[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aplikacja była zbyt podstępna i zbyt głęboko zakopana, bymógł polegać na zwykłym jej usunięciu.Istniało zbyt wiele potencjalnych kry-jówek, zbyt dużo sposobów na oszukanie protokołów wyszukujących.Jedynymsposobem na pozbycie się potwora było wyrzucenie go razem z całą pamięcią.Lubin, pochylony nad deską rozdzielczą, czytał kolejne ustępy z arkanówdiagnostycznych i rzucał kolejne komendy przez ramię.Za jego plecami Ciarkę -zakopana po łokcie z kryształach i obwodach - odwalała za niego faktyczną robotę.Lubin powiedział jej, którą kartę wyciągnąć, więc tak zrobiła.Powiedział, którątablicę zedrzeć z powierzchni przy użyciu trójzębnego narzędzia z delikatnymi,cienkimi jak wąsy palcami.Posłuchała go.Czekała, gdy przeprowadzał testy iretesty reszty systemu, zmuszając poddane lobotomii urządzenie do ponownejuległości, w każdej chwili gotowa wyciągnąć wtyczkę, gdyby pozostałości popotworze jakimś sposobem się zachowały.Usatysfakcjonowany, że Miki jest wkońcuczysta, Lubin kazał Ciarkę zablokować system i odpalić ponownie.Bez pytaniazrobiła, co kazał.Nigdy nie powiedział jej wprost, żeby zniszczyła zainfekowany komponent.Tobyłoby stanowczo zbyt proste.Koniec końców, było częścią jej samej.Nie wiedziała dokładnie, jak.Perwersyjną logikę, która stworzyła i spaczyła teelektroniczne demony należało zostawić hakerom i ewolucyjnym ekologom.Jednakod samego początku stanowiła szablon.To ona dała temu początek.To stanowiłoodbicie, jakkolwiek perwersyjne, samej Lenie Ciarkę.I choć mogłoby wydawać sięto irracjonalnie, nie potrafiła pozbyć się wrażenia, że potwór ten wciąż zawdzięczałcoś osobie z krwi i kości, która stanowiła jego model.Ona również bardzo długożyła gniewem i nienawiścią.Być może więc te odbicia wcale nie były aż takzniekształcone.Postanowiła to sprawdzić.Nie była żadnym mistrzem programowania.Nie wiedziała nic na temattworzenia ani okrajania oprogramowania.Wiedziała jednak, jak połączyć ze sobąprefabrykowane komponenty, a szafki i schowki na rękawiczki Phocoeny wprostpękały od tego w szwach po pięciu latach służby.Ta mała łódz podwodnaprzetransportowała tysiące instrumentów pomiarowych do Niemożliwego Jeziora,by pózniej służyć przy wszystkich naprawach i przeglądach.Pokonała termokliny ikomórki Langmuira, rozsiewając dryfkotwy i urządzenia nagrywające w kolumniewody.Szpiegowała korpów, przenosiła zapasy i generalnie służyła jako końpociągowy w stopniu znacznie wykraczającym poza założenia jej projektantów.Popięciu latach na jej pokładzie nazbierało się dostatecznie dużo klocków, którymiLenie Ciarkę mogła się bawić.Na dnie szuflady znalazła płytę Cohena, do której podłączyła baterię oraz chip zpospolitym systemem operacyjnym.Siateczka cienkich jak wąsy włókien rozbłysłana krótko pomiędzy nowymi komponentami, gdy procedury autowykrywania płytyobwąchały je i zaczęły wymieniać zwyczajowe uprzejmości.Nieco dłużej zajęło jejznalezienie interfejsu użytkownika.Nie mogła ryzykować połączeniabezprzewodowego.Ostatecznie wygrzebała stary światłowodowy zestawwizualizacyjny ze zintegrowaną klawiaturąpodczerwoną, po czym podłączyła ją do urządzenia.Kolejna migotliwawymiana potwierdzeń.Wsunęła zestaw na głowę.Pastelowa klawiatura kwitowała przed nią.Wyciągnęła dłonie.Podczerwone oczy zestawu obserwowały ruchy jej dłoni wpustej przestrzeni i przenosiły obraz prawdziwych palców na iluzoryczne klawisze.Wywołała mapę płyty Cohena, wzniosła mur wokół garstki pustych gniazd, wycięłapojedynczą bramę i zabezpieczyła wszystko dokładnie od zewnątrz.Na wszelkiwypadek wyznaczyła też przycisk alarmowy - unosił się teraz na skraju polawidzenia, niczym pomarańczowa iskra w przestrzeni wirtualnej.Nie musiała nawetwyciągać ręki, by go dotknąć.Samo skupienie na nim wzroku wystarczyło, abykompletnie zamrozić system.Tego rodzaju zabezpieczenia miały jednak swojącenę.Zestaw nie współgrał z fotokolagenem.Jej oczy musiały być nagie przez całyczas trwania spotkania.Zdjęła zestaw wizualizacyjny i przyjrzała się własnemu dziełu w świecierzeczywistym - dwóm maleńkim wielościanom foremnym i światłowodowiwychodzącemu z zapadniętej siatki pustych gniazd.Rzadka, kwadratowa siećszmaragdowych nici łączyła ze sobą wtyczki.Tuż obok połyskliwa, szkarłatnagranica oddzielała prostokątny kawałek wolnej przestrzeni.Całość była całkowicie niezależna i wyizolowana.%7ładnych anten, żadnychinterfejsów bezprzewodowych, nic, co mogłoby wysłać sygnał z tego urządzenia doinnego.%7ładen z podpiętych do płyty komponentów nie stanowił drogi ucieczki.Ciarkę przyjrzała się zainfekowanemu i wyciętemu płatowi mózgu Miki -maleńkiemu naszyjnikowi z procesorów optycznych i chipów pamięci leżącemu najej dłoni.O ile wiedziała, w ich wnętrzu nic nie zostało.Sama pamięć byłanieszkodliwa, ale kto mógł stwierdzić, do jakich uszkodzeń doszło podczasegzorcyzmów? Przypomniała sobie słowa wyzwania, które rzuciła Kenowi Lubi-nowi - skąd wiesz, że nie dam rady obudzić tego skurwysyna jednym pocałunkiem?- ale zasadniczo nie miała pojęcia, jak się do tego zabrać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]