[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystko skończone! - lamentował Gaston.- Niemamy nic, ani pensa.- Powiedziałem ci, że wszyscy dostaną zapłatę - odezwał siępoirytowany Michael.Nie był przygotowany na utratę Gabriela.Pokryta sadzą twarzGastona poczerwieniała.- Nie mamy dokąd pójść, monsieur - powiedział z godnością.Michael poskromił gniew.Gabriel dbał o nich, o bezdomnych emigrantów z Francji.W jakiśprzedziwny sposób znajdował dla nich pracę, mieszkanie, dziękiMichaelowi, dzięki innym klientom.Teraz Gabriel umarł.Nie byłogo.Kto zajmie się jego podopiecznymi, kiedy umrze Michael? Idz doHotel du Piedmonts.Wszystko opłacę.Powiedz conicrtfe, jakichpotrzeba wam ubrań.On się tym zajmie.Merci, monsieur.- Gaston wyraznie odzyskał rezon.- Czy mogęzająć się pochówkiem monsieur Gabriela?Na wypadek własnej śmierci Michael poczynił stosowne zapisy.Czy Gabriel zrobił to samo?Czy miało to zresztą znaczenie?Pogrzeb nie wskrzesi zmarłego.Nie.Zajmę się tym sam.Jeszcze nie teraz.Teraz musiał zadbać o własne bezpieczeństwo.Nie wiedział, w kogo teraz uderzy tamten człowiek.Ani kiedy.Czy zabójca Gabriela kryje się obecnie w tłumie gapiów, popijającpiwo imbirowe?Czy planuje następną nocną wizytę?Czy spróbuje zabrać Annę? Albo ją zabić?Michael nie wsiadł do dwóch pierwszych dorożek, które zatrzymał.Dorożkarze wyzywali go od najgorszych, ale on kazał jechać dopierotrzeciej.Bijący od niego zapach spalenizny tłumił woń pleśni, dobywającąsię ze skórzanego siedzenia dorożki.214Po cichu wszedł do domu.Nawet woń hiacyntów nie potrafiła zabić w jego nozdrzach odoruspalonego ciała.Chciał się wykąpać.Chciał Annę.Chciał, by wreszcie skończył się koszmar.Spod marmurowych schodów wynurzył się John, złotowłosy lokaj.Michael przystanął w pół kroku.Przykazał Johnowi strzec Annę.Gdy jednak popatrzył w bławatneoczy służącego - w oczy, w których odbijało się zbyt wiele ubóstwai zbyt wiele perwersji - zrozumiał, że Annę odeszła.Lokaj sięgnął do wewnętrznej kieszeni swej czarnej marynarki iwyciągnął kopertę.- List do pana, sir.Michael stężał od środka.Do jasnej cholery! Nie może jej stracić!- Gdzie ona jest? - warknął, dobrze znając odpowiedz.Tamten człowiek brał wszystko!- List, sir - powiedział spokojnie John.- Polecono mi go panuprzekazać.Michael nie chciał czytać żadnego głupiego listu.Chciał Annę.Chciał wiedzieć, dla kogo złoto było cenniejsze niż życie wieluludzi.- Gdzie jest Raoul?- Powiedziano mi, że list wszystko panu wyjaśni, sir.Przemocą niczego by nie zdziałał.John nie bał się bólu ani śmierci.Był taki sam jak Gabriel.Z jednym wyjątkiem.Wszedł do interesu, zanim sprzedał swą duszę.Michael wyrwał kopertę z jego ręki.Charakter pisma był męski.Znajomy.Michael poczuł uderzenie krwi do głowy.Gwałtownie rozdarłkopertę.Widząc pismo, nie miał najmniejszych wątpliwości, spod czyjej rękiwyszło.Dzwoniło mu w uszach.Pamiętał ciało Gabriela.Jak niewiele ważyło!Pamiętał twarz Gabriela.Spaloną do szczętu.215Zrozumiał, jak chytrze nim i Annę manipulowano.Michael wpadł w pułapkę równie łatwo, jak teraz wpadała w niąAnnę.Popatrzył w nie wyrażającą żadnych emocji twarz Johna.- Kiedy nadszedł list?