[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znalazłem go, skrywał się wśród książek konwentu,choć wątpię, czy umie czytać.Powiesiłbym go natychmiast, lecz dobresiostry podniosły krzyk, więc zamknąłem go w klasztornym areszcie.Zabierzemy go z nami, gdy ruszymy dalej, i powiesimy.- mrugnął -jeślinie zamarznie na śmierć.184SREleonora zaśmiała się, ale po chwili powiedziała:- Nie, nie, ta kobieta jest opętana, nie możemy jej powiesić.- Opętana przez zło swojej pani.Lepsza będzie martwa, jak Roza-munda.Noc zdawała się ciągnąć bez końca.Nikt nie mógł wyjść, dopóki królowa nie wy-razi zgody, a Eleonora była niestrudzona.Były gry planszowe, zabawy w lisa i gęś,grano w kości.Wszyscy musieli śpiewać, nawet Adelia, która nie miała głosu iwzbudziła powszechny śmiech.Kiedy przyszła kolej na Mansura, Eleonora nie kryła zachwytu i zaciekawienia.- Pięknie, pięknie.Czy to nie kastrat?Adelia, siedząc na stołku u stóp królowej, przyznała, że tak.- Interesujące.Słyszałam ich na Wschodzie, ale nigdy w Anglii.Podobno mogąsprawić przyjemność kobiecie, lecz nie mają dzieci.Czy to prawda?- Nie wiem, pani.- Była to prawda, ale Adelia nie chciała rozmawiać na ten te-mat w tym towarzystwie.W pokoju robiło się coraz goręcej.Grano, śpiewano.Adelia drzemała, budzona przez przeciąg, gdy ludzie przychodzili i wychodzi-li.Jacques przyniósł jedzenie z kuchni.Montignard i Mansur wyszli, ale zarazwrócili.Opat zniknął, po czym zjawił się ze sznurkiem, żeby spełnić nagłą zachcian-kę Eleonory, która zapragnęła zabawy w kocią kołyskę.Teraz razem z Mansuremsiedzieli naprzeciwko siebie z głowami schylonymi nad szachownicą.Dworzaninwszedł ze śniegiem do schłodzenia wina.Inny młody człowiek, ten, który rzucałśnieżkami w zakonnice, śpiewał do wtóru lutni.Adelia zmusiła się do wstania.Podeszła do stołu, spojrzała na szachownicę.- Przegrywasz - powiedziała po arabsku.Mansur nie podniósł głowy.- Jest lepszy, oby go Allach pokarał.- Powiedz coś więcej.Odchrząknął.- Co mam ci powiedzieć? Jestem zmęczony tymi ludzmi.Kiedy pójdziemy?Adelia zwróciła się do Eynshama:- Lord Mansur każe mi spytać, panie, co możesz mu powiedziećo śmierci tej kobiety, Rozamundy Clifford.185SROpat podniósł głowę, żeby na nią spojrzeć, i znów dostrzegła w jego oczach towcześniejsze zrozumienie.- Czyżby? Naprawdę on? A dlaczego lord Mansur chce to wiedzieć?- Jest medykiem, interesuje się truciznami.Eleonora usłyszała nazwisko Rozamundy.Zawołała przez pokój:- O co chodzi? O czym rozmawiacie?Opat w jednej chwili stał się innym człowiekiem, rubasznym, wesołym.- Medyk dopytuje o śmierć tej suki Rozamundy.Czy nie byłem z tobą, mojasłodka, gdy usłyszeliśmy, że zdechła? Czy nie powiedzieli nam o tym, gdy wyszliśmyna ląd po przeprawie z Normandii? Czy nie padłem na kolana i nie podziękowałemBogu, że ukarał grzesznicę?- Tak, opacie.- Ale znałeś Rozamundę - powiedziała Adelia.- Mówiłeś, że byłeś w Wor-mhold.- Czy znałem Rozamundę? Tak, znałem.Czy mogłem pozwolić, żeby nikczem-ność panoszyła się w moim własnym kraju? Ile dni spędziłem u tej Jezebel, przez iledni jak Daniel nawoływałem ją do zaprzestania nierządu? - Mówił do królowej, alejego oczy ani na chwilę nie oderwały się od twarzy Adelii.W końcu nawet Eleonora się zmęczyła.- Do łóżka, dobrzy ludzie.Idzcie spać.Odprowadzający Adelię do domu Mansur był zły z powodu przegranej, bo uwa-żał się za znawcę szachów.- Ten ksiądz jest doskonałym szachistą.Nie lubię go.- Maczał palce w morderstwie Rozamundy - powiedziała Adelia.- Jawnie zemnie szydzi.- Nie było go tutaj.Prawda.Eynsham przebywał po drugiej stronie kanału, gdy zmarła Rozamunda.Ale.- Kim był ten chudzielec z tryprem? - zapytał Mansur.- Zabrał mnie na zewnątrz,żeby mi pokazać.Chce jakąś maść.- Montignard? Montignard ma trypra? Dobrze mu tak.-Adelia była rozdrażnionaze zmęczenia.Prawie świtało.Towarzyszyła im antyfona jutrzni, gdy szli ciężkimkrokiem.Mansur podniósł latarnię, żeby oświetlić stopnie domu gościnnego.- Czy kobieta zostawiła otwarte drzwi?- Tak myślę.- Nie powinna.Nie jest bezpiecznie.186SR- W takim razie będę musiała ją zbudzić.- Adelia już wchodziła poschodach.- I ma na imię Gyitha.Dlaczego nigdy nie używasz jej imienia? - Przecież właściwie są małżeństwem.Potknęła się o coś, co leżało na najwyższym stopniu.- Dobry Boże! Mansur! Mansur!Razem wnieśli kołyskę do pokoju.Dziecko spało, dobrze okryte.Zdawało się,że pobyt na zimnie nie wyrządził mu szkody.Zwieca zgasła.Gyitha siedziała bez ruchu na krześle, na którym czekała na powrótAdelii.Przez straszną chwilę Adelia myślała, że została zamordowana -jej ręka bez-władnie zwisała tam, gdzie zawsze stała kołyska.Siedli we trójkę wokół kołyski, patrząc na śpiącą Allie, jakby się bali, że naglerozpłynie się w powietrzu.- Ktoś wszedł tutaj i wykradł dziecko? Postawił kołyskę na stopniu? - Gyitha niemogła w to uwierzyć.- Tak - odparła Adelia.Niewiele brakowało, a kołyska, koziołkując, spadłaby zwysokiego ganku na uliczkę.- Ktoś tu wszedł, a ja nie usłyszałam? Położył ją na schodach?- Tak.- Jaki to ma sens?- Nie wiem.- Nieprawda, doskonale wiedziała.Mansur wyraził to na głos:- On cię ostrzega.- Wiem.- Zadajesz zbyt wiele pytań.- Wiem.- Jakich pytań? - Gyitha nie nadążała za rozmową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]