[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Maddy zawsze chętniepoświęcała czas każdemu, kto tego potrzebował.Do niej samej to jużsię nie odnosiło.- Przepraszam - wymamrotała, popijając powoli herbatę.Z zaciekłością osoby, która zawsze stara się górować nad innymi,Maddy pośpieszyła natychmiast wykorzystać swą przewagę. - I zgadzasz się ze mną co do przekąsek na turnieju wista?- Och, na pewno masz rację.Jesteś ekspertem w sprawachwioski, a ja tylko odludkiem, który od czasu do czasu wysuwa głowęz domu, by ludzie nie zaczęli gadać.- Tessa wstała.- Muszę lecieć.Spotykam się z Nickiem w szpitalu o szóstej.A przy okazji - dodałaidąc do drzwi - powiedziałam wszystkim, żeby przynosili jedzenie dociebie, tylko od paru osób zabiorę je sama.Kanapki robimy tutaj, takjak zwykle?- Hm? - mruknęła Maddy, mając głowę zaprzątniętą własnymisprawami.- Aha, oczywiście.Nick wprowadził Tessę do pokoju, jak gdyby chciał pochwalić sięswym dobrym uczynkiem.Nie mógł już dłużej rozmawiać z Colinemna temat swego małżeństwa, lecz za nic w świecie nie chciał, byprzyjaciel do końca życia uważał go za drania; nie mogąc wyrazićskruchy, postanowił ją zademonstrować.Trudno powiedzieć, czy Colin coś zauważył.Tessa przycupnęłaprzy jego łóżku i wzięła go za rękę.Nick siedział za nią, pochylony doprzodu, podrywając się z rozpaczliwą gotowością przy najmniejszejokazji do okazania pomocy. Podaj mi zlewkę" - prosiła Tessa odczasu do czasu lub też - Podaj chusteczkę".Gdy weszła pielęgniarka,skoczył na równe nogi gotów poruszyć góry, gdyby tylko poprosiła.- Chyba trzeba zwilżyć mu usta - odezwała się Tessa do siostry.Przyszła Sophia i natychmiast dała znak Tessie, by pozostała naswoim miejscu.Następnie chwyciła pudełko chusteczek, nerwowo wnich pogrzebała i rozszlochała się.Nagle Colin, leżący dotąd bezruchu, stał się niespokojny.Tessa wystraszyła się nie na żarty.- Col? Masz bóle? Bardzo ci dokuczają? - dopytywał się Nick, agdy przyjaciel skinął głową, wyszedł pośpiesznie z pokoju.- Dostał wszystko, co możemy mu dać - rzekła do Nickapielęgniarka.- Tylko lekarz.- Więc proszę sprowadzić lekarza.- Ale doktor.- Proszę go sprowadzić.Dwadzieścia minut pózniej przybył lekarz z pielęgniarką, niosącąnaczynie pełne bandaży.Tessa, Nick i Sophia wyszli.Kiedy doktor zsiostrą opuścili wreszcie pokój Colina, wsunęli się cichutko zpowrotem i usiedli w milczeniu.Chory spał. - Chodz - rzekł wreszcie Nick, obejmując delikatnie Sophię.-Zabieramy cię do domu.Pożegnaj się z nim.Pozwoliła, by podprowadził ją do łóżka i posłusznie ucałowałamęża.Nick ujął Golina za rękę.Tessa pocałowała go w czoło.Nieociągali się z wyjściem.- Pojedziemy twoim - zadecydował Nick.- Mój zabiorę pózniej.Zatrzymali się na podjezdzie przed domem Petchelów.Drzwiotworzyła im Magda.Sophia przeszła obok niej bez słowa.Poruszałasię szybko, mając oczy na wpół przymknięte, a ręce sztywnowyciągnięte przed sobą.Zupełnie jak niewidoma, lękająca sięprzeszkody na drodze.Wkrótce zniknęła gdzieś w saloniku.Magdazatrzymała Nicka i Tessę w holu.- Ktoś powinien z nią zostać dziś w nocy - powiedziała Tessa.- Ja zostanę - oświadczyła Magda.Wciąż nie zapraszała ich, byweszli dalej.- Ja tylko.- zaczął Nick i przecisnął się obok Magdy,zmierzając do saloniku.- Czy mogę.- Tessa posłyszała jegopierwsze słowa.Zaczekała.Nick wrócił po chwili, poczerwieniały na twarzy.- Czy coś między wami zaszło? - spytała, gdy jechali z powrotemdo szpitala, by zabrać samochód Nicka.- Nic.- Czymś się zdenerwowałeś.- Zastałem u niej jakiegoś faceta.Był dość młody.Wyglądał nacudzoziemca.