- Trzy godziny temu.Kiedy Michaela nie było w domu, ponieważ próbował ratowaćżycie przyjaciela.Kto to przyniósł? John nie musiał odpowiadać.Kiedy ta gra sięwreszcie skończy?Kiedy Annę wyszła z domu?- Trzy godziny temu.Czy w towarzystwie posłańca? - warknął Michael.- Nie, sir.Towarzyszył jej Raoul.Odprowadzał ją na stacjękolejową.A więc Annę przybędzie do Dover w porze herbaty.Po odświeżeniu się tamten człowiek zaoferuje jej napój.A ona gowypije.I nie było siły ani na ziemi, ani w niebie, by Michael mógł topowstrzymać.- Panna Aimes zostawiła list, sir.- Gdzie on jest?- Myślę, że w koszu na śmiecie.Ale to powie panu Raoul.Raoul!Szef domowej służby, główny dozorca.Pionek w grze. Każdy ma swoją cenę".Zastanawiał się, jakie kłamstwo wymyśli główny lokaj, byusprawiedliwić nieobecność Annę.Od jak dawna ten człowiek go zwodził?Michael złożył list i wsunął w kopertę.Schował ją do wewnętrznejkieszeni marynarki.Powoli podniósł głowę.Czy Raoul wrócił już z dworca? - zapytałcicho, świdrując lokaja wzrokiem.Jest w kuchni - odparł z niewzruszonym spokojem John.Cofnął się o krok.Michael nie żywił już żadnych nadziei, a jednak jakaś jej iskra sięw nim tliła.Przez jedną szaloną chwilę wierzył, że przyjazń okaże się silniejsza216niż zazdrość.Chciwość.Nienawiść.- Czy posłaniec chciał widzieć się z Raoulem? John spoglądał wprzestrzeń nieruchomym wzrokiem.- Nie wiem, sir.Ja pilnowałem pani.Albo kłamał.albo mówiłprawdę.Michael wierzył mu.Nikomu jednak innemu ze swej służby ufać nie mógł.Dowodembył ten list.Z parteru docierały zapachy pieczonego mięsa - woń wołowiny, anie spalonego ludzkiego ciała.Pani Banting, kucharka, Marie,gospodyni, i Raoul, szef domowej służby, siedzieli przy długim,wykonanym z klonowego drewna stole.Kucharka, przysadzista,pulchna kobieta o twarzy krasnej jak dojrzałe jabłko, przypominającapodstarzałą wróżkę z dziecięcej książeczki, obierała kartofle.Marie,w oprawionych w stalową oprawkę okularach, zapisywała coś wksiędze wydatków.Przed Raoulem stała szklanka i butelka dżinu dopołowy opróżniona.Chlebodawcę pierwsza spostrzegła kucharka.Zerwała się z miejscajak oparzona.W jednym ręku trzymała kartofla, w drugim nóż.- Sir.?Marie popatrzyła na niego lodowatym wzrokiem.Stalówka jej pióragłośno skrzypnęła po papierze.Pojawienie się Michaela nie poruszyłotylko Raoula.Bez słowa sięgnął po butelkę i dolał sobie do szklankidżinu.Michael rozchylił usta w złowróżbnym uśmiechu.Ręka Raoula wyraznie drżała, zadając kłam jego pozornejbeztrosce.Powinien się bać.- Pani Banting, proszę o pudełko zapałek - poprosił Michael.- Tak, sir.Oczywiście, sir.Czy nic panu nie jest, sir? Słyszałam opożarze.Czy panu Gabrielowi nic się nie stało, sir?Na klonowy stół chlusnęła struga dżinu.Marie wyrwała z dłoniRaoula flaszkę i z trzaskiem odstawiła ją na blat.Jej również drżałaręka.Które z tych dwojga, mój główny lokaj czy gospodyni, mniesprzedało? - pomyślał.Zapałki, pani Banting.Czekam.Kucharka odłożyła nóż i kartofla do217metalowej misy z obierkami.Wytarła ręce o fartuch, przeszła w drugikoniec kuchni i zaczęła nerwowo szperać na półce obok czarnegożeliwnego pieca.Wróciła z pudełkiem zapałek, które podałaMichaelowi.Dziękuję - powiedział uprzejmie.- Może pani odejść
[ Pobierz całość w formacie PDF ]