[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dopiero wszyscy razem byli w stanie ją obezwładnić i zakuć w kajdanki.Ekipa karetkiodmówiła przyjęcia jej bez policyjnej eskorty.Pózniej, kiedy w szpitalu stwierdzono, że nic jej nie jest, przyszli policjanci, zabrali ją na posterunek izamknęli w celi.To tu znalazła ją Bonnie, gdy przyszła wpłacić kaucję.- O co w tym wszystkim chodzi, do diabła? - zapytała cicho, gdy policjanci przedstawili zarzuty.- Uczę się, jak żyć wśród ludzi - powiedziała Feral.-Jeśli ci się to nie podoba, nie musisz tu być.Zapomnijo mnie.Bonnie nie odpowiedziała, podpisała kilka dokumentów i cierpliwie wysłuchała tyrady sierżanta.Potemwyprowadziła Feral na zewnątrz i odwiozła do domu.Feral nie odezwała się ani słowem, weszła po kręconych schodach i rzuciła się na łóżko, w którym spałajak zabita do następnego dnia, dnia pełni.Na plażach już szykowano ogniska.57Generał Belisarius klękaGdy nad Miastem wstawał nowy dzień, Generał Belisarius padła na kolana przed oknem wieży.W geściemodlitwy oparła dłonie o kamienny parapet.Między palcami ściskała zdjęcie swojego syna.Wyglądał na nim na bardzo chorego, niezwykle kruchego.Zrobiono je po ostatniej operacji, mającej na celu poprawienie tego, co wcześniej poszło nie tak.Wszyscyliczyli, że wyzdrowieje, że stanie się lepszy, wspaniały.Pierwszy w swoim rodzaju.Lecz gdy Zane się ocknął,nadal twierdził, że nie może poruszać kończynami.Kiedy próbowali namówić go do chodzenia po najmięk-szych powierzchniach, mdlał z bólu.Nawet leżenie na łóżku sprawiało mu ból, więc dostarczono mu łóżkowodne, które przyniosło mu ulgę.Rzuciła ostatni raz okiem na zdjęcie i odwróciła je od siebie, jakby nie mogła na nie dłużej patrzeć.Wyjrzała na Miasto, jasne, lśniące w porannym świetle, i poczuła falę spokoju, zalewającą jej ciało.Czytałakiedyś, że japońscy turyści, którzy całe życie oszczędzali, by pojechać do Paryża, dostawali histerii na jegowidok.Rozumiała ich zachowanie, bo sama czuła coś podobnego, patrząc na Miasto.Mieli rację, kryjąc jeprzed resztą świata.Było jej całym życiem.ZniadanieFeral zaspała.Gdy się obudziła, słońce przesączające się przez żaluzje pokrywało bladymi pasami woskowanedeski podłogi.Jakiś cień poruszył się i w obronnym geście wyciągnęła dłoń, zasłaniając się jak przed uderze-niem pałki.- Ostrożnie.Nie uderz mnie.Feral zmrużyła zaspane oczy, usiłując dojrzeć pochylającą się nad nią twarz.To nie był mistrz.To byłaBonnie.Przyniosła jej kawę.Feral usiadła w łóżku.Matka podała jej kubek.Zwieżo parzona.Pełna moc.Pomoże ci stanąć na nogi.- W Mieście nie w kofeinie szukamy energii - odpowiedziała niewdzięcznie, ale przyjęła kubek.Niepodnosiła wzroku, licząc na to, że Bonnie zaraz odejdzie.Tak się jednak nie stało, bez względu na to, jak bardzo pragnęła tego Feral.Jej matka uparcie tkwiła wniewielkiej, ubogiej sypialni z łóżkiem i wieszakiem na ubrania.Obrazu dopełniał rozciągający się za oknemzamglony las.Bonnie miała na sobie nieskazitelne spodnie od dresu i obcisły top, podkreślający płaski, opalony brzuch.Wkońcu Feral się odezwała:- Nie będę rozmawiać o tym, co się stało wczoraj, jeśli o to ci chodzi.Poruszyła ramionami i szyją, krzywiąc się lekko z bólu.Jednak poza nieznacznym zesztywnieniem, niemiała żadnego śladu siniaków czy zadrapań, jakie powinny się pojawić po tak poważnym wypadkusamochodowym.Bonnie tkwiła przy szybie, jakby jej uwagę skupiało jakieś niesamowite widowisko rozgrywające się zaoknem.