[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na pewno będą jakieściekawe filmy.Ja już muszę kończyć, bo Emilcia zaraz się obudzi, a jeszcze jej zupki nieprzetarłam.No to całuję cię i wszystkiego dobrego.Mam nadzieję, że nie jesteś zły?– Nie.Oczywiście, że nie.Idź, przetrzyj zupkę i pozdrów tam wszystkich ode mnie.W ostatnim dniu dwudziestego wieku poszedł do mięsnego.Złożył pani Róży życzenianoworoczne, a przy okazji pożalił się na swój los.Okazało się, że ona też jest sylwestrowo niezagospodarowana, więc zaprosił ją do siebie i jakoś tak, od słowa do słowa…i od fajerwerków do fajerwerków…Czuł się przy niej wspaniale: odzyskał wiarę we własne siły i nabrał pewności, że od piętpo przedziałek wypełniony jest nieprzeciętną życiową mądrością oraz imponującą elokwencją.Ta kobieta przez dwa lata była jego objawieniem, linką holowniczą i nadzieją na lepsze jutro…Przyzwyczaił się, że żyje w dwóch wymiarach: pierwszy okupowały rodzinne troski i rozterki,drugi należał tylko do niego i Róży.W tym pierwszym był nijaką zrzędą, w drugim – boskimmężczyzną.Nietrudno zgadnąć, który bardziej mu się podobał.Poddał się temu drugiemuwymiarowi bez reszty i tak się w nim zatopił, że z czasem stracił początkową czujność i dbałośćo pozory.Jego instynkt stępił się do tego stopnia, że zapomniał nawet o zatrzaskiwaniu drzwina górny zamek, którego nie dało się otworzyć od zewnątrz.Pewnego wieczora to właśnie gozgubiło…Kiedy Janina weszła do mieszkania, usłyszała dochodzący z dużego pokoju głos spikerakomentującego mecz piłki nożnej.Przez szybę w drzwiach przebijały się drobne smugi światła.Sceneria była tak banalna i dobrze znana, że Janina aż się sama do siebie uśmiechnęła.Niezapalając światła w przedpokoju, nacisnęła klamkę i weszła do salonu.To, co zobaczyła, omalnie przyprawiło jej o zawał serca: mąż siedział na kanapie i oglądał mecz, a obok leżała jakaśkobieta, z głową opartą wygodnie na jego kolanach.Głaskał ją po włosach i nie przestał nawetwtedy, gdy odwrócił wzrok i spostrzegł oniemiałą żonę.Sam też nie mógł wydobyć z siebiesłowa.Kobieta nie reagowała.Może drzemała, a może leżała tylko z przymkniętymi oczyma, niemając pojęcia, co się dookoła niej dzieje.– Co ty tu robisz? – Bernard pierwszy odzyskał mowę.– Nie dzwoniłaś, że przyjdziesz…Obca kobieta uniosła głowę i popatrzyła nieprzytomnie.Chyba jednak drzemała i niezdążyła jeszcze stwierdzić, czy to, co widzi, należy jeszcze do snu, czy już do jawy.– Kto to jest? – wykrztusiła żona.– To? To jest… pani Róża z mięsnego… przyszła na mecz.To była najgłupsza odpowiedź, jakiej w życiu udzielił.Do dziś wzdrygał się na samowspomnienie tego zdania, bo wiedział, że obraził nim obydwie kobiety.Jedna podniosła sięwtedy szybko i po chwili czmychnęła zawstydzona z mieszkania.Druga natomiast osiadła w nimna dobre i nigdy więcej nie nocowała u córek, nawet kiedy Amelia miała grypę.Bernard wolałby, żeby ta, która uciekła, pozostała przy nim, a ta, która została, uciekła.Wiedział jednak, że tak być nie może – czuł moralny obowiązek trwania u boku prawowitejmałżonki, choćby kosztem własnego szczęścia.Od tej pory musiał hamować gniew, a początkowo nawet łzy, kiedy ktoś wątpił w jegoprzywiązanie do rodziny.Zapisanie domu córkom było niczym w porównaniu z tym, coprzeżywał, rezygnując z Róży.Mierząc miłość do rodziny, położył na wadze swój ból, żali tęsknotę, a oni na przeciwległej szali niezmiennie układali słoiki z przecieranymi marchewkamii telefoniczne debaty o tym, co było i co będzie na obiad…Nigdy więcej nie spotkał swojej odkrytej na stare lata miłości.Po kilkunastu dniachod wpadki udało mu się wreszcie uciec spod czujnego oka małżonki.Pobiegł wtedy do sklepu,ale za ladą stała jakaś zasuszona sekutnica z twarzą bez śladu uśmiechu, nie mówiąco dołeczkach.Dowiedział się od niej, że pani Róża ponad tydzień temu zwolniła się z pracy.Na kolejne pytania nie uzyskał odpowiedzi.– A skąd mam wiedzieć, w jakim teraz sklepie robi? – Wzruszyła ramionami sekutnica.– Nie opowiadała mi się przecież.Przejęłam stoisko i tyle.Może ona wcale do innej pracy nieszła, tylko na chorobowe? Bo źle wyglądała… jakoś tak mizernie…Wlókł się do domu noga za nogą, patrząc na szare płyty chodnika.Nie mógł zadzwonićdo Róży, bo nie miał telefonu komórkowego, a domowy był na podsłuchu.Ale znał jej adres.Pójść? Nie pójść? A jeśli pójść, to po co? Co miałby jej powiedzieć? „Przepraszam”? Nieposzedł.Ból malał, w końcu zamienił się w nostalgiczne wspomnienie, które tylko od czasudo czasu boleśnie kłuło w serce.Bernard nie miał ani jednego zdjęcia Róży i wątpił, czyrozpoznałby ją dzisiaj na ulicy.Chyba tylko po tych dołeczkach… Obrazy zacierały się corazbardziej, wiedział jednak, że nigdy nie wyrzuci jej z serca.Po pierwsze, przez siłę uczucia,którego sam się nie spodziewał i które zrozumiał dopiero wtedy, kiedy ją stracił.A po drugie,o ironio, przez własną żonę, która robiła wszystko, by nie zapomniał o swoim występnymromansie.Janina przyjęła postawę ascetyczną – nie ukrywała, że bardzo cierpi i czuje się skrajnieosamotniona z mrocznym sekretem, który musi skrywać przed córkami i resztą świata, więc niemoże liczyć na wsparcie czy dobre słowo.Tego, co mówił mąż, nie chciała słuchać.Kiedy tylkootwierał usta, dostawała spazmów i kazała mu się wynosić do drugiego pokoju.Potem już niepłakała i go nie przeganiała, ale ostentacyjnie odmawiała jakiejkolwiek rozmowy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl