[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeszcze przed podaniem pierwszego dania wdali się w drobną sprzeczkę na tematpolityki gospodarczej kraju.Bonnie postanowiła zmienić temat i zwróciła się do Matthew: Podobno pracujesz w warsztacie samochodowym? Pracowałem. Uniósł wzrok znad stołu. Matthew? Głos ojca zabrzmiał twardo. Wylali mnie dziś po południu. Za co? Co się stało?Wzruszył ramionami. To i owo.Zaczynała mnie już nudzić ta robota. Tak nie można.Musisz się na coś zdecydować.Nie jesteś już dzieckiem, Matthew.Czas, żebyśo siebie zadbał jak należy.W oczach Matthew pojawiło się szyderstwo. Oszczędz mi tych swoich mądrości powiedział przeciągle. Sam chyba raczej nie świeciszprzykładem, prawda? Matthew zaczął ojciec, lecz Bonnie przerwała mu, kładąc dłoń na jego ramieniu. Spokojnie, kochanie.Myślę, że Matthew odrobinę za dużo wypił. Racja. Chłopak pociągnął nosem. Przepraszam.Przystąpił do pochłaniania grzanki z pasztetem z takim apetytem, jakby od dawna nie miał nicw ustach.Zoe pomyślała ze smutkiem, że to możliwe.Ostatnio był bardzo wychudzony i trochęniechlujny, chyba nie dbał o siebie.Niewykluczone, że większość jego zarobków pochłaniały czynszi utrzymanie auta, a całą resztę wydawał na alkohol i papierosy, zapominając o jedzeniu.Postanowiłazapraszać go częściej do siebie na kolację, mimo że ją denerwował.Jedli w milczeniu, nie umiejącponownie nawiązać rozmowy.Natychmiast po skończeniu deseru Matthew gwałtownie wstał od stołu,przy okazji pociągnął za obrus i przewrócił szklankę. Muszę iść.Pa, tato.Pa, Bonnie.Bądzcie grzeczni. Matthew upomniał go Devlin. Kochanie, nie zwracaj uwagi. Oczy Bonnie wędrowały od Matthew do Devlina. Nie będziemysię przecież wdawać w dziecinne sprzeczki.Odprowadzając brata wzrokiem, Zoe kątem oka dostrzegła na twarzy Bonnie Gresham przewrotnyuśmieszek.Zniknął tak szybko, że prawie uznała, że wyobraziła go sobie.Prawie.Wszyscy troje wsiedli do jednej taksówki.Zoe wysiadła przy Earls Court, Devlin i Bonnie pojechalidalej, do hotelu.Na klatce schodowej zatelefonowała do Cleeve a.Nie odbierał i po kilku minutachodłożyła słuchawkę.Wtedy drzwi wejściowe stanęły otworem, ukazał się w nich Ben Thackeray,w płaszczu pociemniałym od deszczu. Co za okropny wieczór powiedział. Pomagałem koledze szukać kota, przeczesaliśmy razem znim całe Peckham. Znalezliście go? Wreszcie się udało.Siedział w piwniczce na węgiel.Niewdzięczna bestia mnie podrapała. Pokazałgłębokie skaleczenie na dłoni. Powinieneś to zdezynfekować. Nie trzeba, nic mi nie jest.Napijesz się kawy? Nie, dziękuję.Przyszpilił ją swoim jasnym spojrzeniem. Mam prawdziwą.Francuską, mieloną.Zoe odczuwała ten swój niepokój, który znaczył, że nie zaśnie jeszcze przez kilka godzin.Może lepiejnie spać po dobrej kawie, niż spędzić noc na przewracaniu się z boku na bok i zadręczaniuwspomnieniami okropnego wieczoru. Dobrze.Wpadnę na chwilę.Dziękuję.Weszli do pokoju Bena.Przewiązał zadrapanie niezbyt czystą chustką do nosa i wsypał kawędo dzbanka. Siadaj powiedział.Niby gdzie? pomyślała.Obok rozkładanego stolika, przy którym przyrządzał kawę, stały dwa krzesła.Na jednym była sterta książek, na drugim para butów.Sofę zajmowały książki, pogniecione koszuleoraz gazety. Zrzuć na podłogę poradził.Nie potrafiąc znalezć wolnego skrawka podłogi, Zoe jęła składaćkoszule.Ben tymczasem rozejrzał się bezradnie wokół. Kubki, kubki& mruczał pod nosem. Proszę. Zoe sięgnęła po stojące obok sofy naczynie z czarną obwódką na dnie. Umyję postanowił.Położyła stosik złożonych koszul na komodzie.Woda zdążyła się zagotować, zanim Ben wróciłz kuchni.Wlał wrzątek do dzbanka i westchnął z lubością. Jak w Paryżu. Znasz Paryż? Mieszkałem tam przed wojną. Ja także.Co robiłeś? Brałem udział w ekspedycji archeologicznej w Clichy.A wieczorami dorabiałem jako barman.Zoe przypomniała sobie pudło pełne kamieni. A więc jesteś archeologiem? Usiłuję nim zostać.Skończyłem historię i otworzyłem przewód doktorski jeszcze przed wojną.Teraz zamierzam skończyć pisać przeklętą pracę, o ile się wcześniej nie zastrzelę.Następniepowinienem dokonać jakiegoś wspaniałego odkrycia archeologicznego.A ty? Pracuję w domu towarowym.Uśmiechnął się szeroko. Wyobrażam sobie, jak sprzedajesz sukienki z lodowatą uprzejmością. Pracuję w biurze odparła sztywno. Zawsze to robisz? Co takiego? Czy zawsze sprzątasz ludziom pokoje?Wlepił wzrok w gazetę, którą właśnie wygładzała, aby ją dodać do ułożonego przez siebie schludnegostosiku. Tylko bałaganiarzom rzekła znacząco. Cukier i mleko? Tylko mleko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]