- To pewnie ten Pieter.- Siedział na krześle Colina, tak jakby był u siebie w domu.Resztę drogi przebyli w milczeniu.Wreszcie zatrzymali się naparkingu.Wysiadając z samochodu Nick powiedział:- Pójdę na moment do swojego pokoju.Zrozumiała, że chodzi ojego pokój na uniwersytecie.- O tej porze? Jest prawie dziesiąta wieczór.- Nie masz nic przeciwko temu, prawda? Chciałbym posiedziećchwilę w spokoju.- A więc idz - odparła, wrzucając wsteczny bieg.- Ja odbiorę - zawołała Maddy ostrym tonem.Jej głos sprawił, iż Robert zadrżał cały.Nakładał właśnie płytę naadapter i nie mógłby postąpić wbrew woli żony, nawet gdyby chciał.Przyciszył gramofon, po czym szybko podszedł do drzwi i przyłożyłdo nich ucho.- Tak.- Nastąpiła pauza, po której jej głos przycichł.- Spróbuję -brzmiało następne słowo, jakie udało mu się pochwycić, potem znów:- Tak.Usłyszał trzask odkładanej słuchawki i odskoczył od drzwi.Jejstopy natychmiast zadudniły po schodach.Trzy minuty pózniej - niedłużej - zajrzała i rzuciła jakieś zdanie tak szybko i niewyraznie, żenie udało mu się wyłowić poszczególnych słów.Chyba miało to cośwspólnego z Phoebe i jakimiś kłopotami.- Co powiedziałaś? - spytał bezradnie, ale już jej nie było.Pośpieszył za nią i ujrzał, jak drzwi frontowe się zamykają.- Copowiedziałaś?! - krzyknął, otwierając je gwałtownie.Wyszedł przed dom.Gdy dotarł do alejki, gdzie stały samochody,Maddy już odjeżdżała.Twarz miała skrytą w mroku, dopóki nie padłona nią światło latarni, kiedy wóz wytoczył się na ulicę.- Maddy!Okienko samochodu otworzyło się na cal.- Zaraz wracam! - zawołała i ruszyła gwałtownie z miejsca.Maddy odjechała.Nagle zrobiło się bardzo cicho.Po paruminutach Robert doszedł do wniosku, że żona nie skręciła w prawo wkierunku farmy Pecków, lecz w lewo, na Fetherstone.Usiłowałprzypomnieć sobie odgłos oddalającego się samochodu, ale na nic tosię nie zdało.Nie miał pewności.Klnąc siebie samego za to, że w poręnie słuchał dość uważnie, wrócił do domu.Jego kroki na żwirzedzwięczały nad wyraz głośno.Nagranie skończyło się.Igła adapteru ślizgała się i przeskakiwałabezużytecznie.Robert zdjął i odłożył płytę.Potem usiadł i zapaliłfajkę.Wreszcie, niemal wbrew swej woli, wstał, poszedł do holu isięgnął po bloczek telefoniczny Maddy.Znalazł nazwisko Pecków idługo wpatrywał się w figurujący obok numer.Podjął decyzję ichwycił za słuchawkę.- Roy, przepraszam, że przeszkadzam.Mówi Robert Storr.Czyprzypadkiem nie ma u was mojej żony?- Niestety, Robercie - wycedził z wolna Roy.- Tu jej nie ma.Poczekaj chwilę, zapytam Phoebe.- Szczerość przebijająca z głosuPecka budziła w Robercie obrzydzenie. - Nie, nie fatyguj się.Maddy coś mi przekazała, a ja chyba niedość uważnie słuchałem.Przepraszam, że cię niepokoiłem, stary.Dobranoc.Kropelki potu wystąpiły mu na czoło.Podszedł do drzwi,wychodzących na tył domu, otworzył je i stanął w ostrym powietrzu,obserwując przelatujące przez ogród nietoperze.- Niech to szlag - powiedział nagle do przykrytego na zimękrzewu morwy.Wrócił żwawo do holu, gdzie bloczek Maddy nadal spoczywałobok telefonu.Tym razem poszukał numeru Brierleyów.Wróciwszy do domu Tessa natychmiast pobiegła na górę, byprzygotować sobie kąpiel.Gdy dotarła na podest, zaczął dzwonićtelefon.- Halo - rzekła bez tchu, chwytając słuchawkę w sypialni.Nie usłyszała odpowiedzi.Pobiegła wzrokiem do okna (niezaciągnęła jeszcze zasłon), ku czerni na zewnątrz i swemu własnemuodbiciu w szybie.Wiedziała, że nikt się nie odezwie.Po chwili w Jasmine Cottage ktoś bardzo ostrożnie odłożyłsłuchawkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]