[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozejrzała się za kimś, kto mógłby uspokoić rozhisteryzowanychuczniów, ale nie widziała żadnych dorosłych.Jej wzrok przyciągnęłyzielone i czerwone dekoracje z bibuły.Hałas był oszałamiający, nie dało się usłyszeć nawet krzyku.Przedzierając się przez tłum ludzi próbujących się wydostać, dostałasię na drugą stronę sali.Stała tam Caroline, blada, w koronie KrólowejZniegu.Bonnie pociągnęła ją do mikrofonu.- Jesteś dobra w mówieniu.Powiedz im, żeby weszli do środka inie wychodzili! Niech zaczną zdejmować dekoracje.Potrzebujemywszystkiego, co się pali - drewnianych krzeseł, śmieci, wszystkiego.Powiedz im, że to nasza jedyna szansa! - Caroline gapiła się na nią,przestraszona i zdezorientowana.- Masz teraz koronę, więc zachowujsię jak królowa!Nie czekała, żeby zobaczyć, czy Caroline posłucha.Wmieszała sięznów w tłum.Po chwili usłyszała Caroline w głośnikach, najpierwmówiącą z wahaniem, potem coraz bardziej zdecydowanie.Kiedy Elena znowu otworzyła oczy, w komnacie było całkiemcicho.138RS- Elena?Spróbowała się skupić na ochrypłym szepcie.Odnalazławzrokiem zielone, pełne bólu oczy.- Stefano - powiedziała.Pochyliła się w jego stronę, żałując, żenie może się poruszyć.Nie miało to sensu, ale czuła, że gdyby tylkomogli się objąć, wszystko byłoby dobrze.Usłyszała dziecinny śmiech.Nie obróciła się w jego stronę, aleStefano to zrobił.Zobaczyła jego reakcję, wyraz twarzy zmieniającysię tak szybko, że ledwo dało się go rozpoznać.Szok, niedowierzanie,cień radości, a potem przerażenie.Przerażenie, które w końcusprawiło, że jego wzrok stał się pusty.- Katherine - wykrztusił.- To niemożliwe.Nie.Ty nie żyjesz.- Stefano.- spróbowała Elena, ale nie odpowiedział.Katherinezasłoniła usta dłonią i zachichotała.- Ty też się obudz - powiedziała, spoglądając w bok.Elenapoczuła spiętrzenie mocy.Po chwili głowa Damona podniosła siępowoli.Zamrugał oczami.Na jego twarzy nie było zdziwienia.Odchylił głowę, zmrużyłoczy i przez chwilę wpatrywał się w Katherine.Potem na jego ustachpojawił się słaby i bolesny, ale zauważalny uśmiech.- Nasze słodkie białe kocię - wyszeptał.- Powinienem był siędomyślić.- Ale się nie domyśliłeś, prawda? - Katherine wyraznie bawiła sięjak dziecko.- Nawet ty nie zgadłeś, wszystkich oszukałam.-Roześmiała się znowu.- To była świetna zabawa patrzeć na ciebie,kiedy ty patrzyłeś na Stefano i żaden z was nie wiedział, że tamjestem.Raz nawet cię zadrapałam.- Zginając palce jak pazury,machnęła ręką jak kot uderzający łapą.- W domu Eleny.Tak, pamiętam - powiedział powoli Damon.Nie wyglądał na wściekłego, był raczej nieco rozbawiony.- Cóż, zpewnością jesteś łowcą.Dama i tygrys, tak.- I wrzuciłam Stefano do studni - przechwalała się dalejKatherine.- Widziałam, jak walczycie.Podobało mi się to.Poszłam zaStefano aż do skraju lasu, a potem.- Klasnęła w dłonie, jak ktoś139RSłapiący owada.Otworzyła je powoli, zaglądając do środka, jakbynaprawdę coś złapała, i zachichotała do siebie.- Chciałam wciąż się znim bawić - wyznała.Wysunęła dolną wargę i obrzuciła Elenęnienawistnym spojrzeniem.- Ale ty go zabrałaś.To było niegrzeczne,Eleno.Nie powinnaś była tego robić.Przerażająca dziecięca przebiegłość zniknęła z jej twarzy i przezmoment Elena zobaczyła płonącą nienawiść zranionej kobiety.- Zachłanne dziewczynki zasługują na karę.- Katherine podeszłado niej.- A ty jesteś zachłanna.- Katherine! - Stefano mówił teraz szybko.- Nie chcesz nampowiedzieć, co jeszcze zrobiłaś?Zaskoczona wampirzyca cofnęła się o krok.Wyraznie jednak jejto schlebiało.- Cóż, skoro naprawdę chcesz usłyszeć - powiedziała.Skrzyżowała ramiona na piersi i okręciła się w szybkim piruecie.- Nie- rzuciła radośnie, odwracając się i wyciągając palce w ich stronę.-Sami zgadnijcie.Zgadujcie, a ja wam powiem dobrze albo zle.Nojuż!Elena przełknęła ślinę, rzucając okiem na Stefano.Nie widziałasensu w tej grze na zwłokę; koniec i tak był nieunikniony.Ale jakiśinstynkt kazał jej trzymać się przy życiu tak długo, jak to możliwe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]