[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Porwałeś Shelby?- Tak, proszę pani.- To czemu do cholery nikomu nie dałeś znać? Mam już dość zmartwień.- Przepraszam, Debra.Zamierzaliśmy wrócić, zanim wstaniesz.- Mogło wam się coś przytrafić.- Dobrze się czujesz?- Teraz tak.Spodziewałabym się takich wybryków po Shelby, ale nie po tobie.- Masz rację.Dochodzi szósta.Co robisz tak wcześnie?- Dziecko kopało i musiałam się wysikać - ziewnęła.- Dobrze się bawiliście tej nocy?- Tak, było miło.- To dobrze.Shelby jeszcze śpi?- Zpisz? - zwróciłem się do Shelby.Shelby sięgnęła po słuchawkę, nie wyjmując głowy spod poduszki, która tłumiła każdejej słowo.Na koniec zachichotała, oddała mi telefon i przytuliła się do mnie.- Alejandria zawiezie mnie pózniej do domu pogrzebowego.- W głosie Debry słychaćbyło wyrazną ulgę.- Wszystko dopilnowane?RL - Tak.Programy wyglądają bardzo ładnie.To, co napisałeś, jest znakomite.Chciałabymtrochę posiedzieć z Leonardem.Sama.Muszę się z nim pożegnać.- W porządku.Westchnęła.- Debra?- Ostatniej nocy byłam taka wściekła na Leonarda.Podchodziłam do drzwi za każdymrazem, kiedy wydawało mi się, że podjeżdża samochód.Wiedziałem, o co jej chodzi.Rozumiałem, co czuje.- Bobby jest tu jeszcze - powiedziała Debra.- Naprawia kuchenne drzwi, zanim dopro-wadzą mnie do szału.Reszta rodziny pojawi się koło południa.Bądzcie punktualnie.- Będziemy.- Kocham cię, Tyrelu Anthony Williamsie - ziewnęła Debra.- Proszę, opiekuj się mojądziewczynką.- Też cię kocham.- Mówiłam poważnie.- Będę się nią opiekował.- Uważajcie na siebie, dobrze?Debra odłożyła słuchawkę.Nie wiedziała, gdzie jesteśmy, dopóki nie zadzwoniła.Czylito nie z nią rozmawiała wcześniej Shelby.Wiedziałem, w jakiej Shelby jest sytuacji, zanim jątu przywiozłem.Pomyślałem, że należy posłużyć się magią, użyć czarodziejskiej różdżki i rzu-cić zaklęcie.A może Shelby właśnie po raz ostatni korzystała z życia jako wolna kobieta, używającsobie i dając upust pożądaniu, zanim połączy się z Richardem i przeskoczy przez miotłę.Takaosobliwa forma pożegnania.Powiedziała mi, że mnie kocha.Za te dwa słowa i sześć dolarów mógłbym dostać świeżyomlet z groszkiem w Imperialu.Musiałem trzymać się tego, co realne.Wcześniej też mówiła,że mnie kocha, a mimo to mnie okłamała i opuściła.RL 44.SHELBYByło zbyt wcześnie, aby to mogła być prawda.Kiedy zabrzęczał budzik, zamachnęłam się jak Jackie Chan i zgasiłam go ciosem karate.Zasłony były rozsunięte, a poranne słońce zalewało blaskiem salon samochodowy Saturna,cmentarz przy Slauson i Pepperdine University.Moja skóra i włosy pachniały mieszanką potu,moich perfum i balsamu Tyrela.Zawodząc i przeklinając, próbowałam wypędzić z siebie sen-ność.Omiotłam językiem wnętrze ust, czując nieświeży, przypominający kredę smak indyka iwina.Zamknęłam oczy na sekundę, a kiedy je ponownie otworzyłam, wypełniający pokójblask słońca wydawał się jaśniejszy.Otarłam usta i spojrzałam na cyfrowy radiobudzik.Byłoczternaście po ósmej.Dwie godziny upłynęły nam na drzemce.Teraz wiedziałam, jak musiałsię czuć Rip Van Winkle.19 Podciągnęłam z powrotem ciężką kołdrę pod brodę i wtuliłam się wTyrela, pocierając piersiami o jego ciepłą skórę.Zaczęłam go całować i gładzić delikatnie pal-cami.Przyszedł czas, by go obudzić, jeżeli chcieliśmy zdążyć na czas.Bawiłam się włosami najego piersi, kiedy przyciągnął mnie do siebie i pocałował.19Bohater opowiadania Washingtona Irvinga, który uśpiony przez duchy budzi się po dwudziestu latach.Również potoczneokreślenie człowieka niezorientowanego w aktualnej sytuacji - przyp.tłum.Pod prysznicem Tyrel umył mnie i wymasował mi ramiona.Powiedziałam, że mam obo-lałe nogi, więc położył mnie na łóżku i zrobił masaż, podczas gdy ja jęczałam i wyłam.Niemusiałam dotykać głowy, aby wiedzieć, że mam zmierzwione włosy.Na komodzie nie znala-złam jednak nic poza hotelowymi broszurami, jadłospisem i porzuconymi częściami naszejgarderoby.- Masz grzebień albo szczotkę? - zapytałam.- Niestety - ziewnął Tyrel.- Wszystko zostawiłem w domu.- Cholera.- Uniosłam się na ramionach, próbując zerknąć w lustro.- Nie mam przy sobienic, żeby się uczesać albo zrobić makijaż.Obydwoje jesteśmy w rozsypce.- Mów za siebie.RL - Ty też wyglądasz jak sponiewierany.Wyjdziemy stąd jak dwoje zniszczonych, zapyzia-łych, skołtunionych Afroamerykanów.- Ale będziemy się uśmiechać.Przynajmniej ja.- Ja też.Cholera, chyba nie będę w stanie powstrzymać się od tego przez cały dzień.Dom będzie pełen uśmiechów i chichotów.Starzy Leonarda i Debry pomyślą, że mi odbiło.- No i co?- Każdy, kto na nas spojrzy, będzie wiedział.- Co wiedział?- No wiesz.- Wstyd ci?- Nie.- Zarumieniłam się i schowałam twarz w dłoniach.- No, może troszeczkę.Cierpienie i ekstaza wypełniały mnie jednocześnie, kiedy Tyrel ugniatał moje łydki.Wciąż czułam go w sobie.Bez wątpienia zostawił swój ślad.- Wiesz, za czym tęsknię najbardziej? - zapytał Tyrel.- Za czym?- Za naszą przyjaznią.Nie wiem, jakim byłem dla ciebie przyjacielem, ale ty dla mniebyłaś doskonała.Leonard był moim kumplem, ale ty byłaś przyjaciółką w innym sensie.Bra-kowało mi tego.Może dlatego jesteś dla mnie taka wyjątkowa.- Może dlatego nie mogłam o tobie zapomnieć.Zastanawiam się, jak by teraz było mię-dzy nami, gdybyśmy.to znaczy, gdybym nie odeszła.Gdybym nie zrobiła tego, co zrobiłam.- Och, prawdopodobnie wciąż jeszcze byś mnie nienawidziła.- Prawdopodobnie - roześmiałam się, ziewając.Czułam się piekielnie zmęczona i obolała.Moje ciało znów stawało się ociężałe, ale niebyłam aż tak wyczerpana, aby sen i odpoczynek nie mogły zaczekać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl