz należelido klanu Emila.Stanęli po stronie Opiekunów, nie przyjaciół.Dlaczego?Potem spojrzałam na Rena.Wciąż wbijał mi palce w ramiona.Jemu teżdali wybór.%7łołądek mi się skurczył i bałamsię, że zwymiotuję.Ponad gniewem Rena wyczuwałam ból i wiedziałam,że nie chce zrobić mi krzywdy, wybrał Opiekunów tylko dlatego, żeodeszłam.Zdradziłam kogoś, kto mnie kochał.Kłamał dla mnie i byłtorturowany.Złamali go i to była moja wina.Jakiego innego wyborumógł dokonać?- Emil - ochrypły głos Monroe'a odwrócił moją uwagę od Rena.TwarzPoszukiwacza była niemal nierozpoznawalna, gdy patrzył na Emila, aoczy pociemniały mu od pustej, nieskończonej nienawiści
[ Pobierz całość w formacie PDF ]