[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— What are you do​ing here?15— It’ s too hot, I can’t stand it16.Miał po​chmur​ny wy​raz twa​rzy i nie wy​da​wał się ani trochę spo​koj​ny.— When will be the bus here?17A gnese spojrzała na zegarek.A utobus na pewno nie przyjedzie wcześniej niż za godzinę.Kiedy mu o tympo​wie​działa, po​sta​no​wił wra​cać pie​szo do wio​ski.A gne​se aż wy​trzesz​czyła oczy.Za​cho​wy​wał się tak, jak​by w ogóle jej tam nie było.— Pollonia is four kilometers far away from here.I can’t walk in this sun!18 — powiedziała coraz bardziejpo​iry​to​wa​na.Kłótnia sta​wała się co​raz bar​dziej poważna.Da​ni​je​lo​wi pusz​czały już wszel​kie ha​mul​ce.Nie mogła uwie​rzyć własnym uszom, słysząc, jak oskarża ją o to, że namówiła go na te wa​ka​cje.Jego narzekania na upał, na Greków, na kryzys finansowy spowodowany ich lenistwem wprawiły ją najpierww zdumienie, potem we wściekłość.Oddychała głęboko, żeby się uspokoić, i zastanawiała gorączkowo, co powinnate​raz uczy​nić.Była coraz bardziej przekonana, że ta złość, tak naprawdę, nie miała nic wspólnego z ich wakacjami.Tu chodziłoo coś więcej.O nich.Za​czy​nała ro​zu​mieć, że związek z Da​ni​je​lem jest pomyłką.Próbowała jeszcze się jakoś bronić, twierdząc, że gdyby wynajęli skuter nie byliby teraz uzależnieni od autobusu,ale on odwrócił się na pięcie i zaczął iść wzdłuż as​fal​to​wej dro​gi.A gne​se za​marła.Przez chwilę miała ochotę wsko​czyć do wody i zniknąć między fa​la​mi.Da​ni​jel co​raz bar​dziej się od​da​lał i A gne​se, ze łzami w oczach, zaczęła podążać za nim.Czar​ny as​falt topił się w słońcu, a po​wie​trze drżało, tworząc cie​niutką mgiełkę.Miała wrażenie, że znalazła się w jednym z tych filmów, w których bohater idzie przez pustynię i patrzy naho​ry​zont, który drży w ośle​piającym świe​tle, ocze​kując na cud.Wokół nich nie było domów, drogą nie przejeżdżały żadne samochody, a trawa na poboczu była spalona słońcemi bar​wiła całą oko​licę na żółto.W głębi widać było morze, które jawiło się niczym linia rozpięta na horyzoncie, trochę tylko ciemniejsza od nieba,z którym się sty​kała.Da​ni​jel nie miał naj​mniej​sze​go za​mia​ru się odwrócić.Szedł przed sie​bie, w stronę wio​ski, zupełnie nie zważając na to, że zo​sta​wił ją samą.W pewnym momencie wydała z siebie krzyk wściekłości.Rozległ się wśród spalonych pagórków z taką mocą, żezdzi​wiła się jego siłą.— Da​ni​jel!Odwrócił się do​pie​ro po chwi​li.Był za da​le​ko, by A gne​se mogła zo​ba​czyć wy​raz jego twa​rzy.— Why did you fol​low me? Why?19Zatrzymał się, a potem zaczął iść w jej kierunku.Zachowywał się, jakby wciąż chciał sprawdzać, jak bardzo jestgo​to​wa się dla nie​go poświęcić.A gnese czekała, aż się zbliży, nie wiedząc, czego się po nim spodziewać.Ich związek wydawał się teraz tak kruchy,że każde wspomnienie wspólnych planów na przyszłość wywoływało w niej ból.I pomyśleć, że była gotowa przystaćna jego prośby i zo​stać z nim na za​wsze w War​sza​wie.W mil​cze​niu wrócili ra​zem na przy​sta​nek au​to​bu​so​wy.Usiedli na dużym kamieniu w cieniu drzewa.Dochodziła tam delikatna morska bryza i po chwili ich policzkiprze​stały razić ognistą czer​wie​nią.To on ode​zwał się jako pierw​szy.— I’m sor​ry, I went cra​zy, you were ri​ght20.Odwróciła się w jego stronę.Chyba po raz pierwszy od czasu, kiedy zaczęli się spotykać, miała wrażenie,że siedziałprzed nią ktoś zupełnie obcy.Z tym kimś jesz​cze nie​daw​no pla​no​wała spędzić resztę życia.Chciała coś po​wie​dzieć, ale w tym mo​men​cie na przy​sta​nek pod​je​chał au​to​bus, roz​pra​szając wszyst​kie myśli.Kiedy dojechali do wioski, ich nastroje nie były najlepsze, ale byli już znacznie spokojniejsi.Zwłaszcza Danijelode​tchnął – w znja​omym miej​scu czuł się bez​piecz​niej.A gnese zrozumiała wtedy, że to właśnie było to, czego on tak bardzo potrzebował: czuć się u siebie, niezależnieodmiej​sca, w ja​kim się znaj​do​wał, może z po​wo​du tego,że tak długo błąkał się po świe​cie, ucie​kając przed wojną.Kiedyś wyznał jej, że nawet w Polsce czuł się ho​me​less21, i że niezwykle ważne było dla niego spotkanie z nią,ponieważ poznali się w Warszawie, w mieście, które nie należało ani do niego, ani do niej, on uwierzył, że z tej pustkimo​gli ra​zem stwo​rzyć coś cen​ne​go.A gnese początkowo nie dostrzegła smutku, który krył się za tymi słowami.Zinterpretowała je w romantycznysposób [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl