[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7łe w tym wszystkim, co o nim rozpowiadano, coś prawdy być musiało, rzeczniewątpliwa.Z uczonymi rozprawiając, podobno myśli nie taił.Potrząsanogłowami, twierdząc, że z tych rad dawanych królowi może wielkie urosnąćnieszczęście.W obozie tych, co na króla zagniewani byli, bo im nad sobą nie dawałprzewodzić, szczególniej wiele o Ostrorogu rozpowiadano, a w końcu zmyśloneczy prawdziwe poszły po rękach nowe rady, które okrzykiem zgrozy powitano.Przede dniem świętego Idziego, na który zjazd był w Piotrkowie naznaczony,wzięła się z obu stron zawierucha wielka i zaniosło na burzę.Widzieli to jużwszyscy.Królowi donoszono, że Tęczyńscy, Tarnowscy, Melsztyńscy i inni, co dawniej zkardynałem trzymali, wprost do tego zmierzali, aby pana z tronu zrzucić,królestwa pozbawić i wywłaszczyć.Gadano o tym na dworze głośno, powtarzano wyrazy tych, co się naradzali nadśrodkami, szczególniej Jana z Rytwian, starosty sandomirskiego, który zniepohamowanej mowy był znanym.Z drugiej strony, gdy wszyscy, co trzymali z królem, poczęli się ściągać zbrojnoi gromadnie, a i pułki królewskie i straże otrzymały rozkaz ciągnąć z nim doPiotrkowa, Tęczyńscy głosić zaczęli, że się na nich zamach gotuje, iż więzić ichi sądzić zamierza Każmirz za to, iż praw swych bronić chcieli.W tych to godzinach, gdy się z obu stron wybierano na nieszczęśliwą wojnędomową pomiędzy panem a poddanymi jego, naszego króla widzieć byłopotrzeba.Nam, stojącym z daleka, gniew piersi rozrywał, wrzało w tych, co Kazmirzakochali, a on tak spokojnie to znosił, tak pogodnym czołem, jak gdyby sprawęnajpowszedniejszą.W tym była zawsze wielkość i moc jego, że gniewu nie okazał nigdy, jak gdybywyżej stał nad tych, co się tam rzucali i miotali, a swej siły pewnym był, wcalesię nie troszcząc o koniec.Trzeba było widzieć tych, co go otaczali, co doradzali, Ostrorogów,Szamotulskich, księdza Lutka, Kmitów, Gorków, Czechela i innych, jak chwilispokoju nie mieli, jak nieustannie biegali, naradzali się, grozili, przynosiliwieści, obmyślali środki, a wśród tego wrzątku król stojąc, czoła nie zmarszczył.Więc ruszyło wszystko do Piotrkowa, a mnie też, więcej przez ciekawość niż zpotrzeby napraszającemu się do orszaku pańskiego, towarzyszyć dozwolono.Prawdą to jest, że nigdy jeszcze król się tak ludno i zbrojno nie wybierał nazjazd żaden.Wyglądało to, jakby jechał na wojnę, a on po drodze, dobrej myślibędąc, polował jak zwykle i bodaj o psiech swoich mówił więcej niż o tym, conas w tym Piotrkowie czekało.Gdyśmy tu przybyli, uderzyło nas zaraz, że i panowie krakowscy, i z nimitrzymający Sandomierzanie takimi kupami najechali i tak zbrojno, iż nie byłosię gdzie pomieścić.Dla królewskich straży zawczasu też miejsce na obózwytknięto dokoła zamku, a Krakowianie się ściskali i rozkładali, jak mogli.Ciasnota była wielka - który z panów nie przywiózł z sobą dla koni obroków,dla czeladzi chlebów, żywności na sprzedaż zabrakło.Z wieczora już, gdyśmy z Zadorą poszli się rozpatrywać po mieście, można byłozmiarkować, jaka się gotowała zawzięta walka.Wszyscy swoi niby, każdy, gdzie padł, tam siadł.Wielkopolanie obokKrakowian, pomieszani, ale tak się to wszystko dzieliło, koso na się patrzało,jakby do kordów porwać miało.Słyszałeś za sobą przechodząc:- Królewska służba! Czeladz jego! A to nasi!Marianek poszedł do powinowatych swych, którzy z Tęczyńskimi przybyli.Powitano go kwaśno, prawie mówić z nim nie chcąc.Zadora znajomych dawnych od Melsztyńskiego zagadnął po swojemu zuchwale:- A cóżeście to tak się uzbroili, czy stąd prosto na Prusy myślicie?!Ci mu na to:- Gołymi rękami nas nie wezmiecie, aniśmy tak bezpieczni, aby się nie miećpogotowiu.- A któż was brać myśli? - odparł Zadora szydersko.- Mnie się widzi, iżgdybyście się dawali, nikt by was nie chciał.Z wieczora na zamku ksiądz Lutek i Ostroróg zapowiedzieli królowi, iżnazajutrz przeciwko niemu wystąpią Krakowianie.- Ano, z Bogiem - rzekł król - posłuchamy!Do dnia królewscy ludzie rozkaz otrzymali, na wszelki wypadek stać pogotowiui od zamku nie odbiegać.Inni, pono bez wiadomości Kazmirza, we wrotach i wpodwórcu, u komnat króla, wszędzie podwojone ustawili straże.Gdy to zobaczyli Tęczyńscy, jeszcze ich gniew większy ogarnął.poczęli siętedy tłoczyć do izby obrad także orężno, jak gdyby się napaści obawiali i bronićdo upadłego zamierzali.W izbie samej, gdy wszedł do niej król, jam nie był, bo tam lada kogo niewpuszczano, a ścisk nastał okrutny, że i ci, co prawo mieli się tam znajdować,nie wszyscy się dostali.Z dala tylko słyszeliśmy podniesione głosy a wrzawęogromną i król zabawił długo, ale potem rozpowiadano, co się działo.Wyrwał się przodem za wszystkich znany z prędkiej a śmiałej mowy starostasandomirski i wpadł na króla, że się on zbroi na swe rycerstwo, że jenieprzyjaciółmi swymi zowie, że na nich zasadzkę gotuje.Wymówił to królowi,że Jan Kuropatwa, jakoby z jego ramienia, jadących na sejm do Piotrkowaziemian więził i ranionych trzymał pod kluczem.Dalej wyrzucał mu to, żezawsze Litwie sprzyjał więcej niż Polsce i ziemie od niej odrywał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]