- Nie o to chodzi.%7ładna ze mnie kucharka, ale pomyślałam, że mogłabym przygotować ci śniadanie.Odwróciła się od okna i oparła o parapet.Skrzyżowane w obronnym geście ramiona osłaniały jej ciało.Jestzdenerwowana, pomyślała Feral, ale nie mną ani moją siłą, tylko tym, że mogłabym nie przyjąć od niejjedzenia.Mimowolnie zaakceptowała propozycję.- W porządku, nie przejmuj się.Bonnie zignorowała jej słowa.- Wiem, wiem.Nigdy nie byłam najlepiej zorganizowana, ale tym razem mam coś więcej niż płatki.Ugotuję coś dla nas obu.Bekon, jajka, kiełbaski.Pełny zestaw.Lubisz tak?Feral wstała z łóżka.Miała na sobie tylko szorty i koszulkę, więc włożyła nowe ciuchy.- Niby skąd mam wiedzieć? Codziennie jem to samo.Brązowy ryż z warzywami - wymknęło jej się,chociaż nie miała ochoty zdradzać aż tyle.- No jasne.Oczywiście.- Bonnie ją obserwowała.- To nawet lepiej, że nigdy tego nie jadłaś, przynajmniejsię nie zorientujesz, jeśli wyjdzie nie tak, jak trzeba.Feral zerknęła w lustro i przeczesała dłonią włosy.- Mówiłam, żebyś się nie przejmowała.Bonnie ruszyła w stronę drzwi.- I tak wszystko już kupione, więc nie ma odwrotu.- Jeśli myślisz, że dzięki temu nie wyjdę i nie wpakuję się znów w tarapaty, możesz o tym zapomnieć! -zawołała nagle, ale Bonnie już wyszła.Feral, zaciskając pięści, usiadła na krawędzi łóżka.Nie miała wyboru.Musiała zjeść śniadanie z matką.Na dole w kominku buzował ogień, ale nie mógł ogrzać wielkiego i wysokiego pomieszczenia.Feral pode-szła do ognia i grzejąc dłonie, zapatrzyła się na porośnięty koralem miecz, wiszący nad kominkiem.Deimosprzyniósł go tutaj, gdy znalazł go, nurkując w niebezpiecznych wodach.Miecz musiał przeleżeć na morskimdnie setki lat.Za każdym razem, gdy na niego patrzyła, odnosiła wrażenie, że powinien coś znaczyć, ale nie potrafiłaprzypomnieć sobie co.Teraz też nie mogła się skoncentrować.Patrzyła, jak Bonnie wbija jajka na zupełnienowiutką patelnię.Ta kobieta nawet tego nie potrafiła zrobić dobrze: uderzała jajkiem o krawędz patelni zbytmocno, rozwalając skorupkę i żółtka jednocześnie.- Nie powinnam tego robić - powiedziała Bonnie cicho, stawiając patelnię na kuchence.Feral przewróciła oczami.58- No to nie rób.Bonnie oparła się o kuchenny blat.- Miałam na myśli, że to nie powinno być pierwsze śniadanie, jakie kiedykolwiek usiłowałam dla ciebieprzygotować.- Wzięła do ręki nóż i trzymając go niczym tasak, zaczęła z nadmierną siłą uderzać w kuchennądeskę, nierówno siekając pieczarki.- Gdyby nie ci cholerni zli ludzie, którzy cię porwali.-Nie możesz tak mówić.To nie jest takie proste, jak ci się wydaje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]