[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Mów.Słucham.Chłopak poprawił się na krześle i odchrząknął. No więc to było tak.Wczoraj po południu byłem uinżyniera Grudeckiego.Jestem tym kierownikiem świetlicy ichłopaki koniecznie chcieli, żebym im pomógł konstruowaćmodele samolotów.Ja się nie za bardzo na tym znam.Taktrochę, piąte przez dziesiąte, ale.Przypadkowo spotkałem urodziców mojego kolegi inżyniera Grudeckiego.Zgadało się otych modelach i inżynier Grudecki powiedział, że chętnie mipomoże, żebym do niego wpadł którego dnia.No tozadzwoniłem i przyszedłem, a pózniej to już co jakiś czasprzychodziłem.Bardzo miły człowiek był z pana Grudeckiego.Strasznie mi go żal.Wielka szkoda, że go ktoś zabił.%7łebymtego drania dostał w swoje ręce, tobym go. O której byłeś wczoraj u inżyniera Grudeckiego? spytałDownar. Po południu.Przyszedłem parę minut po piątej. A o której wyszedłeś? Koło siódmej.A może było wpół do ósmej.Już dobrze niepamiętam. W mieszkaniu inżyniera Grudeckiego znalezliśmy twójnotes.Downar umilkł.Przez chwilę siedział zamyślony, przesuwającautomatycznie leżące na biurku przedmioty.Następnie wstał,podszedł do chłopaka, oparł ręce na jego ramionach i spojrzałmu prosto w oczy. Słuchaj, Wojtek.To wszystko, co mówisz, posiada pozoryprawdy, ale nie tłumaczy, skąd wziąłeś ubranie inżynieraGrudeckiego, jego zegarki, pierścionki i sto dolarów.Niepowiesz mi chyba, że ci to wszystko ofiarował w prezencie naurodziny. Nie mam zamiaru opowiadać takich bajek. Więc co to znaczy? Skąd masz te rzeczy? Gadaj w tej chwili!Wojtek chciał się poderwać, ale Downar przytrzymał go zogromną siłą.Znowu zaczęła ogarniać go wściekłość. Nie ruszaj się warknął. Nie ruszaj się i gadaj, skądmasz to wszystko.Jeżeli ukradłeś, to zatłukę cię na śmierć.Chłopak szarpnął się. Jak pragnę Boga, nic już w ogóle nie powiem, bo z tobą wogóle nie można po ludzku rozmawiać.Niech mnie kto innyprzesłuchuje.Po cholerę mamy się obaj denerwować?Downar opanował się i wrócił na swoje miejsce za biurkiem. Więc twierdzisz, że tych rzeczy nie zrabowałeś? Pewnie, że nie. To może mi wreszcie, wytłumaczysz, skąd je masz. Wszystko przez tę zgagę.To ona mnie wrobiła.Zwinia. O kim mówisz? No o tej gangrenie, co ze mnie takiego balona zrobiła.Teraz zaczynam przypuszczać, że albo to ona zamordowałainżyniera Grudeckiego, albo była w zmowie z mordercą.Specjalnie tak zrobiła, żeby na mnie rzucić podejrzenie. Nic nie rozumiem powiedział Downar. Może mi tobliżej wyjaśnisz.Opowiedz, jak to było, dokładnie, zewszystkimi szczegółami.Wojtek poprawił się na krześle. No więc.było tak.Jak wyszedłem od inżynieraGrudeckiego, to od razu pojechałem do domu, do akademika.Byłem zmęczony, wcześnie położyłem się spać.Przedjedenastą przychodzi kolega i mówi, że w portierni jest jakaśbabka do mnie.Zdziwiłem się, bo z nikim się nie umawiałem.Pytam tego kolegę, czy to może Danka, a on na to, że to jakaśstarsza kobieta.Ubrałem się i zszedłem na dół.Rzeczywiściebabka była już nie pierwszej młodości, ale wysoka, postawna idość elegancka.Przywitała się ze mną.Była zdenerwowana.Powiedziała, że przyszła w sprawie Danki, która znalazła się wtrudnej, niebezpiecznej sytuacji i potrzebuje mojej pomocy.Dała mi kartkę od Danki. Masz tę kartkę? spytał Downar. Nie.Zostawiłem w swoim ubraniu. A co było na tej kartce? Danka prosiła, żebym zaraz do niej przyjechał z tą panią.Spytałem, o co chodzi, co się stało? A ta babka wytłumaczyłami, że urządzili na przystani nad Wisłą prywatkę, że ona niezorientowała się, co to za ludzie, że wciągnęli w ten całybałagan Dankę, że grozi jej niebezpieczeństwo i że trzeba ją ra-tować. I ty w to wszystko oczywiście uwierzyłeś? Uwierzyłem, cholera jasna.Tak mnie zatrajkowała, żeuwierzyłem. No i co było dalej? Poszedłem z nią.Wsiedliśmy do wozu i zawiozła mnie nadWisłę.Szukaliśmy jakiś czas tej meliny, ale wszędzie ciemno,głucha noc, przystanie pozamykane.Wreszcie zeszliśmy nadsamą rzekę, bo tej babce wydało się, że ktoś tam siedzi.Pewnienic się jej nie wydawało, tylko umyślnie mnie napuściła.Przechodziliśmy po takiej szerokiej desce.Ona się pośliznęła,wpadła do wody i mnie pociągnęła za sobą.Całe ubranieprzemoczyłem.Zimno, zębami dzwonię, ta jędza także.Powiedziała, że mieszka niedaleko, że pójdziemy się przebrać.Co miałem robić? Zgodziłem się.Poszliśmy.W mieszkaniudała mi bieliznę, ubranie, zrobiła herbatę, nalała po kieliszkujakiejś nalewki.Przebrałem się i pytam, co z Danką?Powiedziała, że pewnie uciekła od tej hołoty do domu.Chciałem wstać i pójść, ale mi nogi strasznie ciążyły i w głowiemi się kręciło, zupełnie tak, jakbym był pijany w sztok.Pózniejjuż nic nie pamiętam.Odzyskałem przytomność dopiero wkomisariacie.Nie wiem, co się ze mną działo, jak tu trafiłem.Musiała mi ta cholera czegoś dosypać do wódki albo doherbaty.Potem jeszcze przez dłuższy czas byłem jakotumaniony.Downar uważnie słuchał opowiadania, nie przerywając anisłowem.Dopiero kiedy Wojtek skończył mówić, spytał: Trafiłbyś do tego domu?Chłopak potrząsnął głową. Bardzo wątpię.Ja tak dobrze nie znam Saskiej Kępy.Zresztą specjalnie nie uważałem.Zimno mną trzęsło.Biegłemza tą babką, nie zwracając uwagi którędy. Nazwy ulicy nie pamiętasz? Nie. A jaki był dom? Duży? Mały? Chyba taka willa jednopiętrowa.To nie był duży dom. Furtka była? Była. A sam dom
[ Pobierz całość w formacie PDF ]