[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Hm.Wyglądało na to, że jest dwóch Robinów: jeden, wielbicielRingo, gotów ulec kaprysom straszliwych starców plemienia i znieśćwiele bólu, byle tylko móc walić w bęben, i drugi, dobosz dżungli,dobrowolnie przechodzący przez czyściec wtajemniczenia, aby po-siąść władzę nad starszyzną.Albo nawet stanowił połączenie.A, do153diabła z tym wszystkim, wracaj do swojej sprawy, policjancie! Więc ty i starcy moglibyście powiedzieć mi więcej? Oczywiście.Nie o wiele nas pan pytał. Czy Aron wiedział, że grasz na bębnie? No myślę.Musiał słyszeć, a mogłem to robić tylko ja. Dlaczego? Kapłan w wiosce był bratem mojej matki.Jestem jedynym,który może to robić. A czy nie ma znaczenia, kto jest twoim ojcem? Absolutnie.Czy nie powiedziano panu, że jesteśmy społecz-nością matriarchalną?Chłopak z całą swobodą, choć bez żadnej zarozumiałości, spoj-rzał na niego przeciągle, wyzywająco. No więc, co jeszcze wiesz? Nie można powiedzieć, że wiem.w każdym razie nie tak,jak wy to rozumiecie.z odciskami palców i tak dalej.Ale to nie byłnikt z chaty mężczyzn, to pewne.Nie spałem całą noc, bo bolałymnie plecy i byłbym słyszał, gdyby się ktoś ruszał. Słyszałbyś? Poruszają się za cicho, żebyś ich mógł słyszeć. Ale ja bym słyszał.Jestem jednym z nich. A jeżeli chodzi o kobiety? Wykluczone.Kręciły się wokół niego, jak dzieciaki wokółnauczyciela, przynosiły mu piwo, zwijały papierosy, wycierały munos, kiedy miał katar.I nawet nie rzuciły okiem na swoich męż-czyzn.To było strasznie niesprawiedliwe! A Ewa i Paul, jak to przedtem sugerowałeś? Musieliby to zrobić wspólnie, prawda? A Ewa za nic niechciałby zniszczyć swego prywatnego zoo.On ma nas tu wszystkich154jak myszy w laboratorium, więc po cóż miałby pozbawiać się tejzabawy dlatego tylko, że jakiś stary grzyb sobie tego życzy? A więc uważasz, że to nikt z tego domu? Nikt.Naprawdę jest tylko jedna osoba, która mogła to zrobić. Tylko że to wszystko, co mówisz, to nie są fakty. Byłyby to dla pana fakty, gdyby pan żył wśród tych ludziczternaście lat i obserwował ich zachowanie.To prawda.W tym cała bieda, jeżeli chodzi o pracę policji.Czło-wiek włącza się w jakąś sprawę, chce prymitywnym nożem z epokikamienia badać delikatne tkanki powiązań międzyludzkich, aleoczywiście niszczy znacznie więcej, niż odkrywa.A to, co zobaczy,nie jest już tym samym, co przed jego przyjściem, bo pozostają śladyzniszczenia.Zadaje się pytania, które wystawiają na niszczące dzia-łanie światła te tkanki, które są zdolne przetrwać i pełnić swe zada-nia tylko w osłaniającym je mroku.Pibble westchnął i otrząsnął się.Spraw sądowych nie opiera sięna tak ulotnych elementach.Liczą się tylko fakty. Okay powiedział. Spróbuję sobie wmówić, że to, co się ztobą dzieje, nie jest moją sprawą, jeżeli ty się postarasz przekonaćstarców, żeby mi powiedzieli wszystko, co wiedzą.Myślę, że wiem,kto jest tą jedyną osobą, którą masz na myśli, ale to jest dla mnie bezznaczenia, skoro nie mogę tego dowieść.Ponownie przeprowadzęrozmowę z panią doktor, a potem będę chciał rozmawiać po kolei zmężczyznami.Mogą poczekać na mnie w świetlicy seniorów.Jakjuż się przygotuję, będę ich prosił do małego pokoiku na drugimpiętrze.Potem odeślę ich do ciebie, żeby ci pomogli wszystko przy-gotować.Kiedy zaczynacie?155 Po kolacji powiedział Robin. Czy mógłby pan przyjść ko-ło wpół do dziewiątej?Paul był sam w jasnym pokoju na dole i malował w dziwny spo-sób: jednym powolnym pociągnięciem pędzla z góry na dół nakładałna arkusz białego papieru szeroki pas pomarańczowej farby plaka-towej.Pasy te wychodziły zdumiewająco prosto i gładko, z pochylo-nego pędzla farba spływała tak równo, jak gdyby w rękojeści znaj-dował się pojemnik.Paul pracował nad tym arkuszem, aż przesłoniłcałą jego niewinną białość pomarańczowymi pasami.Potem odłożyłpędzel, obrócił papier o sto osiemdziesiąt stopni i badał każdy pasekpo kolei.Następnie zgniótł arkusz i rzucił go na podłogę, na którejznajdowało się już około dwudziestu takich kulek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]